Kobiety, nie dajcie się omamić Mamie Plus. Budżet nie jest workiem bez dna
Nie dajcie się "omamić" Mamie Plus. PiS nie będzie rządził wiecznie. A nawet jeśli porządzi jeszcze chwilę, to i tak za moment może obniżyć stawki świadczeń.
16.04.2018 | aktual.: 16.04.2018 14:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Budżet państwa nie jest workiem bez dna. Jego dno może pokazać się znacznie szybciej, niż myślimy i dlatego nie powinnyśmy opierać swoich planów życiowych o obietnice PiS. Powinnyśmy za to oprzeć je na tym, co nigdy nie zawodzi - wykształceniu, kompetencji, doświadczeniu na rynku pracy. Tego żadna kolejna ekipa rządząca nie będzie w stanie kobietom odebrać - nigdy. Inwestujcie w siebie. Lepiej na tym wyjdziecie niż na urodzeniu czwórki małych Polaków.
Pomysł wspierania matek w seryjnym rodzeniu dzieci nie jest nowy. Wiele państw w przeszłości zachęcało kobiety do rodzenia i siedzenia w domach. W Polsce sama minister Elżbieta Rafalska nazywała to pieszczotliwie "koniecznością uwolnienia potencjału opiekuńczego".
Za "szybkie rodzenie" dostaniecie w nagrodę dłuższy urlop macierzyński, ergo państwo w białych rękawiczkach, krok po kroku, z każdym dniem, będzie dyskretnie wygryzać was z rynku pracy. A przy okazji inne kobiety.
Bo już teraz, wbrew temu, co mówią przeróżni analitycy, polski rynek pracy wcale nie jest tak różowy, puchaty i nastawiony na równouprawnienie, jak może się wydawać. Wprawdzie zarabiamy więcej niż kilka, kilkanaście lat temu, ale powrót do pracy po urodzeniu dziecka nadal jest wyzwaniem. Z raportu Instytutu Badania Opinii Społecznej i Rynku Millward Brown SMG/KRC na lecenie Fundacji Świętego Mikołaja wynika, że prawie jedna czwarta kobiet może nie mieć dokąd wracać po macierzyńskim. 42 proc. badanych kobiet rzeczywiście otrzymało od pracodawcy wymówienie.
Już teraz niechętnie zatrudnia się absolwentki. PiS jeszcze ten strach przedsiębiorców wzmaga, zamiast nagradzać za prowadzenie polityki przyjaznej zakładaniu rodziny. Można pudrować rzeczywistość, ale prawda jest taka, że wypychanie kobiet w wieku rozrodczym do domów, zamiast wspieranie ich w macierzyństwie aktywnym zawodowo, na przykład poprzez zwiększanie miejsc w przedszkolach i żłobkach i przyznawaniu szerokich ulg podatkowych, nie tylko odbije się na samych matkach, ale również na tych kobietach, które na ryku pracy pozostaną.
Powiedzmy, że rządzący wprowadzą emeryturę obywatelską dla czterokrotnych mam. 1029,80 zł brutto miesięcznie na starość (zwłaszcza przy dzisiejszym solidarnościowym systemie emerytalnym, niestabilnym jak żagiel na wietrze o sile przekraczającej 9 w skali Beauforta) nie jest warte tego, aby ostatecznie pogrzebać swoje szanse na rynku pracy. Pamiętajmy, że to cena za urodzenie i wychowanie aż czwórki młodych Polaków. Opłaca się? Raczej średnio. No chyba, że ktoś wam da papierek ze stempelkiem i gwarancją na to, że PiS: a) spełni wszystkie swoje szumne obietnice o sypnięciu kasą w wielokrotne mamy oraz dzieci w wieku szkolnym b) utrzyma wszystkie wypłaty na dotychczasowym poziomie, bez korekt, cięć, wszelkiego typu „uszczelniania” czy nakładania widełek dochodowych c) będzie rządzić co najmniej przez najbliższe ćwierć wieku. A takiej gwarancji nikt nam niestety nie da.
