Klaudia i Marcin wzięli ślub pomimo pandemii. Ale branża ślubna drży w posadach
– Może ten koronawirus to jest lekcja, że czasem za dużo uwagi poświęcamy dopieszczaniu szczegółów takich jak winietki czy zaproszenia ślubne – mówi Klaudia, która wyszła za mąż w dobie pandemii. Marta za to chce wziąć ślub, ale nie może. I domaga się pomocy rządu nie tylko w swoim imieniu.
10.05.2020 | aktual.: 10.05.2020 11:19
Klaudia i Marcin z Gliwic pobrali się 30 kwietnia. – Wzięliśmy ślub konkordatowy. Zdecydowaliśmy się na ten krok, ponieważ już pięć lat jesteśmy razem – opowiada Klaudia. Ślub i wesele planowali od dwóch lat. Wszystko mieli zaplanowane na ostatni guzik, jednak koronawirus popsuł im plany. Mimo wszystko zdecydowali, że nie przesuną uroczystości.
– Głównym powodem naszej decyzji było pytanie, na kiedy mielibyśmy przełożyć ślub, skoro ciągle słychać, że gorsze czasy dopiero nadchodzą. Poza tym mieliśmy duże wsparcie rodziców przekonanych, że się uda i że nie warto rezygnować – relacjonuje Klaudia.
Nie zapominajmy o tym, co najważniejsze
Suknię i garnitur kupili już dawno, tak samo jak obrączki, więc o najważniejsze rzeczy nie musieli się martwić. Do wszystkiego podeszli na spokojnie.
– W kościele było 30 osób, sama rodzina: rodzice, świadkowie, siostrzeńcy, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Wszyscy w maseczkach. Uroczystość była piękna, mimo że tak bardzo różniła się od tego, co wcześniej planowaliśmy. Dziadkowie bardzo ucieszyli się z naszej decyzji, ponieważ bali się, że z powodu wieku nie dożyją naszego ślubu – przyznaje Klaudia.
Również po ślubie zachowane zostały środki ostrożności. – Goście składali nam życzenia w maseczkach, pojedynczo, zachowując odległość od siebie. Były łzy wzruszenia, każdy rozumiał sytuację, w jakiej się znaleźliśmy – dodaje Klaudia.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet
Na pytanie, czy jest rozczarowana, że wzięła ślub w takich okolicznościach, odpowiada: – Wiadomo, że inaczej to wszystko sobie wyobrażaliśmy, ale może to jest lekcja, że czasem za dużo uwagi poświęcamy dopieszczaniu szczegółów takich jak winietki, zaproszenia ślubne itd. A zapominamy o tym, co najważniejsze. Nie żałuję swojej decyzji, że wzięłam ślub w czasie epidemii, zwłaszcza że nie było żadnych problemów, a wszystko przebiegło tak, jak ustaliliśmy – zapewnia Klaudia.
Co z weselem? Klaudia i Marcin przesunęli je na lipiec. – Z powodu restrykcji świętowaliśmy po ślubie we dwoje. Na szczęście usługodawcy nie robili problemu ze zmianą terminu. Mamy nadzieję, że w lipcu będzie już możliwość zorganizowania wesela do 50 osób, bo tylu mamy gości – mówi Klaudia.
Chcą zniesienia zakazu zgromadzeń
Nie wszyscy przyszli małżonkowie mają jednak tyle szczęścia. Z powodu epidemii koronawirusa śluby i wesela stoją pod znakiem zapytania, a wielu usługodawców nie chce negocjować terminów albo zwracać zaliczek. Właśnie taki problem mają Anna i Grzegorz. Planowali wziąć ślub w maju. Niestety, właściciel sali, w której miało odbyć się ich wesele, nie chce zwrócić zaliczki, mimo że to jego obowiązek.
– Dopiero teraz wyszło, że umowa, którą zawarliśmy, była źle skonstruowana. Wychodzi na to, że jak ją zerwiemy, to zaliczka nam przepadnie, a jeszcze mamy karę zapłacić! Będziemy pisać w tej sprawie do Rzecznika Praw Obywatelskich – mówi Anna. – Ogólnie przez tę sytuację z wirusem jesteśmy kłębkiem nerwów.
Marta Turek to jedna z administratorek grupy "Co z weselami 2020?! Prosimy o konkrety i rzetelne informacje". Ślub bierze w czerwcu. – Jesteśmy grupą, która po tygodniu funkcjonowania liczy już prawie 1,5 tys. osób, a grupowiczów stale przybywa. Staramy się uzyskać konkrety od rządu. Niejednokrotnie poruszamy ten temat w internecie, niestety spotykamy się często z falą hejtu, bo przecież "ludzie chorują, umierają, tracą pracę, a nam impreza w głowie". Chcemy uświadomić wszystkim, że wesele to nie tylko "tańce i wódeczka" – podkreśla Marta.
I wylicza: wpłacone zaliczki, często niemałe, pochodzące z ciężko zarobionych pieniędzy czy z oszczędności. Praca włożona w przygotowania, czas poświęcony na organizację ślubu i wesela. Nic więc dziwnego, że przyszli nowożeńcy są bezradni. Po prostu nie wiedzą, co robić. – Przekładanie wesela na jesień albo zimę? Na kolejny rok? Niektórzy na salę czekają 2–3 lata. Terminy są zarezerwowane przez kolejne pary młode. O ile ich wesela w ogóle będą mogły się odbyć! Już teraz pojawiło się duże ryzyko niewypłacalności oraz bankructw w sektorze ślubnym – zwraca uwagę Marta, która staje również w obronie osób pracujących w tym biznesie.
– Wartość rynku ślubnego w Polsce przekracza 10 mld zł rocznie. Ta branża to kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorców: od właścicieli sal weselnych, restauracji, salonów sukien ślubnych, przez muzyków (DJ-e, wodzireje), animatorów, fotografów, kamerzystów, florystów, po makijażystki, fryzjerki, jubilerów czy cukierników – tłumaczy. – To ludzie kompletnie odcięci od dochodu. Najbardziej oburza nas fakt, że teraz można iść do galerii handlowej czy wielkopowierzchniowego sklepu spożywczego i "ocierać" się między półkami z obcymi ludźmi, a w galerii mijać z setkami na korytarzu, podczas gdy my nie możemy nawet z kilkudziesięcioma najbliższymi świętować tego dnia!
Do Rzecznika Praw Obywatelskich sukcesywnie wpływają skargi Polaków dotyczące zakazu zgromadzeń publicznych. Dlatego Adam Bodnar wystosował pismo do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w którym poprosił o rozważenie zmiany przepisów. Chodzi o to, żeby zagwarantować obywatelom ich konstytucyjne prawo do zgromadzeń, z uwzględnieniem koniecznych środków ostrożności takich jak limit uczestników, obowiązek zachowania odstępów czy zakrywania twarzy. – Poruszymy niebo i ziemię, żeby rząd podjął w końcu konkretną decyzję w naszej sprawie – kończy Marta Turek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl