"Kobiety zawsze lgnęły do sporej kasy i silnych facetów"
Ewa Ornacka, jedna z najlepszych dziennikarek śledczych w Polsce, od lat specjalizuje się w tematyce przestępczości zorganizowanej. Jak mało kto w naszym kraju, wie o gangach prawie wszystko. To właśnie dlatego stanęła przed kamerą nowego serialu dokumentalnego, na planie którego spotkała się z kobietami, których życie naznaczyła mafia. Rozmawiamy o „Kobietach i mafii”, ale i o świecie, który dla większości z nas jest, całe szczęście, kompletnie niedostępny. Ornacka odczarowuje wyobrażenie o świecie, w którym przestępcy są cnotliwi i lojalni, żony wierne, a w policji pracują tylko wybrańcy.
Środowisko przestępcze to naprawdę tylko męski świat?
Cała tak zwana polska mafia: te wszystkie grupy typu „Pruszków”, „Wołomin”, Trójmiasto, Szczecin, strzelaniny, napady, zarabianie i okradanie się nawzajem – to typowo męski świat. Kiedy dochodzi do spektakularnych egzekucji, media informują: „zginął brat tego i tego”, „zastrzelono syna tego i tego” z dodatkiem pseudonimów. Nawet tutaj komunikujemy się na męskiej płaszczyźnie. Ale w tym świecie są też kobiety, takie jak żona „Dziada”, dzisiaj wdowa i jednocześnie matka zastrzelonego na warszawskim Targówku „Mrówy”. Jej życie toczy się pomiędzy grobami – nie żyje syn, nie żyje mąż, a wcześniej zastrzelono jej szwagra. W naszym serialu pojawią się m.in. żona zastrzelonego złodzieja samochodów czy siostra zamordowanego przemytnika, a także córka gangstera, której mamę trafiło sześć kul, gdy szła o siódmej rano po bułki dla dzieci. To właśnie takim kobietom oddajemy głos.
Matkom, żonom i kochankom?
Matkom, żonom, siostrom i córkom. Nie interesują nas i nie interesowały tipsy, solarki i brylowanie. To oczywiste, że kochanki i prostytutki są nieodłącznym elementem tego środowiska. Kobiety zawsze lgnęły do sporej kasy i silnych facetów. Nas interesowały te, które poznawały ich najlepiej, a to zawsze rodzina, nie dziwki.
W „Kobietach i mafii” pokazujecie kobiety w różnych kontekstach. Także te, które po śmierci męża przejęły po nim interes lub czekając na koniec jego odsiadki, sprawnie poruszały w tej męskiej rzeczywistości?
Jedną z naszych bohaterek jest Monika, była żona pruszkowskiego bossa „Słowika”, która odpowiada przed sądem za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Ale prawdziwych kobiet mafii, takich we włoskim stylu, było w Polsce niewiele. Bezsprzecznie należała do nich Ewa N., wdowa po Wiesławie N. ps. „Wariat”, bratowa słynnego „Dziada”. Jej mąż zginął w zamachu w lutym 1998 roku, od serii z karabinu maszynowego na warszawskiej Pradze Północ. Ewa N. wzięła sprawy w swoje ręce i zaplanowała odwet na jednym z bossów „Pruszkowa” – Leszku D. ps. „Wańka”. Ostatecznie akcję odwołano, bo policja dopadła „Wańkę” wcześniej. Gdyby nie to, pewnie by nie żył. Ewa N. była skuteczna i żaden facet nawet nie próbował jej podskoczyć. Nadzorowała produkcję amfetaminy, wprowadziła w obieg fałszywe pieniądze, pomagała w kradzieży złotej biżuterii i kazała pobić pewnego prawnika. Dostała 6,5 roku więzienia.
Rozmawiałaś z kobietami, które stały u boku szefów największych ugrupowań przestępczych w Polsce. Trudno mówić w ich przypadku o żalu czy niewinności…
Nie walczymy z żadnymi stereotypami, choć w kontekście rodzin przestępców łatwo o osądy. Klasyczne podejście „sama tego chciała, na pewno wiedziała, to także jej wina”. Ale w życiu nie wszystko jest oczywiste, a o winie i niewinności decyduje sąd. My pokazujemy, dlaczego kobiety wiązały się z takimi mężczyznami. Jak reagowały, kiedy dowiadywały się, że to wystawne życie, drogi samochód, futra i zagraniczne wyjazdy są z nielegalnej kasy. Czy walczyły o to, żeby ich mężczyźni przestali tak zarabiać, czy też pokusa wielkich pieniędzy ułatwiała przymykanie oczu.