A co, jeżeli pewnego dnia powtórzy się scenariusz z 2007 roku – opozycja zmobilizuje się i odsunie Kaczyńskiego od władzy i cofnie choćby połowę przywilejów? Niezależnie od tego, kto przyjdzie po Rafalskiej, Szydło i Morawieckim, ryzykowne jest ufanie w rządowe obietnice zakrojone co najmniej na 18 lat do przodu, zwłaszcza gdy na szali leży nasze wykształcenie, nasze perspektywy na przyszłość, nasz poziom życia. Nie dajcie się nabrać, kobiety. Najlepszą inwestycją, jaką możecie dziś poczynić, jesteście wy same.
Nie liczcie, że utrzymanie programów zwiększających dzietność budżetowymi pieniędzmi stanie się oczkiem w głowie wolnorynkowej Nowoczesnej czy kreującej się ostatnio na centrową Platformy Obywatelskiej. I nie liczcie, że szczerze powiedzą to wam przed wyborami. Będą obiecywać, że wręcz przebiją propozycje PiS. Bo nie są samobójcami. Na szczerość pozwolił sobie natomiast Borys Budka w rozmowie z „Die Zeit”. Wbrew temu, co jego szef Grzegorz Schetyna deklarował w TVN 24 ("Utrzymamy ten program po wyborach, wzmocnimy i rozszerzymy jego dotarcie. Będziemy rozmawiać i będziemy mieli konkretne projekty na pierwsze dziecko"), w podsumowaniu rządów PiS Budka zżymał się na "populistyczne reformy": "To podoba się ludziom. Jednak w dłuższej perspektywie nie jest to ani możliwe do sfinansowania, ani rozsądne".
Pamiętajmy zresztą, że również w Europie z każdymi wyborami sytuacja rodzin uzależnionych od państwowych funduszy zmienia się jak w kalejdoskopie. Nowy niemiecki rząd poszedł z Brukselą na wojnę o obniżenie Kindergeld – na razie dla pracujących w Federacji obywateli UE. Podobne ruchy wdraża Austria. Cięcia zasiłków zapowiedziała też Norwegia, drży przed nimi także Londyn.
Zamiast dezaktywować, rząd powinien motywować polskie kobiety do pójścia na politechniki i uniwersytety, podyplomowego dokształcania się, zakładania biznesów, wchodzenia do zarządów spółek – nawet z maluchem w wózku. Choćby raporty PwC pokazują, że tam, gdzie polskie kobiety mogą (a mogą z reguły w większych miastach) – skwapliwie z tej możliwości korzystają.
- Aktywność i zmysł do przedsiębiorczości kobiet to jest coś, co nas wyróżnia na tle Europy. Wystarczyłoby kiwnąć palcem, żeby ten potencjał przekuć na coś, co mogłoby nas wyprowadzić na czołówkę, żebyśmy byli w końcu forpocztą. Powinniśmy być trochę bardziej progresywni – kobiety w Polsce są przeciętnie lepiej wykształcone niż w Europie, mają energię, mają siły są kreatywne. - mówiła w rozmowie z Forsalem w kontekście 500+ Agnieszka Kozłowska-Rajewicz pełnomocnik rządu ds. równego traktowania w latach 2011- 2014. - Wsparcie dla rodziny powinno być tak organizowane, aby nie rujnować partycypacji kobiet w rynku pracy. Niezależność ekonomiczna kobiety zawsze była jedną z ważniejszych cech równouprawnienia. To jest bardzo ważna sprawa. Gdyby pani zapytała, co jest najważniejsze dla kobiet w ogóle, to powiedziałabym, że to, żeby miały więcej własnych pieniędzy, żeby były bardziej niezależne.
Naszym kapitałem jest niezależność. Nie odbierze nam go żadna ekipa polityczna, czy to zmieniająca się co 4, 8 czy co 20 lat.