Justyna Kozłowska: Byłam w gorącej wodzie kąpana. Macierzyństwo dało mi spokój

Justyna Kozłowska pokazuje w sieci macierzyństwo bez lukru
Justyna Kozłowska pokazuje w sieci macierzyństwo bez lukru
Źródło zdjęć: © East News | MATEUSZ GROCHOCKI

13.10.2024 15:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie tęskni za pracą w telewizji, ba, od 20 lat nie ma telewizora. – Moją telewizją jest wielkie okno, które zajmuje jedną trzecią ściany; mogę przed nim sobie siedzieć z kubkiem herbaty albo kawy i patrzeć na to, co dzieje się na dworze – mówi Justyna Kozłowska, dziennikarka, autorka vloga "10 minut spokoju", mama czwórki dzieci, nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w macierzyństwie.

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Spotkałam się z opinią, że dla jednych kobiet macierzyństwo jest bardzo łatwe, a dla drugich bardzo trudne. W której grupie byś umieściła siebie?

Justyna Kozłowska: Odpowiem: to zależy.

Jak u psychologa (śmiech).

Dokładnie (śmiech). Myślę, że przede wszystkim zależy to od etapu, na jakim jesteśmy jako matki, jakie mamy podejście do życia i do wielu innych spraw, ale zależy też od etapu, na którym jest dziecko. W tym ostatnim przypadku to kwestia bardzo indywidualna. Dla mnie macierzyńsko było łatwe na "etapie dzidziusiowym". Pierwszy rok, który dla wielu mam jest największym wyzwaniem – dziecko płacze, a one nie wiedzą, co robić, czują się zagubione, na początku są jeszcze w połogu – dla mnie okazał się właściwie sielanką.

Może trafiły mi się mniej wymagające egzemplarze, ale bardzo sobie ceniłam czas na tym przysłowiowym urlopie macierzyńskim. Mogłam skupić się na jednym dziecku, nie musiałam robić nic innego, celebrowałam spacery z wózkiem, kawę wypitą w mieście z koleżanką, która też była mamą, a z którą mogłam podzielić się troskami, obawami, zmartwieniami itp. Natomiast w moim macierzyństwie sprawdziło się powiedzenie, że im dalej w las, tym więcej drzew.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czyli tym gorzej i trudniej?

Tak. Dzieci rosną, mają swoje potrzeby, widać ich osobowość, dominujące cechy charakteru. Ja patrzę na to wszystko z perspektywy "wielomamy". Niektórzy twierdzą, że gdy dzieci rosną, stają się bardziej samodzielne i nie wymagają już tylu zabiegów oraz czynności, ale przy czwórce dzieci jest mi bardzo trudno zaspokoić potrzeby każdego z nich – chociażby coś tak banalnego jak potrzeba czasu i uwagi. W moim przypadku zawsze coś-ktoś odbywa się kosztem czegoś-kogoś. Muszę tak żonglować czasem, żeby każde moje dziecko coś z niego miało dla siebie.

W jakim wieku masz dzieci?

Trzynaście lat, dziesięć, siedem i prawie cztery.

Jakie relacje łączą rodzeństwo przy takim rozrzucie wiekowym? Zbudowanie relacji każdego dziecka z każdym jest w ogóle możliwe?

Myślę, że jak najbardziej jest możliwe, jednak przy większej różnicy wieku najstarsze rodzeństwo – u mnie córka – wchodzi w rolę opiekunki, która pobawi się, poczyta książkę. To jest z jej strony relacja pełna czułości oraz troski.

Nieraz słyszałam, że przy kilkorgu dzieci te starsze zwykle pomagają w wychowaniu młodszych. U ciebie tak jest?

Nie nazywałabym tego "pomaganiem w wychowaniu", bo jednak wychowują rodzice, ale rzeczywiście z racji wspomnianej różnicy wieku najstarsze dzieci pełnią wobec swojego rodzeństwa inną rolę. I to nie jest tak, że ktoś tej roli od nich wymaga; one wchodzą w nią same, po prostu tak czują i według tego postępują.

Macierzyństwo cię zmieniło?

