Blisko ludzi"Jestem wkur...na, że nie mogłam się nim nacieszyć". Wdowy przed 30-tką

"Jestem wkur...na, że nie mogłam się nim nacieszyć". Wdowy przed 30‑tką

"Jestem wkur...na, że nie mogłam się nim nacieszyć". Wdowy przed 30-tką
Źródło zdjęć: © 123RF
Paulina Brzozowska
03.01.2019 11:21, aktualizacja: 03.01.2019 18:21

Utrata najbliższej osoby boli w sposób niewyobrażalny. Przekonały się o tym Kasia, Magda, Patrycja i Ewelina. Łączą je dwa wspólne elementy. Po pierwsze, każda z nich jest wdową. Po drugie, każda została nią jako bardzo młoda kobieta.

"Żałuję, że to nie ja umarłam"

- Cztery lata temu straciłam miłość mojego życia. Mam 27 lat i nie wiem, jak mam dalej żyć bez niego. Czuję, że nie zasługuję na szczęście – zaczyna swoją opowieść Kasia, pracownica sklepu odzieżowego w Poznaniu. Jej mąż zginął w wypadku samochodowym, w którym kobieta też brała udział. Do dziś nie rozumie, jak to mogło się wydarzyć.

- Uderzył w nas pijany kierowca, który nie ustąpił pierwszeństwa na drodze podporządkowanej. Mój mąż zginął na miejscu, ja przeżyłam. Przez czyjąś głupotę zostałam sama. Owdowiałam w wieku 23 lat. Całe życie było przed nami. Mieliśmy tyle planów – opowiada Kasia. – Do dzisiaj czuję się winna, że to nie ja umarłam. Kompletnie nie umiem się pozbierać. Psycholog pomaga, ale tylko na chwilę. Każdy dzień to pasmo bólu – dodaje.

Psychoterapeutka Ewa Chalimoniuk mówi, że młodym wdowom szczególnie trudno jest pogodzić się ze stratą. – Specyficzne dla młodych owdowiałych kobiet jest to, że często ich małżeństwa, gdy zostały przerwane, były jeszcze w fazie idealizacji związku. Trudno im się rozstać i uwierzyć, że kiedyś mogą spotkać równie cudownego partnera – tłumaczy.

Młoda i ładna na pewno kogoś znajdzie

Kasia codziennie słyszy, że jest jeszcze taka młoda i na pewno ułoży sobie życie. Nic jej tak nie denerwuje, jak takie komentarze. – W osiedlowym sklepie słyszę, jak szepczą za moimi plecami: to ta co młodo owdowiała. Albo co chwila ktoś z rodziny mówi mi, że całe życie przede mną i jeszcze kogoś znajdę. Czuję wtedy wściekłość. Nie chcę nikogo znajdować. Czy ludzie nie mogą tego zrozumieć, że umarła miłość mojego życia i nikt jej nie zastąpi? – oburza się 27-latka.

Ewa Chalimoniuk uważa, że takie sugestie są dla owdowiałych kobiet bardzo raniące. - Te słowa nie mają nic wspólnego ze zrozumieniem uczuć w żałobie i empatią w takiej chwili. Nie dają pocieszenia, tylko powodują złość i ból oraz poczucie samotności w cierpieniu – tłumaczy.

"Wyłam jak zwierzę"

Magda miała czas oswoić się z wieścią, że jej partner odejdzie. Kobieta ma 29 lat i mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości. Owdowiała w wieku 25 lat. – Tomek miał nieoperacyjnego guza mózgu. Kiedy dowiedziałam się, że nie ma dla niego szans na wyleczenie, mój świat runął w gruzach. Cierpiał prawie 2 lata i odszedł trzymając mnie za rękę. Kiedy umarł, nie mogłam uwierzyć, że go nie ma. Czekałam, aż zadzwoni i powie, że wraca już z pracy albo zapyta, co kupić w markecie – mówi Magda.

- Dopiero po pogrzebie, kiedy wszyscy poszli do domów i zostałam w mieszkaniu, uświadomiłam sobie, że zostałam sama. Tak naprawdę sama, bez wsparcia najbliższej mi osoby. Zaczęłam wyć jak ranne zwierzę. Nie mogłam się uspokoić. Czułam, jakby ktoś wydarł mi serce – wspomina zdruzgotana kobieta.

- Staram się jakoś sobie radzić, chociaż nie ma dnia, żebym nie tęskniła. Próbowałam randkować, "wyjść do ludzi", jednak nie potrafiłam otworzyć się na kogoś nowego. Raz wybiegłam ze spotkania ze łzami w oczach tylko dlatego, że facet pił herbatę w taki sam specyficzny sposób, w jaki pił mój Tomek. Nie jestem gotowa na miłość i boję się, że nigdy nie będę – mówi Magda.