Czy to były trudne rozmówczynie?
Z mężczyznami znacznie łatwiej rozmawia się o mafii. Oni po prostu rozmawiają o swojej pracy. Nie opowiadają o emocjach czy uczuciach, koncentrują się na biznesie, na działaniach, na decyzjach. Są bardziej techniczni.
I wróg jest jasno zdefiniowany.
Tak, dla każdego jest jasne, kto dla kogo jest wrogiem. A u tych kobiet ten „zły” nie jest tak prosto zdefiniowany, bo ból i krzywdę potrafiło zadawać najbliższe środowisko. Rozmowy z kobietami pod tym względem są znacznie trudniejsze, ale też zdecydowanie ciekawsze.
Czy jest jakiś emocjonalny wspólny mianownik łączący Wasze bohaterki?
Nie szukałabym tego mianownika na siłę, a jeśli już, to – poza przestępczą działalnością ich mężczyzn – częściej była to miłość niż pieniądze i władza: do syna, brata czy męża. Kilka naszych bohaterek związało się ze swoimi partnerami we wczesnej młodości, gdy mieli mniej niż dwadzieścia lat. To była często pierwsza miłość, jak w przypadku Anny M. żony „Bajbusa”. Poznali się na dyskotece. Jej rodzina była przeciwna temu związkowi, więc oboje wykombinowali, że ona szybko zajdzie w ciążę, to będzie ślub i będą razem. Anna nie wychodziła za mąż za jednego z liderów grupy mokotowskiej, ale przystojnego boksera, zakochanego w niej bez pamięci.
I co się stało?
On trafił za kraty, a ją zabili. Poszła fama, że „Bajbus” współpracuje z prokuraturą i obciąża kolegów. To była jedyna taka egzekucja w Polsce: śmierć kobiety za winy mężczyzny. Anna została zamordowana 10 stycznia 2008 r. w podwarszawskiej Kobyłce, dostała sześć kul w głowę i plecy, w ramach zemsty na „Bajbusie”. W domu czekał na nią dziewięcioletni syn i czternastoletnia córka Agnieszka, o której opowiadamy w jednym z odcinków. Dzieci nie miały możliwości, by wraz z ojcem przeżywać najtrudniejsze chwile, bo przez następny rok, w ramach ochrony, były przewożone z miejsca na miejsce, a „Bajbus” był za kratami – do tego na silnych lekach, po których nie było z nim kontaktu. Agnieszka schowała głęboko swój ból, musiała być silna, miała pod opieką młodszego brata, czuła się za niego odpowiedzialna. Ale żałobę trzeba przeżyć, aby dalej żyć normalnie. To wszystko jeszcze przed Agnieszką. Dziś buduje swoje dorosłe życie, jest związana emocjonalnie z ojcem. „Bajbus” wyszedł z więzienia i mieszkają razem. Odnoszę
wrażenie, że ona go pilnuje, bo drugiej takiej straty by nie przeżyła…
Miłość daje poczucie, że można przenosić góry
Ale nie może pokonać mafii. Przykładem była Monika Hansson ze Szczecina, której historia znalazła się w książce „Wojny kobiet” napisanej wspólnie w Piotrkiem Pytlakowskim. Monika miała 21 lat, gdy namówiła Piotra – swojego mężczyznę, żeby rzucił struktury przestępcze i zamieszkał z nią w Szwecji. Prosiła, żeby zgłosił się do prokuratury, przyznał do popełnionych przestępstw, odsiedział swoje i zaczął nowe życie. Obiecała, że będzie czekać, że urodzi mu dzieci. Dał się przekonać i uprzedził kompanów, co zamierza zrobić. Kumple ukrywali się w Düsseldorfie, wiedzieli, że jak Piotr pojedzie do pani prokurator Barbary Zapaśnik ze Szczecina (oskarżała m.in. gang Oczki), to ona wyciśnie z niego całą prawdę, także o kompanach. Dlatego wysłano do Szwecji kilera. Piotr przeżył, Monika nie. Kilera skazano na dożywocie, a zleceniodawców nie.
