Judith Leiber. Przeżyła wojnę, ukrywając się w piwnicy, dziś jej torebki kochają gwiazdy
Gdy w 1946 roku przypłynęła do USA, miała ze sobą tylko dwie rzeczy: zielony przybornik z narzędziami i talent do tworzenia torebek – od projektu po najdrobniejsze detale wykończenia. Judith Leiber, która podczas II wojny światowej ukrywała się w piwnicy z 60 osobami, ma dziś 95 lat i jest jedną z najsłynniejszych projektantek w historii. Jej wyroby nazywane są współczesnymi "Faberge". Kochają je gwiazdy, a niektóre modele osiągają cenę kilku tysięcy dolarów.
Hampton Museum w Virginii postanowiło stworzyć stałą wystawę poświęconą twórczości Leiber. A jest co oglądać, bowiem przez 40 lat powstało ponad 3500 modeli. Dyrekcja, która chce zdobyć każdy egzemplarz, w swojej kolekcji ma ich na razie 1500. Dlaczego są aż tak wyjątkowe?
- Zawsze sądziłam, że to dobry pomysł, by zaprojektować coś nietypowego, nawet dziwnego. Coś, czego do tej pory nikt nie zrobił.
I faktycznie, o jej wysadzanych kryształkami torebkach w kształcie arbuza, cukierka czy ryby, można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są sztampowe. Zresztą droga pod prąd to było właśnie to, co pozwoliło Leiber osiągnąć sukces.
Wpływowy węgierski bankier, Emil Peto, miał wobec swojej córki Judith dość sprecyzowane plany. W 1938 roku zaniepokojony narastającymi w Europie środkowej konfliktami, wysłał ją na studia chemiczne do Londynu. Sądził, że to miasto będzie bezpiecznym miejscem w razie wojny. A jednak jej wybuch zastał Judith w Budapeszcie, gdzie spędzała wakacje. Postanowiła wówczas, że zostanie z bliskimi w rodzinnym mieście i nie wróci na studia.
Drugie życie
Judith szybko znalazła sobie zajęcie zgodne z jej prawdziwymi zainteresowaniami. Dzięki koneksjom udało jej się zdobyć pracę u prestiżowego producenta torebek Pessl. To właśnie tam nauczyła się obróbki materiałów, tworzenia i mocowania elementów wykończeniowych. Znajomości nie zwolniły Judith z pracy na poszczególnych stanowiskach w fabryce ani z egzaminu mistrzowskiego, na którym musiała zaprezentować swój autorski wyrób. Był nim właśnie zielony przybornik na narzędzia, który później zabrała ze sobą w podróż do USA.
Zanim to się jednak stało, musiała przez kilka lat zmagać się z realiami wojny. Wielu jej bliskich wywieziono do obozów koncentracyjnych. Trzech wujów, którzy odmówili noszenia żydowskiej gwiazdy na ramieniu, rozstrzelano na miejscu.
- Niemcy wyciągali młode kobiety na plac i stamtąd deportowali albo po prostu zabierali dla siebie - mówi Judith po latach. - Wiele zostało ich prywatnymi prostytutkami.
Emila Peto cudem udało się uchronić przed wywiezieniem do obozu. Przyjaciel rodziny załatwił mu papiery szwajcarskiego dyplomaty i rodzina Peto zamieszkała wkrótce we w miarę bezpiecznym mieszkaniu należącym do szwajcarskiej ambasady. Był tylko jeden szkopuł – lokum musieli dzielić z innymi rodzinami.
- W jednej sypialni na podłodze leżało 26 materaców – opowiada Leiber. – Żeby nie zwariować, w głowie projektowałam kolorowe modele torebek.
Wkrótce okazało się, że ciasne mieszkanie i tak było luksusem. Większość ukrywających się w nim Żydów w 1944 naziści skierowali do getta. Judith i jej rodzinie udało się ukryć w piwnicy, którą zamieszkiwało już 60 innych osób. Tymczasem wraz z nadejściem Armii Czerwonej na ulicach miasta rozszalał się prawdziwy terror. Dochodziło do przypadkowych egzekucji i masowych gwałtów kobiet. W trakcie oblężenia Budapesztu zginęło ok. 40 tys. cywilów, a 50 tys. dziewcząt i kobiet w wieku od 10 do 70 lat zostało zgwałconych (niektóre dane mówią o 100 tysiącach). Ciągłe bombardowania nie dawały zasnąć:
- Nawet tam pod ziemią czuliśmy swąd palących się ciał - wspomina Leiber.
Gdy po wyzwoleniu miasta w 1945 roku mogła wreszcie opuścić piwnicę, wydawało jej się, że otrzymała nowe życie. Niebawem poznała amerykańskiego żołnierza Gersona „Gusa” Leibera, za którego wyszła za mąż, a później wypłynęła z nim w rejs do Nowego Jorku, zabierając oczywiście swój przybornik. Miała wówczas 26 lat.
Pani od torebek
Świeżo upieczona pani Leiber nie miała wątpliwości, co chce robić w życiu. Nie było to jednak takie proste. Mimo że zdobyła zatrudnienie w szwalni zajmującej się również wyrobem torebek, jej talent przez pierwsze miesiące był marnowany na odtwarzanie wzorów popularnych w Europie. Tego krnąbrna Judith nie wytrzymała zbyt długo. Sfrustrowana postanowiła porozmawiać z samym prezesem zakładu. Mimo że inni pracownicy Garay&Co., o ile w ogóle dostąpili zaszczytu spotkania, czekali najpierw posłusznie na swoją kolej w grafiku, Leiber któregoś dnia po prostu udała się do biura prezesa, bez słowa minęła sekretarkę i weszła do gabinetu mówiąc: „Chcę robić własne torebki, od początku do końca”. Tak zaczęła się jej kariera.
W 1953 roku model wykonany przez Leiber miał swój debiut w wielkim świecie – dzięki Mamie Eisenhower, która zabrała małą torebkę wysadzaną kryształkami na bal. Błyszczący gadżet przykuł uwagę innych osobistości. 10 lat później Judith przestała pracować dla innych i założyła własną firmę. Początkowo tworzyła swoje słynne chatelain bag, czyli kasztelanki (torebka przypominająca portmonetkę na łańcuszku) – kwadratowe, owalne, prostokątne. Wszystkie wyróżniały się bogatym zdobnictwem. To jednak przestało jej wystarczać, chciała iść jeszcze dalej. Wspominając fantastyczne wzory, które na przekór rzeczywistości przychodziły jej do głowy w ciemnej budapesztańskiej piwnicy, postanowiła spełnić swoje marzenia.
- W 1970 zrobiłam pierwszą torebkę w kształcie jajka, potem lwa, wachlarza i ryby. W 1979 zaprojektowałam torebkę-konia i żabę.
Dziś jej kolekcja zawiera całą feerię kształtów i kolorów. Ekskluzywne torebki wieczorowe jej autorstwa kochają gwiazdy. Ich fankami są Marion Cotillard, Jennifer Lopez, Katy Perry, Selena Gomez, Jennifer Lawrence, Blake Lively i wiele innych. 95-letnia Leiber tak podsumowuje swoją pracę:
- Studiowanie chemii i tak by nie wypaliło, dlatego zostałam panią od torebek.