Kiedy kontaktu z matką jest za dużo. "Należałoby przeciąć pępowinę"
Kasia ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia" w jednym z ostatnich odcinków przyznała, że dzwoni do swojej mamy 15-20 razy dziennie. To wyznanie zszokowało eksperta, jej męża, a także internautów. Ci piszą, że w wieku 31 lat należałoby odciąć już pępowinę. - Jeśli jesteśmy w sytuacji, że wiele razy mówimy "nie życzę sobie telefonów", a dalej mama dzwoni, powiedzmy: "nie będę odbierać telefonów, bo prosiłam, a nie szanujesz mojego zdania" - mówi w rozmowie za nami terapeutka Zuzanna Kuhl, która sama musiała przepracować relację z matką.
24.11.2021 17:21
Zuzanna Kuhl jest terapeutką i mediatorką rodzinną. Ma za sobą toksyczną relację z mamą, która wychowała ją sama. Ekspertce udało się z niej wyjść, zbudować i utrzymać nowe warunki rodzicielskiej relacji. Ale droga do tego nie była łatwa.
- Matka była narcystyczną osobą, którą spotykały różne porażki. Myślała, że dziecko będzie poduszką, maskotką, która zawsze będzie pocieszać w potrzebie. Tak wyglądało całe moje życie. Wydawało mi się, że mama jest moją przyjaciółką, najważniejszą osobą, czułam, że muszę ją pocieszać, ratować, odpowiadać za jej stan emocjonalny. Kontakt miałyśmy non stop i mi się wydawało, że chciałam tego kontaktu. Razem jeździłyśmy na wakacje, nawet już w dorosłym życiu – opowiada kobieta.
Gdy była już po 30-tce, trafiła na wywiad o parentyfikacji, czyli sytuacji, kiedy to dziecko odpowiada za rodzica.
- Poczułam, że moje życie było iluzją. Zaczęłam zgłębiać temat i odkrywać, co się z tym wiąże. Dysfunkcją było to, że moje życie kręciło się wokół życia mojej matki. Miałam mocno zachwiane poczucie własnej wartości. Zaczęłam się buntować i moja relacja z matką osłabiła się. Zareagowała alergicznie, potrzebowała mnie do tego, żebym ją pocieszyła. Nagłe było to, że nie chciałam mieć z nią do czynienia – opowiada Zuzanna Kuhl.
Później zaczęła pracować nad sobą, poszła na psychoterapię. - Zrozumiałam, że wiele wyborów w życiu podyktowanych było przez strach. Musiałam postawić granicę matce, która przestała mnie mieć pod kontrolą, a jeszcze bardziej chciała mnie kontrolować. Dziś pracuję z dorosłymi dziećmi toksycznych rodziców – opowiada.
- Mam 39 lat i od roku czuję, że ja mam matkę, pracowała nad sobą po dłuższym braku kontaktu. Bo nie szanowała tego, że ja chcę żyć swoim życiem i mieć z nią zdrową relację. Bardzo się buntowała, ale ja byłam stanowcza. W pewnym momencie znów pojawiła się w moim życiu i powiedziała, że chce, żebyśmy miały kontakt. Zaczęła szanować moje wybory, nie dawać rad, o które nie proszę, przestała krytykować, kontrolować. Uważam, że mam szczęście, że tak się stało – mówi kobieta.
"Postawiłam ultimatum"
Justyna z Warszawy też miała podobny problem. Pojawił się w jej małżeńskim życiu. Tyle że bardzo zażyłą relację ze swoją matką miał jej mąż. Na tyle zażyłą, że uprzykrzała jej życie. 38-latka przyznaje, że wzmożone kontakty męża z matką zaczęły się po ich ślubie. Kiedy zamieszkali razem, mąż ze wszystkim dzwonił do mamy.
– Nie liczyłam tych telefonów, ale było ich bardzo dużo, kilkanaście dziennie. Rano przed wyjściem do pracy, wieczorem, kiedy byliśmy już w domu też. Jestem pewna, że w pracy też się z nią kontaktował, ale świadkiem tego już nie byłam. Zawsze prosiła, żeby zadzwonił, jak gdzieś dojedzie – do pracy, do domu – mówi kobieta. Opowiada, że mąż dzwonił do mamy ze wszystkim.
– Mówił, co było na śniadanie, na obiad, jak w pracy, jak dzieci, jakie plany na weekend. W pewnym momencie było dla mnie to męczące. Nieraz poruszałam ten temat, ale on nie widział w tym problemu. Nie chciałam mu przecież zakazywać kontaktów i być wrogiem teściowej – mówi 38-latka. Irytowało ją to strasznie, dlatego prosiła męża wiele razy, że pora przystopować.
– Czułam się tak, jakby teściowa była tą trzecią w naszym związku. W końcu postawiłam ultimatum: ograniczenie tych telefonów. Chciałam, żeby rozmawiał ze mną, nie z nią. Poskutkowało i teraz jest tego kontaktu znacznie mniej. Mąż raczej już nie dzwoni, pozostają tylko telefony, które wykonuje teściowa – opowiada Justyna.
Terapeutka zaznacza, że czerwona lampka powinna się nam pojawić w sytuacji, gdy ktoś nie szanuje stawianych przez nas granic. Pojawia się manipulacja, wpędzenie w poczucie winy. A wymaganie szacunku nie jest niczym złym. - Osoby toksyczne nie chcą szanować granic innych, one na tym korzystają.
- Jedynie przez stawianie granic ostro i konsekwentnie jesteśmy w stanie sprawić, że ktoś zacznie nas szanować. Musimy jasno to powiedzieć, ale też wprowadzać pewne sankcje. Jeśli jesteśmy w sytuacji, że wiele razy mówimy "nie życzę sobie telefonów", a dalej mama dzwoni, powiedzmy: "nie będę odbierać telefonów, bo prosiłam, a nie szanujesz mojego zdania" - radzi Zuzanna Kuhl.
Relacja naturalna i niewymuszona
Częste kontakty z rodzicami nie zawsze oznaczają, że dzieje się coś złego. Joanna Bilińska bardzo ceni swoją relację z mamą. - Jest moją najlepszą przyjaciółką. Interesuje ją moje życie, moje dzieci, a jej wnuki, moje plany i marzenia. Jest dla mnie opoką i wsparciem w każdej sytuacji. Dlatego jeśli w danym dniu dzieje się coś ciekawego, zawsze do niej dzwonię. Ona dzwoni ze swoimi nowinami – mówi w rozmowie z nami 37-latka. I dodaje, że swoją mamę uważa za osobę mądrą życiowo.
- Zna się na wielu rzeczach, więc chętnie pytam ją o radę. W sumie rozmawiamy zwykle kilka razy dziennie. Regularnie się też widujemy. Moja mama nie jest osobą narzucającą się. Nie przychodzi bez zapowiedzi ani się nie wprasza. Nasza relacja jest dla nas obu naturalna i niewymuszona – mówi kobieta.
Jak przyznaje, radzi się swojej mamy w kwestii wychowania dzieci, a opinia mamy jest dla niej ważna. Mąż Joanny nie czuje się przytłoczony ani osaczony kontaktami ze swoją teściową.
- Mają z moją mamą też bardzo fajną relację i świetnie się dogadują. Jego mama, a moja teściowa mieszka na stałe w Niemczech i widzimy się raz do roku. Więc moja mama nadrabia za dwie babcie – podsumowuje 37-latka.
Zuzanna Kuhl w rozmowie z WP Kobieta zwraca uwagę na ważną kwestię. - Każda relacja powinna opierać się na szacunku i równowadze, także te panujące w rodzinie. Jeśli te warunki są spełnione, nie ma powodu do niepokoju. To, co powinno być sygnałem ostrzegawczym, to kiedy w relacji czujemy, ze nie możemy być sobą, że nasze potrzeby i granice nie są przez drugą osobę szanowane - podsumowuje.
Zobacz także: Borderline, czyli burza w emocjach