Wychodzi więc na to, że te kobiety żyły w ciągłym strachu
Niekoniecznie, bo na przykład żona „Słowika” mówiła, że nigdy nie bała się o siebie, ponieważ „Słowik” zawsze ją ochroni. Nie bała się nawet po tym, jak pod blokiem, gdzie mieszkali, eksplodował ładunek wybuchowy. Słowik zakrył żonę swoim ciałem, Monika doznała trwałego uszkodzenia słuchu, ale nie zamknęła się w twierdzy, nie kupiła wozu z pancernymi szybami. Inne kobiety, na przykład żony przemytników, którzy przepadli bez śladu bały się… wstydu.
Wstydu?
Tak, że będzie wstyd na całe osiedle, jak przyjdzie policja, nałoży mężom kajdanki, a sąsiedzi będą patrzeć, jak ich wyprowadzają pod eskortą. Mężowie uspokajali, że nic takiego się nie zdarzy, bo przemyt papierosów to sprawa celno-skarbowa. Jedynym pokrzywdzonym jest Skarb Państwa, więc jedyną konsekwencją może być kara finansowa, zatem najwyżej przez chwilę będzie gorzej z kasą. Tymczasem przemyt jest przestępstwem typowym dla tzw. polskiej mafii i można nie tylko trafić za kraty, ale także stracić życie – jak mężowie naszych bohaterek.
Ale czy to oznacza, że nie boją się tylko kobiety szefów? Tych na samym szczycie?
Nie sądzę, aby pozycja w strukturach przestępczych przekładała się na przykład na lęk matki. Jedna z nich powiedziała nam przed kamerą, że zawsze patrzyła na swojego syna tak, jakby miała go widzieć po raz ostatni. On był złodziejem samochodów, znał samego „Nikosia” i był podobno jego ulubieńcem. Teoretycznie krzywdził jedynie towarzystwa ubezpieczeniowe, bo właściciele limuzyn kradzionych w Niemczech dogadywali się ze złodziejami, uprzednio wysoko ubezpieczając swoje auta. Matka nie wiedziała, jaką pozycję w gangu zajmuje jej syn. Wiedziała tylko tyle, że ma dużo pieniędzy, jest przystojny i podoba się kobietom. Mówi o nim, że miał dobre serce, że chciał z tym zerwać. Leżał kiedyś w swoim pokoju w ciemności i patrząc w sufit powiedział: „Mamo, ja nie pasuję do tych ludzi”. Kilka dni później zginął w strzelaninie.
Czy te kobiety bywają szczęśliwe?
Każda z nich miała błysk w oku, gdy opowiadała o mężczyznach, których dziś już nie ma. Patrząc na stare zdjęcia uśmiechały się tak, jak to robią tylko osoby, które wciąż kochają. Myślę, że wspomnienia tamtych chwil są namiastką ich szczęścia.
Producent serialu Artur Kowalewski oraz reżyserka Beata Biel, z którymi także udało nam się porozmawiać, podkreślają, że bohaterkom serialu „Kobiety i mafia” pozornie tylko udawało się oddzielić prywatność od zawodowej działalności mężów, synów i braci. – Część z naszych bohaterek jasno mówiła, że w domu to był telewizor, były kapcie i obiad z ziemniakami – twierdzi Artur Kowalewski. – W domu mamy swoich przyjaciół, prace domowe z matematyki, a twój świat, twoi kumple są poza nim. Oczywiście takiego podziału nie dawało się na zawsze utrzymać. Kończył się, kiedy ktoś zastraszył dziecko albo podkładał niewypał pod drzwi. Większość kobiet, kiedy ich facet nie wraca na noc do domu, boi się, że on je zdradza, że jest jakaś młodsza i ładniejsza. A tamte kobiety bały się, że oni już nie żyją. Monika Słowikowa mówiła, że strach przychodził nocą. Że on nie wróci. Były też jednak takie kobiety, które nie do końca wnikały czym zajmują się ich faceci. Więc jak zaginęli, to nie przyszło im do głowy, że leżą gdzieś
zakopani.
Czy w ogóle można nie wiedzieć, czym zajmuje się twój facet? Reżyserka serialu Beata Biel odpowiada: – Zdajesz sobie sprawę, ale udajesz, żeby było dobrze. Ktoś kiedyś zapytał, czy to źle kochać kogoś, kto jest zły?