Kasia i Ewelina Domańskie: chciałybyśmy, żeby ludzie byli oswajani z tematem tęczowych rodzin, a nie straszeni nieznanym
Kasia i Ewelina Domańskie poznały się w 2011 roku, przed uczelnią. Od ponad 8 lat są parą, a od półtora roku razem wychowują córkę. Jeszcze zanim urodziła się Amelia, Ewelina zmieniła nazwisko na nazwisko Kasi. W swoich mediach społecznościowych pokazują, jak wygląda życie tęczowej rodziny w Polsce.
10.07.2020 14:19
Klaudia Kolasa, WP Kobieta: Od półtora roku jesteście mamami Amelii. Jak sobie radzicie?
Kasia: Amelia ma już półtora roku. Ewelina była w ciąży dzięki inseminacji. Czasami jest macierzyństwo z lukrem, a czasami bez lukru. Mamy standardowe problemy, jak wszyscy młodzi rodzice w Polsce.
Ewelina: Choć niektórym ciężko jest to pojąć. Przykładowo, dziwią się, że dziecko ząbkuje, że ma gorszy dzień, że płacze, że ma gorączkę albo że jest radosne, że powiedziało "mama".
Dostajemy wiadomości na Instagramie, że ludzie nie spodziewali się, że może być tak normalnie i naturalnie w tęczowej rodzinie. Często pojawia się to samo zdanie: "wyobrażaliśmy sobie to inaczej". Nie precyzują jak.
Wspomniałyście o inseminacji. Jak lekarze reagowali na to, że dziecko będzie miało dwie mamy?
Kasia: Chciałyśmy, żeby ginekologiem była kobieta. Trafiłyśmy do wspaniałej lekarki. Byłam obecna podczas każdej wizyty i na bieżąco byłam informowana o tym, jak przebiega ciąża.
Ewelina: Czasami czułam się tam niepotrzebna, bo pani ginekolog umawiała się na wizyty z Kasią, a nie ze mną. W szpitalu też wszyscy przyjęli nas pozytywnie. Kiedy powiedziałam, że przy porodzie będzie towarzyszyła mi partnerka, lekarka bez zastanowienia odpowiedziała: "no dobrze, to będzie mogła wejść. Zaraz poproszę". Kasia nawet przecinała pępowinę.
A co było dla was największym wyzwaniem?
Kasia: Po tygodniu urlopu wypoczynkowego musiałam wrócić do pracy. To, że zostawiałam dziewczyny na te 8 godzin, było dla mnie najgorsze.
Ewelina: Ja bardzo długo dochodziłam do siebie po porodzie i potrzebowałam tego, żeby ktoś był obok. Żeby wziął Amelkę, kiedy nie będę dawała rady. Dla ojców urlop jest dłuższy. I to są właśnie te nierówne prawa.
Jeśli jesteśmy przy prawach, jak wyglądało załatwianie wszystkich dokumentów dla Amelki?
Kasia: Nie dość, że Ewelina musiała się zwlec kilka dni po porodzie i wszystko sama załatwić, to jeszcze w akcie urodzenia w Polsce, niby dla dobra dziecka, jest zapisek o ojcu. Nie ma takiej adnotacji, że jest ojciec nieznany.
Ewelina: Musiałyśmy podać wymyślone imię i moje nazwisko. I to jest zabezpieczenie dla dziecka, że jakiś ojciec jest, bo nasz rząd twierdzi, że dziecko byłoby dyskryminowane, gdyby ojciec był nieznany. Moim zdaniem gorsze dla dziecka będzie tłumaczenie się z ojca, którego tak naprawdę nie ma.
Zobacz także
Pewnie wiele tego typu utrudnień napotykacie na swojej drodze. Nie obawiałyście się wspólnego wychowywania córki w kraju, w którym pary jednopłciowe wciąż nie mają takich praw, jak pary heteroskesualne?
Ewelina: Nie miałyśmy obaw, bo nie spotkałyśmy się z żadnymi przejawami homofobii w stosunku do nas. Obracamy się w tolerancyjnym środowisku. Zarówno w pracy, jak i wśród przyjaciół nie było żadnych zgrzytów czy urywania znajomości z tego powodu, że jesteśmy parą.