Zdecydowanie tak. Myślę, że chyba jak w przypadku każdej kobiety.

Co się w tobie zmieniło najbardziej?

Macierzyństwo dało mi dużo spokoju i cierpliwości. Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana, wielozadaniowa, zorganizowana, wokół mnie musiało coś się dziać, bo jak się działo, to było fajnie. Macierzyństwo to wszystko przewartościowało. Okazało się, że wcale nie musi tak być. Że może być spokojnie i powoli. Odkryłam to przy swoich dzieciach. Pod ich wpływem zmieniłam wiele rzeczy – inne sprawy są teraz u mnie na pierwszym miejscu, a nie praca czy życie towarzyskie. To chyba normalny proces w życiu każdego rodzica, choć trzeba uważać, żeby nie wpaść w pułapkę, że tylko dzieci i dzieci – warto być spełnionym człowiekiem, żeby móc obdzielić tym innych.

Udaje ci się znaleźć 10 minut spokoju każdego dnia?

Teraz już tak, bo każde moje dziecko jest w placówce (śmiech). Mam trójkę szkolnych dzieci i jednego przedszkolaka, przyszedł więc moment, gdy mogę spokojnie pracować, zająć się domem i znaleźć 10 minut spokoju. Mieć tych kilka godzin każdego dnia to luksus.

Nominację w plebiscycie #Wszechmocne otrzymałaś m.in. za pokazywanie macierzyństwa bez lukru, za poczucie humoru i dystans do siebie oraz do świata. Ten luz miałaś w sobie od początku czy przyszedł z czasem?

Ja go w sobie odkryłam właśnie dzięki macierzyństwu. Byłam jedną z nielicznych mam, które prowadząc vloga, nie straszyły, a uspokajały, pokazywały dystans do wielu rzeczy i sytuacji. Dopiero jako matka zrozumiałam, że nie wszystko musi być na czas, nie wszystko musi być pięknie, wymuskane. Wiele rzeczy po przyjściu na świat moich dzieci okazało się zupełnie bez znaczenia – czy mam pozmywane naczynia, czy może leżą brudne w zlewie, czy mam umytą głowę albo to, że dziecko ma brudny sweterek, bo przed chwilą grzebało w ziemi. Zobaczyłam, jak w wielu kwestiach można odpuścić.

Parę lat temu kupiłaś dom, jak pisały media "w fatalnym stanie". Miało być to miejsce wytchnienia dla twojej rodziny. Udało ci się spełnić to marzenie?

Tak. Nadal mieszkamy w Warszawie, bo mamy tu blisko do szkoły, przedszkola itp., ale mamy też drugi dom, weekendowo-rekreacyjny. Nawet za chwilę pakujemy się i do niego jedziemy (rozmowa odbyła się w piątek – przyp. red.). Kupiłam to siedlisko z rozpadającym się domem, który trzeba było zrównać z ziemią. Na tym miejscu powstał nowy dom modułowy. Po prostu na pewnym etapie mojego życia pojawiła się potrzeba kontaktu z naturą, poza tym dużo czytałam o tym, że dla dzieci przyroda jest superważna i bardzo pozytywnie wpływa na ich rozwój. Zapragnęłam mieć swoje miejsce na Ziemi, gdzie będę mogła wypuścić dzieciaki w świat, do lasu, na pole, a ja będę mogła sobie uprawiać warzywka, piec chleb – i będzie wiejsko, sielsko, przyjemnie.

Gdy siedzisz tam w otoczeniu natury, wśród dzieci, nie brakuje ci telewizyjnego zgiełku, który kiedyś był twoją codziennością?

W ogóle. Od 20 lat nawet nie mam telewizora (śmiech). Moją telewizją jest wielkie okno, które zajmuje jedną trzecią ściany; mogę przed nim sobie siedzieć z kubkiem herbaty albo kawy i patrzeć na to, co dzieje się na dworze, co robią moje dzieci, obserwować, jak szumią drzewa i jaki ptak przyleciał.

Justyna Kozłowska jest nominowana w plebiscycie Wszechmocne w kategorii #Wszechmocne w macierzyństwie.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wszechmocnemacierzynstwodzieci
Komentarze (5)