Psychoterapeutka potwierdza fakt, że osoby, które straciły partnera, czasem z lęku przed związaniem się, traktują życie i kolejnych partnerów instrumentalnie. - Boją się angażować, chcą tylko użyć chwili. Z reguły po jakimś czasie czują jałowość i bezsens takiego zachowania i zaczynają tęsknić za prawdziwą, głęboką, bliską relacją – mówi ekspertka.

To nie był czas rozstania

- Do dzisiaj pamiętam dzień, kiedy dostałam telefon ze szpitala. Mój mąż jeździł na TIR-ach, nie było go w domu od 2 tygodni. Ja miałam wtedy 25 lat, on 26. Zadzwoniła do mnie jego mama, żebym szybko przyjechała na izbę przyjęć. Myślałam, że coś się stało teściowi, miał problemy z ciśnieniem. Nawet przez myśl mi nie przejszło, że to z moim Miśkiem coś jest nie tak – mówi o swojej stracie Patrycja, która jest wdową od 3 lat. Wychowuje samotnie córkę, która miała zaledwie 8 miesięcy, kiedy zginął jej tata.

- Kiedy dotarłam do szpitala, wiedziałam już, że mój mąż jest w niebezpieczeństwie. Widziałam zapłakanych teściów i lekarzy biegających jak w ukropie. Okazało się, że na trasie był poważny wypadek. Auto męża wywróciło się i cała lewa strona kabiny została zmiażdżona. Strona kierowcy. Mąż doznał licznych obrażeń wewnętrznych. Walczył jeszcze przez kilka godzin i zmarł w szpitalnej sali. Nie wiem, co wydarzyło się później. Zemdlałam na korytarzu – wspomina Patrycja.

- Ocknęłam się z marazmu dopiero po pogrzebie. Musiałam zajmować się córką. Dla niej wstawałam rano i ogarniałam dom. Była i jest sensem mojego życia. Dzięki niej czuję, że część mojego męża jest przy mnie – mówi kobieta. – Nie szukam nowego związku. Nikt nie zastąpi mi miłości męża. Jestem strasznie wku…ona na świat, że nie pozwolił mi się nim nacieszyć. To nie był czas na rozstanie – dodaje 25-latka.

Trędowata

Młode wdowy oprócz bólu po stracie muszą liczyć się także z tym, że ich otoczenie zaczyna inaczej je traktować. Pojawia się litość, niezrozumienie, często nawet odrzucenie wynikające z tego, że nie wiemy jak zachowywać się przy osobie pogrążonej w żałobie. Tak było w przypadku Eweliny, która została wdową w wieku 27 lat. Dziś ma 32 lata i czuje, że została na świecie całkiem sama.

– Po śmierci Mariusza znajomi przestali gdziekolwiek mnie zapraszać. Czasami zadzwonili zapytać, co u mnie, ale czułam, że robią to z grzeczności, bo nie wiedzą, co mają robić i jak do mnie mówić. Została przy mnie tylko jedna przyjaciółka, którą znam od dzieciństwa. To ona powiedziała mi, że znajomi nie chcą, żebym przychodziła na ich imprezy, bo wprowadzam depresyjną atmosferę. Straciłam miłość swojego życia, chyba mam prawo być smutna? Przy ludziach zachowuję się normalnie, funkcjonuję jak zwykle, nie wypłakuję sobie oczu. Boli mnie, że inni tak łatwo wyłączyli mnie ze swojego życia tylko dlatego, że jestem wdową i przeżyłam tragedię – mówi Ewelina.

Ewa Chalimoniuk uważa, że najtrudniejsza w młodym wdowieństwie bywa czasem niedostateczna pomoc rodziny, przyjaciół i państwa - zarówno finansowa, emocjonalna i w opiece nad dziećmi. - Po pierwszym okresie żałoby młode wdowy często zostają z życiowymi kłopotami same. Często słyszę, że znajomi stronią od osób pogrążonych w żałobie. Nawet wtedy, gdy te osoby nie epatują swoją rozpaczą – tłumaczy.

Psychoterapeutka podkreśla, że aby żałoba u wdowy nie przerodziła się w depresję, musi być zachowany sens życia i poczucie własnej wartości, a trudniej je zachować, gdy opuszczają nas przyjaciele, znajomi, bojący się zaprosić wdowę na imprezę, bo zepsuje zabawę.

Strata najbliżej osoby to jedna z najgorszych tragedii. Według WHO śmierć współmałżonka to najbardziej stresujące zdarzenie, jakie może nas w życiu spotkać. Owdowienie przed 30-stką jest szczególnie trudne. Bo jak tu pogodzić się ze stratą, kiedy dosłownie przed chwilą zaczęło się nasze "żyli długo i szczęśliwie".

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Wspomnienia tych, którzy stracili przez wojnę swoich najbliższych

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (207)
Zobacz także