Katalońskie święto róży i książki
Nie musisz być w Hiszpanii, by zostać włączonym do łańcuszka świąt katalońskich. Jeśli nawet ominie Cię wręczanie sobie prezentów na ulicy Barcelony, możesz je dostać mailem.
18.08.2009 | aktual.: 22.06.2010 21:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nie musisz być w Hiszpanii, by zostać włączonym do łańcuszka świąt katalońskich. Jeśli nawet ominie Cię wręczanie sobie prezentów na ulicy Barcelony, możesz je dostać mailem.
- Aga, Aga !Otwórz maila! – krzyczy do mnie Paula, nasza przyjaciółka z Barcelony. Na ekranie tańczą mi litery i dziwne motywy układające się w cytaty z literatury, by w końcu złożyć mi życzenie z okazji Sant Jordi i zamienić się w różę. – Dostałaś różę, bo jesteś dziewczynką – śmieje się Paula.
23 kwietnia to dzień Świętego Jerzego – który dla Katalończyków miał przez lata wymiar wręcz politycznego przywódcy. Bohater obrońca, który zabija smoka i ratuje księżniczkę, to idealny symbol zwycięstwa dobra nad złem. Dla mieszkańców Katalonii uosabia on aspiracje do wolności – a w końcu na walce o wolność opiera się katalońska historia oraz tożsamość… Aby trochę oswoić wojownika – jego święto jest jednocześnie świętem zakochanych. Niezwykle rozwinięty kult świętego Jerzego (od patronowania rolnikom, po dworskie formy kurtuazyjne) ewoluował w święto absolutnie współczesne. I nikt już w Barcelonie chyba nie pamięta o rycerzu który pokonał smoka, lecz raczej o romantycznym zwyczaju obdarzania damy swojego serca – różą… Jak do róży dołączyła książka? Otóż zakaz tradycyjnych świąt w czasie dyktatury Primo de Rivery wyzwolił kreatywność: w 1926 roku la Cambra Oficial del Llibre de Barcelona (Oficjalna Izba Książki w Barcelonie) ustanowiła 23 kwietnia Dniem Książki. Jako „idealny powód” można było podać
upamiętnienie daty śmierci Cervantesa i Shakespeare'a .
Aktualnie z Sankt Jordi łączy się – podszyta politycznym wymiarem – fiesta komercyjna. Uliczne budki z różami, stanowiska bukinistow, mieszkańcy Barcelony snujący się po mieście z kwiatami w ręce (część z nich przefarbowana jest na oficjalne kolory ukochanego klubu FC Barcelona ), imprezy związane z dniem zakochanych i setki sposobów na które poszczególni „zakochani” celebrują ten dzień, czy otwarcie dla publiczności specjalnie ustrojonej różami na tę okazję Kaplicy Świętego Jerzego w Palau de la Generalitat – to wszystko składa się na to co, Katalończycy lubią najbardziej: imprezę!
Ci którym nie uśmiecha się komercyjny wymiar święta ( - To taka głupota, wszyscy oczekują ode mnie, że kupię róże rano, choć kwiaciarnię mam pod nosem i że będę z tymi kwiatami chodził cały dzień, zanim wręczę je żonie i córce! – piekli się Carlos, znajomy fotograf z Barcelony) mogą zawsze go obejść – na przykład stowarzyszenia studentów organizują wtedy wymianę książek. Można też udać się na 24-godzinne czytanie „Don Kichota”… Są też tacy floryści, którzy tego dnia organizują prawdziwe wystawy: na przykład za pomocą ponad czterdziestu kolorów róży starają się pokazać różne rodzaje miłości – od zazdrosnej po matczyną…
-Barcelona wygląda wtedy jeszcze bardziej imprezowo: jest jeszcze więcej mimów i grajków na ramblach, zdarza się, że ludzie tańczą na ulicy, a wszystkie kobiety – od uczennic po babcie – mają w rękach kwiaty – wspomina Alba. Mnie - przy całym entuzjazmie dla Sankt Jordi ( które również w Polsce obchodzone jest jako dzień czytelnictwa) - zawsze śmieszy niesprawiedliwość: ty mi róże, ja tobie książkę. Ale trudno by tradycyjne święto poświęcone komuś, kto „ocalił księżniczkę przed smokiem” nie zawierało „tradycyjnych” elementów…
Możecie sami spróbować wysłać komuś prezent na Sanki Jordi mailem : http://www.gencat.cat/santjordi/2006/frames.html
Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto ze swoich podróży nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…