Szokujące praktyki w szpitalu. Personel zabierał dzieciom pieniądze
Szpital psychiatryczny pobierał od dzieci część kieszonkowego na zakup herbaty i cukru. Rzecznik Praw Pacjenta ujawnił też, że niektórzy lekarze wysyłali na badanie nie pacjentów, u których podejrzewano boreliozę, a ... kleszcze.
Historie ujawnione przez Rzecznika Praw Pacjenta pokazują, że w polskiej ochronie zdrowia nie dzieje się najlepiej. Czy w szpitalu można zabierać dzieciom część kieszonkowego na potrzeby oddziału? Czy badanie stanu zdrowia kleszcza ma sens diagnostyczny? To absurdy, które mogą budzić poważne wątpliwości co do etyki i profesjonalizmu w niektórych placówkach medycznych.
Pobierali kieszonkowe od dzieci
Na jednym z oddziałów szpitala psychiatrycznego przyjęto zasadę, że dzieci przebywające na leczeniu będą obligatoryjnie przekazywać 20 proc. swojego kieszonkowego na cele wspólne. Zgromadzone środki przeznaczano na zakup herbaty, cukru i napojów, które miały służyć wszystkim pacjentom. Każde dziecko dostawało inną kwotę kieszonkowego, dlatego przyjęto wartość procentową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Viagra nie tylko na potencję. Zaskakujące odkrycie naukowców
Jak wyjaśnił Paweł Grzesiewski, dyrektor departamentu prawnego Rzecznika Praw Pacjenta, pomimo dobrych intencji taka praktyka jest niezgodna z prawem.
- [Placówka] nie może rozporządzać mieniem swoich pacjentów, nawet jeśli są małoletni i finansować z niego funkcjonowania oddziału. Nie ma ku temu podstaw prawnych. O sprawie zaalarmował jeden z rzeczników, którzy z ramienia RPP pracują w szpitalach psychiatrycznych - tłumaczył, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Nazwa placówki nie została jednak podana do publicznej wiadomości, ponieważ wyrok w tej sprawie nie jest jeszcze prawomocny.
Absurdalny proceder: badanie kleszczy
To niejedyny przypadek, który w 2024 roku zaskoczył Rzecznika Praw Pacjenta. U niektórych pacjentów, u których podejrzewano boreliozę po ugryzieniu kleszcza, zalecano... schwytanie pasożyta i przesłanie go do laboratorium w sterylnym pojemniku.
Procedura ta, oferowana przez niektóre prywatne laboratoria, kosztuje od kilkudziesięciu do nawet 300 złotych. Problem w tym, że badanie stanu zdrowia kleszcza nie ma żadnej wartości diagnostycznej dla człowieka. Jak podkreśla Paweł Grzesiewski, zakażony kleszcz nie musi oznaczać zakażenia u pacjenta.
- Za kilkadziesiąt złotych możemy więc co najwyżej poznać stan zdrowia kleszcza, ale nie swój. Przepisy medycyny laboratoryjnej nie przewidują badania materiałów odzwierzęcych - podkreślał.
W 2024 roku RPP interweniował w 25 tego typu sprawach, podkreślając, że jedyną skuteczną metodą diagnostyki boreliozy jest badanie stanu zdrowia pacjenta.
- Nie jest to świadczenie zdrowotne i nie może przekładać się na stawianie diagnozy. Wydawanie zaleceń - również przez lekarzy - by pacjent łapał i badał kleszcza, jest niezgodne z aktualną wiedzą medyczną - argumentował Grzesiewski.
Źródło: warszawa.wyborcza.pl
Jesteśmy ciekawi twojej opinii. Wypełnij ankietę dotyczącą zdrowego stylu życia. Znajdziesz ją TUTAJ.