Kobiety na marginesie. PO prezentuje nowy zarząd, ale coś nam się tu nie zgadza
Podobno kobiety nie stanowią już marginesu w polityce. Podobno zasiadają na najważniejszych stanowiskach, aktywnie działają i udowadniają, że kompetencjami i doświadczeniem nie różnią się od kolegów polityków. Podobno, bo w praktyce ten obrazek wygląda dość smutno. I nie tylko, jeśli spojrzymy na aktualnie rządzącą partię.
Co tam panie w polityce? Po staremu. Przynajmniej tak się wydaje, gdy spojrzymy na "odświeżony" skład Zarządu Krajowego Platformy Obywatelskiej, którym właśnie pochwalili się jej członkowie.32 mężczyzn. 8 kobiet. W zarządzie znalazły się: Ewa Kopacz, Małgorzata Kidawa-Błońska, Monika Wielichowska, Agnieszka Pomaska, Izabela Leszczyna, Marzena Okła-Drenowicz, Izabela Katarzyna Mrzygłocka, Hanna Zdanowska, Urszula Augustyn.
Partia, która co rusz mówi o tym, jak ważne są prawa kobiet, równość płci i nowoczesność, w swoim zarządzie nie ma tylko kilka kobiet. Nie stanowią nawet połowy składu. A podczas sobotniego spotkania członków partii Ewa Kopacz podkreślała, jak ważne są w Polsce kobiety. Więc jak to jest? Są ważne, ale nie koniecznie, by stać się członkami zarządu?
I tu pewnie wracamy do dyskusji starej jak świat, której roboczy tytuł mógłby brzmieć: "Przecież na siłę tych kobiet nie ściągniemy". Cóż, jeśli mamy mówić o nowoczesności, to ten argument dawno już powinien zostać pogrzebany, szczególnie pod Wiejską.
- W naszym kraju prawa kobiet są ograniczone. Nie tylko drzewa się wycina. Za chwilę będziemy wycinać szpitale z sieci szpitali, ale wycinamy też prawa kobiet – mówiła w marcu Ewa Kopacz w rozmowie z Wirtualną Polską. Wycinamy sobie też możliwość pokazania kobietom, że mają w sejmie odpowiednią reprezentację.
– To jest najgorsze, że nagle przyszła władza, która mówi: my wiemy to lepiej, my wam urządzimy życie. My wam zaproponujemy takie życie, które w naszym odczuciu jest świetne, dobre, komfortowe, a wy macie się do tego tylko dostosować. To jest obrzydliwe, bo każda z nas chce brać odpowiedzialność za swoje życie, czyny, słowa i decyzje – mówiła Kopacz w tym samym wywiadzie. – Nie wolno, nie tylko polskim kobietom, zabierać prawa do decydowania o sobie – dodała.
Ale krytykowanie i patrzenie na ręce rządzących to jedno, a co innego dawanie przykładu swoim własnym postępowaniem. Tu wydaje się największy problem opozycji, że krytykując władzę – choćby za łamanie praw kobiet – daje złudny przykład zmian w kraju. Czy mamy cieszyć się każdą pojedynczą polityczką, której uda się zdobyć wysokie stanowisko w polityce? Tak. Cieszyłybyśmy się jednak najbardziej, gdyby na takich grafikach, którymi cieszą się partie, kobiety stanowiły przynajmniej połowę decydentów. 32 do 8 nie prezentuje się przyszłościowo.
Równość płci to sprawa polityczna, ale nie należy tylko do jednej strony sporu. W rządzie Mateusza Morawieckiego panie można policzyć bardzo szybko. Sześć ich jest. Na 22 ministrów łącznie z premierem. Polaków mogą zawstydzić Francuzi. Tam w rządzie jest 11 kobiet. Połowa. Czyli da się. Dodam, że pań nie trzeba było błagać, namawiać, wyciągać na siłę z cienia. Obyło się bez dramatów. Zwyczajnie zostały docenione. Może warto to przemyśleć, drodzy politycy.
Ale co tam równość płci. Dziś Polki dowiedziały się np., że ich miejsce jest tylko w kuchni. Dziennikarze TVP Info śmiali się ze słów Ewy Kopacz, która przyznała, że część Polek zamiast przygotowywać święta, protestuje pod sądami.
"Ewa Kopacz chwali te kobiety, które zamiast przygotowywać święta – stoją przed Sejmem i sądami" – pasek takiej treści pojawił się w sobotę na antenie TVP Info. "Kobiety do miotły i garów. Sprawy publiczne tylko dla facetów?" – pytał na Twitterze rzecznik prasowy Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec. Panowie w studiu przyznali jednak, że przecież kobiety w tych domach to mają dobrze. Przecież dzięki 500+ mogą rodzić, a ich prawa nie są łamane. No kto tyle zrobił dla Polek, co nasi politycy w ostatnich latach?