Kasia: Dziecko od początku było naszym marzeniem. Mówiłyśmy sobie, że gdybyśmy miały córkę, to byłybyśmy przeszczęśliwe. Jak widać, marzenia się spełniają.
Ewelina: Kiedyś myślałyśmy o tym, żeby wyjechać zaraz po studiach za granicę, ale jakoś ten temat przeminął, bo jednak tu jest nasze miejsce.
Kasia: Jesteśmy za bardzo rodzinne, żeby wyjechać.
Niektóre pary homoseksualne pobierają się za granicą i później wracają do Polski. Myślałyście o tym?
Kasia: Byłybyśmy żoną i żoną, ale w Polsce nic by nam to nie dało. Najbardziej zależy nam na stabilizacji prawnej. Chciałybyśmy móc dowiadywać się o swoim stanie zdrowia. Chciałybyśmy, żebym miała prawa do własnej córki.
Ewelina: Mi tam zależy też na ślubie. Ale nie za granicą. W Polsce.
Kasia: Na ten moment nie mogę decydować o stanie zdrowia Amelki. Gdyby była taka konieczność, nie będę mogła nic zrobić. Gdyby też Ewelinie się coś stało, to musiałabym walczyć o Amelię w sądzie.
Ewelina: To jest nie do pomyślenia. Jeśli matka umiera, ojciec ma prawo do dziecka. U nas byłoby tak, że dziecko trafiłoby do dziadków albo do domu dziecka. Od jakiegoś czasu boję się, że rząd zacznie się bardziej interesować rodzinami, w jakich wychowują się dzieci. Boję się, że będzie łapanka na rodziny tęczowe, a nie na te patologiczne.
A obecna sytuacja w Polsce? Co na to wasze rodziny?
Kasia: Oni też się dziwią, że aż tak daleko to zabrnęło. Ja pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Mimo wszystko to, co się dzieje, też ich uderza. Też się o nas boją.
Ewelina: To jest szerzenie nienawiści. Ludzie, którym tęczowe rodziny były obojętne, teraz uważają, że jesteśmy najgorszym złem. Nie wiadomo, co oni mogą sobie myśleć. To jest takie psychologiczne zagranie.
Kasia: My jesteśmy dobrym przykładem na to, że nie należy rezygnować ze swoich marzeń pomimo tego, że teraz jest w Polsce tak, jak jest. Piszą do nas osoby, które są lesbijkami, że boją się powiedzieć swoim rodzinom, że są razem, że też chciałyby mieć dziecko. Wiadomo, że to jest takie rzucanie się na głęboką wodę, ale każdy powinien słuchać własnego sumienia. U nas na początku też nie było reakcji: "o jesteś z kobietą, ekstra. Przyprowadź ją do domu". Nie. Była roczna przeprawa przez to, żeby wytłumaczyć naszym rodzinom, że to nasze życie.
Zobacz także
Opowiecie o tym, jak udało się wam to osiągnąć?
Kasia: Nie do końca byłyśmy gotowe na tzw. wyjście z szafy. Mama Eweliny dowiedziała się przez przypadek. Znalazła liścik w szufladzie. Powiedziała moim rodzicom, a moi rodzice chcieli zabrać mnie z Bydgoszczy.
Ewelina: To spadło na jednych i na drugich jak grom z jasnego nieba. Nie wiedzieli, jak mają się zachować, co mają zrobić. Byli bardzo zagubieni w tym wszystkim. Nikt się nigdy nie spodziewa.
Kasia: Spokojnie z nimi rozmawiałyśmy, przez rok trawili temat. My z siebie nie zrezygnowałyśmy, więc przeciwnie, mówiłyśmy o sobie za każdym razem, kiedy się z nimi spotykałyśmy. Chciałyśmy ich oswoić.
Ewelina: Nie zawsze jest różowo, ale każda rodzina ma jakieś problemy. Ludzie zarzucają nam, że nie patrzymy na dobro Amelii, że będzie szykanowana w szkole. Dzieci są szykanowane w szkole z wielu innych powodów: bo ich mama jest sprzątaczką, bo nie mają markowych ubrań, bo mają śmieszne nazwisko, bo mają rude włosy, bo są otyłe. Czy idąc tym tropem, powinno być tak, że ludzie otyli nie mogą mieć dzieci, bo jest ryzyko, że ich dziecko będzie otyłe i spotka się z szykanowaniem?
Kasia: Dziś, na etapie żłobka, nie mamy żadnych problemów. Panie nas zaakceptowały, nawet na Dzień Matki dostałyśmy dwa prezenty.
Na Instagramie pokazujecie, jak wygląda wasze życie, staracie się oswoić społeczność z widokiem tęczowej rodziny. Spotykacie się z hejtem?
Ewelina: Dostawałyśmy wiadomości, że jesteśmy patologią, że lepiej, żebyśmy oddały dziecko do domu dziecka. W zeszłym roku jakaś pani napisała do nas, że Amelka na pewno popełni samobójstwo, bo dwie mamy to przecież jest najgorsze, co może być.
Kasia: Pamiętam, że kiedyś też dostałyśmy wiadomość, że Ewelina musi koniecznie mnie zostawić i znaleźć sobie partnera. Dla dobra dziecka.
Ewelina: Czasem też pojawiają się komentarze, że na pewno zakażemy Amelii spotykać się z mężczyznami i będzie musiała być lesbijką. Jednak sporadycznie dostajemy takie wiadomości.
Kasia: Dużo ludzi do nas pisze, że fajnie, że mamy córkę, że widać, że jest jej dobrze. Wielokrotnie dostawałyśmy wiadomości, że ktoś pokazuje nas jako przykład i uświadamia swoje otoczenie. To miłe.
Pewnie przyjdzie moment, że Amelia zacznie zadawać pytania. W polskiej szkole nie dowie się o tym, że istnieją inne modele rodzin niż mężczyzna, kobieta, dziecko. Od początku pokazujecie jej, że są różne możliwości, czy czekacie, aż zapyta, dlaczego ma dwie mamy?
Kasia: Od początku o tym mówimy. Jesteśmy z wykształcenia pedagogami, więc mamy teoretyczne pojęcie, jak przygotować dziecko na różne możliwości.
Ewelina: Grunt to być szczerym. Chcemy, żeby Amelia od początku wiedziała o tym, że są różne typy rodzin, a ona akurat ma dwie mamy. To automatycznie niweluje inne problemy. Jak się będą pojawiać pytania, będziemy na nie odpowiadać. Chcemy, żeby to wszystko wyszło nam naturalnie.
Mówiłyśmy już o hejcie i o trudnościach, jakie napotykacie w życiu codziennym. A czy zdarzyło się wam, że kogoś pozytywnie zaskoczyłyście jako para?
Ewelina: Było mnóstwo takich sytuacji. Na pierwszym szczepieniu z Amelką pani pediatra cały czas zwracała się do mamy. My byłyśmy we dwie. I Kasia odpowiadała na każde pytanie, kiwała głową. W końcu ta pani nie wytrzymała: "ale ja mówię do mamy, a pani kim jest? Drugą mamą?". Kasia opowiedziała: "no tak". No i ona błyskawicznie zareagowała: "aha, no to w takim razie mówię do pań, jako do mam". Dużo starszych osób nas pozytywnie zaskakuje.
Jakich zmian chciałybyście w Polsce?
Ewelina: Chciałybyśmy, żeby ludzie byli oswajani z tematem tęczowych rodzin, a nie straszeni nieznanym. Poza tym chciałybyśmy mieć równe prawa, żebyśmy nie musiały martwić się, co będzie z Amelką, jeśli…
Kasia: Pewnie większość osób nie zna takich ludzi jak my, ale krzyczą, bo inni każą im krzyczeć. Nawet nie mają świadomości, że w rodzinie LGBT może być ich sąsiad, pani w sklepie, mechanik, kolega z pracy. To przykre. Nie wiadomo, czy taka "ideologia" nie uratuje kiedyś komuś życia w szpitalu.