"Żoną miałam być, miał być ślub i wesele też"... Ale pojawił się koronawirus
Jak w piosence Moniki Brodki: panna młoda zaplanowała już ten jeden z najpiękniejszych dni w życiu, jednak w tym przypadku to nie pan młody, a stan pandemii pokrzyżował jej plany. Wiele przyszłych panien młodych przełożyło uroczystości na przyszły rok, a część wciąż czeka na decyzję rządu.
07.05.2020 | aktual.: 09.05.2020 17:24
W czwartym etapie luzowania restrykcji rząd zamierza zezwolić na organizację zgromadzeń do 50 osób. Na razie jesteśmy na etapie drugim, a przejście do kolejnego uzależnione jest od dynamiki pandemii. Przyszłość branży ślubnej stanęła pod znakiem zapytania, a pary młode się niecierpliwią…
Wesele do 50 osób? Akcja: redukcja gości
Sara i jej narzeczony mają zaplanowany ślub na 2 lipca. Zadecydowali, że nie będą przekładać uroczystości. Liczą, że do tego czasu czwarty etap luzowania restrykcji wejdzie w życie. – Manager restauracji, w której urządzamy przyjęcie weselne, przedstawił nam dwa możliwe warianty. W pierwszym w imprezie będzie mogło wziąć udział 80 osób, czyli osoba na 15 mkw. Wariant drugi to impreza do 50 osób. Woleliśmy nie ryzykować i wybraliśmy drugą opcję – tłumaczy kobieta.
Narzeczeni postanowili więc przeorganizować listę gości. Ze 117 osób zeszli do 49. – Na szczęście nie zdążyliśmy rozwieźć 40 zaproszeń, także nie było aż tak źle. Skoncentrowaliśmy się na najbliższej rodzinie i przyjaciołach. Zresztą po rodzinie szybko się rozniosła plotka, że musimy wykreślić część gości. O dziwo – wszyscy zrozumieli zaistniałą sytuację – opowiada przyszła panna młoda.
Zobacz także: Zasady, których nie wolno złamać na weselu. Goście często nie zdają sobie sprawy
Sara zaznacza również, że niektóre zaproszone osoby już wcześniej zadzwoniły z informacją, że nie mogą stawić się na ich uroczystości. – Mamy rodzinę w Niemczech, a wiadomo, że przeprawa przez granicę nie jest łatwa. Część mieszka na drugim krańcu Polski, więc i tak by nie przyjechali, a niektórzy stracili pracę lub mają zredukowane etaty. Co zrobić, takie czasy – argumentuje.
Zobacz także
Męcząca przeprawa po urzędach stanu cywilnego
22-letnia Paulina miała mieć w czerwcu ślub konkordatowy. Gdy w marcu ogłoszono stan epidemii, od razu zaczęła działać. – Zadzwoniłam do urzędu stanu cywilnego w sprawie dokumentów. Urzędniczka przez telefon wyskoczyła na mnie "z pyskiem", powiedziała, że żadnych dokumentów nie dostaniemy, a ślubu w czerwcu na pewno nie będzie. Dodała, że żaden ksiądz nie udzieli nam ślubu w czasie pandemii… Zamurowało mnie, więc podziękowałam i rozłączyłam się – wspomina.
Paulina nie dała za wygraną. Zadzwoniła do urzędu miasta, w którym się urodziła. Informacja zwrotna: "zakaz przyjmowania wniosków". W kolejnym urzędzie, w innym mieście – naczelnik nie pozwolił na wpisanie terminu. I tak dopiero po czwartym telefonie udało się załatwić ślub cywilny w czerwcu, ale... w innym regionie. Paulina pochodzi ze Śląska, a żoną zostanie na Opolszczyźnie. W uroczystości wezmą udział tylko para młoda i świadkowie. Oczywiście w maseczkach.
Przyszła panna młoda ma nadzieję, że sytuacja uspokoi się do września, bo wówczas chce urządzić wesele. – Gdybym nie czekała 3 lat na salę, nie miała uszytej sukienki, nie rozdała zaproszeń i nie wydała już ponad 10 tys. zł, to raczej zrezygnowałabym. A tak w czerwcu zostanę formalnie żoną, a we wrześniu, mam nadzieję, będę świętować z gośćmi – mówi pełna nadziei.
Sytuacja w branży ślubnej nie jest dobra. Jakie proponuje się rozwiązania przyszłym parom młodym?
Przełóżmy wesele na…
Adrian Dąbrowski z domu weselnego "Kasztelanka" w Wyszkowie potwierdza, że obecnie nie odbywają się wesela. Narzeczonych, którzy właśnie mieli stawać na ślubnym kobiercu, podzielił na trzy grupy. Pierwsza – narzeczeni przełożyli termin na tegoroczne lato lub jesień i liczą, że wesele odbędzie się, ale w mniejszym gronie. Druga – całkowicie zrezygnowali z domu weselnego, biorą obecnie ślub i przygotowują dla najbliższych obiad w domu. Trzecia – ci, którzy chcą mieć duże wesele, więc przełożyli przyjęcie na przyszły rok.
Co zaskakujące, to osoby z trzeciej grupy mogą mieć problem ze zorganizowaniem wesela – restauracje i domy weselne są oblegane. Jak wyjaśnia właściciel "Kasztelanki", na sobotni termin w miesiącach czerwiec-wrzesień trzeba czekać dwa lata. Parom młodym proponuje się więc terminy w inne dni tygodnia, najlepiej poza sezonem weselnym. Wiele par zdecydowało się na ślub w piątek, a nawet czwartek.
– Za przełożenie terminu na przyszły rok trzeba zapłacić. Nie planujemy jednak podnosić cen. Gdybyśmy kierowali się podejściem, że przez kryzys musimy więcej wziąć, stracilibyśmy klientów. Zazwyczaj organizowaliśmy wesela na 150 osób, a jak będzie teraz, zobaczymy – mówi Dąbrowski z dozą niepewności. Podkreśla również, że obecna sytuacja odbija się głównie na domach weselnych, które mają kredyty. On czuje się w miarę stabilnie, bo ma oszczędności na najbliższe miesiące. – Jakoś to przeżyjemy, ale jeśli sytuacja przeciągnie się do kolejnego roku, to nie wiem, co z nami będzie – stwierdza.
Oczekiwanie na decyzję rządu
Choć spekulacje dotyczące wesel na 50 osób pojawiają się coraz częściej, nie zostały one nigdzie formalnie potwierdzone. I tutaj pojawia się kolejny znak zapytania. Czy do 50 osób wlicza się obsługę lokalizacji, czy samych gości? – Nerwowo, tupiąc już nóżkami, czekamy, co będzie dalej. Na decyzję rządu czekają zarówno państwo młodzi, jak i usługodawcy. Najgorszy zakaz jest dla nas teraz lepszy, niż to życie w niepewności. Nie wiemy, czy przekładać wesela z całego sezonu, bo a nuż zaraz ruszymy… – mówi z obawą Anna Matusiak, współwłaścicielka Ann&Kate Wedding Planners oraz wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Branży Ślubnej.
Podkreśla również, że ludzie nie myślą obecnie tak intensywnie o weselach. – Zazwyczaj o tej porze roku było już wiele nowych zapytań na przyszły rok, a teraz jest ich znacznie mniej. Nie podpisujemy zbyt wielu nowych umów – ludzie się boją, zastanawiają. Obawiam się, że w naszej branży przez najbliższe dwa lata sytuacja będzie niepewna i chwiejna – stwierdza wedding plannerka.
Matusiak zauważa, że pary, które zaplanowały ślub na sierpień, wrzesień i październik mają nadzieję, że ich wesela się odbędą. Reszta narzeczonych przesunęła ceremonie na przyszły rok w obawie przed ponowną falą zakażeń, która ponoć ma nadejść jesienią. Są też tacy, którzy wbrew prognozom przesunęli termin nawet na listopad.
Czy branża ślubna podniesie ceny?
– Jeśli lokalizacja nie ma wielkiego wzięcia, być może nie podwyższy cen, aby przyciągnąć klientów. Choć wszystko zależy od wzrostu cen chociażby produktów spożywczych. Wtedy z oczywistych względów wzrośnie kwota talerzyka albo właściciele zaczną po prostu dopłacać do interesu. Poza tym, i bez koronawirusa co roku wzrastają ceny u usługodawców. To zupełnie normalne – wyjaśnia Anna Matusiak.
– Wszystkie pary muszą zrozumieć, że sezon ślubny jest naprawdę bardzo krótki. A pandemia i najgorsze restrykcje uderzyły tuż przed jego rozpoczęciem, więc szanse na zarobek są małe. Oczywiście promujemy kameralne wesela i są pary, które się na to godzą. Takie przyjęcia mają klimat, duszę i ogromny urok. Ale wielu klientów preferuje jednak duże imprezy, sądzę więc, że tych do 50 osób nie będzie zbyt wiele. Zresztą koronawirus nie zniknie przecież z dnia na dzień. Starsza część rodziny może się bać udziału w tej uroczystości, co też państwo młodzi biorą pod uwagę, podejmując decyzję o tym, co dalej – dodaje.
Tegoroczne pary młode i usługodawcy zbierają podpisy, by zwiększyć limit gości na uroczystościach weselnych. "To niesprawiedliwe, że otworzono placówki przedszkolne i galerie handlowe, a nie będziemy mogli spędzić tego najważniejszego dnia w życiu z naszymi bliskimi w godny sposób godny" – czytamy na stronie secure.avaaz.org, gdzie można podpisać petycję.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl