Kiedy pieniądze kończą się szybciej niż miesiąc. Ekstremalne oszczędzanie mają we krwi
Monika wydaje 2 tys. na torebkę, a później je ryż z sosem przez 5 dni. Tamara w kryzysowej sytuacji robiła pranie, jednocześnie biorąc prysznic. Rafał na początku miesiąca chodzi do modnych knajp, na koniec miesiąca prysznic bierze tylko na siłowni. Chociaż starają się oszczędzać na bieżąco, kończy się zwykle tak samo.
31.10.2019 | aktual.: 31.10.2019 20:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Przez pierwszy tydzień chodzę ze znajomymi do Charlotte na śniadanie, kupuję ciuchy Calvina Kleina i baluję w drogich klubach. Jeden wieczór to 200-300 zł na drinki i taksówki. Potem kasa się kończy i do końca miesiąca jem pierogi z Żabki i ryż z kurczakiem – mówi Rafał, pracownik jednej z warszawskich agencji reklamowych, który przyznaje, że oszczędność nie jest jego drugą naturą.
1,5 tygodnia szaleństwa
Rafał ma 27 lat, zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie. Czasami na konto wpadnie jeszcze jakaś premia, wtedy na "szaleństwa" wystarczy dłużej. Chociaż chciałby zacząć oszczędzać na własne mieszkanie i zabezpieczyć swoją przyszłość, co miesiąc powtarza ten sam scenariusz. – Zwykle po maksymalnie 1,5 tygodnia jestem prawie spłukany i muszę żyć za 100 zł tygodniowo. Czasami za mniej. Ale co się przez te 10 dni wybawię, to moje – tłumaczy młody mężczyzna.
Na pytanie po co tak się męczy i dlaczego nie rozplanuje sensownie swojego budżetu tak, żeby na wszystko mu starczało do końca miesiąca mówi, że tego wymaga od niego towarzystwo, w jakim się obraca. – To są ludzie na poziomie. Nie chcę odstawać. Poza tym co mi z tego, że przeżyję spokojnie 30 dni, jak mogę przez 10 żyć jak gwiazda? – dodaje.
Zobacz też: "Za mocne brwi, za mocne rzęsy". Makijażystka o błędach Polek
Rafał ma swoje patenty na przeżycie za minimalne kwoty. Najtrudniejsza sytuacja, w jakiej się znalazł, to 50 zł na dwa tygodnie. – Prysznic brałem na siłowni, bo kartę miałem opłacaną ze świadczeń pracowniczych. Nie musiałem więc kupować szamponu i żelu pod prysznic. Jadłem makaron z sosem przez 5 dni z rzędu. Żeby się nie znudził, wykorzystywałem różne rodzaje makaronu. Kokardki, wstążki, świderki… dało się przeżyć, chociaż bywało trudno – wspomina.
Nieustanne wydatki
Średnie wynagrodzenie w Polsce wynosi 4839,24 zł. Koszt wynajmu mieszkania lub spłaty raty kredytu hipotecznego to od 1000 do 2500 tys. zł miesięcznie. W wyjątkowo dogodnej pozycji są osoby, które mieszkanie otrzymali w spadku lub mieszkają w domu rodzinnym. Do tego należy także odliczyć koszt rachunków za prąd, wodę, ogrzewanie i media – to kolejne 100-300 zł w skali miesiąca. Jeśli zdarzy się zachorować, na leki idzie kolejne kilkadziesiąt złotych. Wydatków nie ubywa, pensji z konta bankowego ubywa za to bardzo szybko.
Pranie 2w1
Tamara ma 31-lat, pracuje w szkole językowej, zarabia 3 tys. miesięcznie. Do tego 500 zł alimentów od byłego męża na ich 6-letniego synka. – Wydaje się sporo, ale szybko ucieka. Płacę 2 tys. raty kredytu za mieszkanie. Rachunki i opłaty administracyjne to jakieś 500 zł. Zostaje tysiąc. Wyżywić siebie i dziecko, ubrać małego, dać mu na urodziny kolegów, zabrać czasem do kina. Staram się to spinać, ale nie jest łatwo – mówi młoda mama.
Kobieta wspomina swój "najcieńszy", jak sama to nazywa, miesiąc. – Było tak źle, że zostało mi 200 zł na 3 tygodnie. Nakupowałam suchego prowiantu, bo uznałam, że jedzenie to mój priorytet. Na reszcie da się zaoszczędzić. Brakło mi na przykład kasy na proszek do prania, a musiałam pilnie wyprać synkowi ubranie na wyjazd z ojcem. Wrzuciłam je do kabiny prysznicowej i kiedy się myłam, woda z mydlinami zrobiła robotę. Nogami trochę pougniatałam, zupełnie jak w pralce – zdradza swój patent Tamara.
Od byłego męża pieniędzy nie chce, od rodziców nie pożyczy, bo wie, że nie mają jej z czego dać. – Sami ledwo przędą. Mają malutkie emerytury. Byłego nie będę w to angażować, bo jest bydlakiem i nie chcę go więcej na oczy widzieć. Niech tylko przysyła alimenty, ja sobie jakoś poradzę – dodaje.
"Rozłącz się i poczekaj"
Wpisując w wyszukiwarkę frazę "ekstremalne oszczędzanie" widzimy dziesiątki artykułów z poradami, jak maksymalnie zmniejszyć wydatki. Czasami aż do granicy absurdu. "Obrywaj wszystkie zbędne szypułki, listki i ogonki przy warzywach i owocach. Zmniejszysz wagę zakupów, a tym samym – cenę", "Rozłącz się w połowie rozmowy i poczekaj. Rozmówca zaraz oddzwoni i pogadacie na jego koszt", "Rozcieńczaj płyn do zmywania. Te dobrej jakości będą działały nawet z odrobiną wody" – takich mądrości nie brakuje. I chociaż wydają się być przesadą, wiele osób się do nich stosuje. Zwłaszcza, gdy jest za dużo miesiąca na koniec pieniędzy.
Mania zakupów
Marietta bardzo lubi wielkomiejski styl życia. Fryzjer, kosmetyczka, torebka Gucci. Żeby taki prowadzić, musi coś jednak poświęcić. Z jej pensji na wszystko by nie wystarczyło. – Po wypłacie włącza mi się jakaś mania zakupów. Widzę coś ładnego i muszę to mieć. Nie biorę pod uwagę, że skoro kupuję torebkę za prawie 2 tys. złotych, to zabraknie mi na życie. W tamtej chwili liczy się tylko "chcę" – mówi 25-letnia menagerka z Krakowa.
Znajomi są pod wrażeniem szczupłej figury Marietty. Mówi im, że to godziny na siłowni i specjalna dieta. Nie mija się zbytnio z prawdą. Chodzi jednak o to, że czasami po prostu nie starcza jej na jedzenie. – Potrafię przeżyć 2 dni tylko na kawie i 2 zupkach chińskich. Więcej nie pociągnę. Próbowałam i źle się to skończyło. A na leczenie tym bardziej mnie nie stać. Z reguły jem ryż z jakimś chudym mięsem i sosem. Kupuję pudełko, dwie piersi z kurczaka, słoik sosu i mam obiad na 5 dni. Jem niedużo, więc wystarcza – tłumaczy.
Menagerka przyznaje, że chciałaby nauczyć się oszczędzać i zmienić swoje finansowe nawyki. Nie wie jednak od czego zacząć. – To jest silniejsze ode mnie. Początek miesiąca to dla mnie życie jak w Madrycie. Końcówka to nędza. Nie umiem tego zmienić. Powinnam iść na jakąś terapię dla zakupoholików, ale na to też mnie nie stać. I koło się zamyka. Muszę kombinować – podsumowuje Marietta.
2 procent
Z danych NBP wynika, że 15 mln Polaków nie ma żadnych oszczędności. 63 proc. z nas ucieka od tego tematu i w ogóle nie rozmawia o pieniądzach ze swoimi najbliższymi. Jeśli już udaje nam się "odłożyć" część naszego dochodu, nie są to zawrotne sumy. W 2017 roku NBP poinformował, że Polacy oszczędzają miesięcznie około 2 proc. swojego wynagrodzenia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl