Blisko ludziKolejne sklepy obchodzą zakaz handlu w niedzielę. "To jedna, wielka kpina!"

Kolejne sklepy obchodzą zakaz handlu w niedzielę. "To jedna, wielka kpina!"

Czytelnia, dworzec, a nawet zakład pogrzebowy – tak działały w ostatni weekend sklepy, które zgodnie z prawem w niedzielę powinny być zamknięte. W innych, choć nieczynnych dla klientów, pracownicy wykładali towar na półkach, obsługiwali e-zakupy lub wydawali towar z magazynu. Okazuje się, że wolna niedziela wciąż dla wielu osób pozostaje w sferze pobożnych życzeń.

Wielu pracowników sklepów wciąż pracuje w niedziele
Wielu pracowników sklepów wciąż pracuje w niedziele
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka/REPORTER
Iwona Wcisło

17.02.2022 | aktual.: 17.02.2022 20:20

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od 1 lutego weszły w życie zaostrzone przepisy o ograniczeniu handlu w niedziele. Ich zadaniem było zamknięcie wszystkich furtek (m.in. tzw. luki pocztowej), z których korzystali przedsiębiorcy, by ów zakaz obchodzić. Już wiemy, że nie do końca się to udało.

Choć wstępne wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy z 13 lutego pokazują, że większość pracodawców przestrzega zakazu handlu w niedziele, to są i tacy, którzy znaleźli wymyślne sposoby na jego ominięcie.

Wolne niedziele nie dla każdego

Niektóre sklepy Intermarche stały się klubami czytelnika. Intermarche w Cieszynie zamienił się w poczekalnię przy dworcu autobusowym, a część placówek sieci sklepów monopolowych Al.Capone zaczęła funkcjonować jako wypożyczalnie sprzętu sportowego i rekreacyjnego. Jednak najbardziej oryginalnym pomysłem na obejście zakazu było połączenie działalności handlowej z prowadzeniem zakładu pogrzebowego.

Jakby tego było mało, w przepisach wciąż brakuje konsekwencji. Miały one chronić pracowników sklepów przed pracą w niedziele niehandlowe, ale zapomniano chociażby o osobach zatrudnionych w magazynach. Zdarza się również, że osoby pracujące w ciągu tygodnia w sklepie, w niedziele pakują e-zakupy lub wykładają towar na półki. Pozwalają na to zapisy specustawy covidowej, która zezwala na obecność pracowników w sklepie pod warunkiem, że nie obsługują oni klientów.

Żabka nie musi się uciekać do wymyślnych praktyk. Zakaz handlu pozwala bowiem otwierać sklepy w niedziele, jeśli za kasą stanie właściciel (franczyzobiorca) lub jego rodzina. A wspomniana ustawa covidowa pozwala, by w sklepie znaleźli się też pracownicy, którzy nie obsługują klientów, ale pomagają właścicielowi, np. wykładając towar na półki.

Wiadomoscihandlowe.pl cytują komentarz biura prasowego Żabki w tej sprawie: "Na mocy specustawy covidowej franczyzobiorcy mogą w niedziele, które nie przypadają w święto, powierzać pracownikom lub zatrudnionym rozładowywanie, przyjmowanie i ekspozycję określonych towarów. Decyzja dotycząca korzystania z określonych wyłączeń w ustawie należy do franczyzobiorców".

Biuro prasowe Biedronki poinformowało nas natomiast, że "niemal wszystkie sklepy sieci są zamknięte w niedziele niehandlowe. Wyjątkiem jest siedem sklepów zlokalizowanych na dworcach kolejowych i autobusowych w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Grudziądzu, Wrocławiu i Świeciu, które mogą być zgodnie z wyłączeniem ustawowym otwarte również w niedziele niehandlowe. Żaden z naszych pracowników sklepów, oprócz załóg wspomnianych wcześniej siedmiu placówek, nie wykonuje pracy w niedziele".

Nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi na pytanie, czy dotyczy to również placówek zamkniętych dla klientów.

Co na to pracownicy?

- Nie bronię omijania prawa, ale gdyby ustawa o zakazie handlu w niedziele była przygotowana z głową i nie miała luk prawnych, sklepy nie próbowałyby kombinować. Za granicą coś takiego by nie przeszło - obrusza się Mariola, która pracuje w Żabce. Również w niedziele.

Magda nie miała nic przeciwko pracującym niedzielom, dopóki nie założyła rodziny i nie pojawiło się dziecko.

- Pracuję w Auchan i oczywiście fajnie jest mieć dzień wolny w tygodniu na załatwienie spraw urzędowych czy posprzątanie domu. Ale są takie tygodnie, kiedy mam same popołudniówki i córkę widzę tylko rano. Wtedy wolna niedziela jest na wagę złota. Mogę poświęcić ją dziecku i naładować baterie przed kolejnym tygodniem - uważa kobieta.

Paweł, który dorabia sobie w Lidlu, jest zdania, że praca w niedzielę jest w porządku, ale pod jednym warunkiem: - Powinni nam za to dodatkowo płacić.

Z kolei Blankę wkurza ciągłe kombinowanie pracodawców, bo odbywa się ono kosztem pracowników i ich rodzin.

- Skoro ustalono siedem niedziel handlowych, to po co kombinować? Przecież cierpią na tym ludzie. A zakupy można tak zorganizować, żeby nie robić ich w niedzielę. Kiedyś zakupy dało się zrobić w sobotę do 13, a w niedzielę wcale i jakoś żyliśmy - podsumowuje.

Póki co najlepsze rozwiązanie zdaje się mieć Ewa, która pracuje w Żabce: - Chcesz mieć 100 proc. pewności, że nie będziesz musiał pracować w niedzielę? Poszukaj pracy w innej branży.

Pracujące niedziele za zamkniętymi drzwiami

Ola pracuje w handlu od 17 lat i niejedno już widziała. Pamięta czasy, gdy pracowała po 2-3 niedziele w miesiącu. Potem weszły wolne niedziele i mogła spędzać ten czas z rodziną. Ale znowu się zmieniło.

- Pracuję w Auchan przy zamówieniach internetowych, niestety również w niedziele. W miesiącu wypadają mi dwa pracujące weekendy. Trochę przykro, bo dzieciaki w domu, a ja w pracy. Szkoda też, że nie mamy z tego żadnych profitów finansowych, ale zawsze w tygodniu jakieś wolne dni wpadną. Staram się nie nastawiać negatywnie - opowiada.

W podobnej sytuacji jest Magda, która od trzech lat pracuje w Biedronce: - To jedna, wielka kpina! Miało być wolne, a nie jest. Pracujemy w niedziele, tyle że przy zamkniętych drzwiach. Nikt nikogo nie pyta o zgodę, a sklep musi być przygotowany na otwarcie w poniedziałek, więc w niedziele mamy przyjęcia dostaw.

Wtóruje jej Zuzanna, również pracownica Biedronki: - Przychodzimy w niedziele do pracy na wykładanie towaru. Potem w tygodniu mamy za to dzień wolny. Pracuje się fajnie, bo nikt nie plącze się pod nogami, ale jednak jesteś w pracy zamiast z rodziną.

Patrycja, która pracuje w Biedronce już pięć lat, jest innego zdania. Jak sama przyznaje, nauczyła się doceniać pewne rzeczy. Praca jest ciężka, klienci bywają różni, ale widzi też plusy. Jak np. pracujące niedziele bez konieczności obsługiwania klientów.

- Nie pracujemy w każdą niedzielę i tylko przez kilka godzin. Nie ukrywam, że takie dni bez klientów się przydają i pozwalają nadrobić zaległości z tygodnia, w którym np. posypał się grafik i część osób nie przyszła do pracy.

Zapomniani magazynierzy

Poszkodowani w całej tej sytuacji czują się także pracownicy magazynów, ponieważ przez zmianę przepisów i furtkę w postaci ustawy covidowej mają teraz o wiele więcej pracy właśnie w niedziele. Wszystko po to, by sklep mógł w poniedziałek ruszyć pełną parą.

- Było silne lobby za zakazem handlu w niedziele, niestety jest też druga strona - kasjerzy i sprzedawcy mają wolne, ale więcej pracują teraz inni. Magazyny przyjmują i wydają więcej towaru w weekend, bo zatowarowanie jest na niedzielę. Tak więc magazynierzy i kierowcy dziękują bardzo - mówi Filip, który serwisuje oprogramowanie i elektromechanikę w magazynach. Sam odczuł to na własnej skórze, bo teraz ma więcej pracy w weekendy.

Co na to ekspert?

Według Radosława Płonki, eksperta BCC ds. prawa gospodarczego, zaistniała sytuacja jest doskonałym przykładem na to, że nieuzasadniona ingerencja w gospodarkę przynosi odwrotne efekty.

- Prawo, które ustanawiają politycy, nie jest skuteczne, nie działa. Ustawa przewiduje wiele wyjątków, z których korzystają przedsiębiorcy. I ciężko mieć im to za złe, bo sama idea zakazu handlu w niedziele jest niefortunna - tłumaczy ekspert w rozmowie z WP Kobieta. - Od początku BCC proponowało, by dwie niedziele w miesiącu były wolne dla pracowników, a pozostałe były dodatkowo płatne. To pozwoliłoby na pogodzenie wszystkich interesów.

Tymczasem nowela goni nowelę i każda po chwili okazuje się nieskuteczna. Ekspert wskazuje, że przydałaby się refleksja i zmiana podejścia do tematu.

- Obecna sytuacja powoduje spadek zaufania do państwa, bo każdy widzi, że prawo nie działa, jak powinno. Jestem za tym, żeby stosować się do przepisów, ale też za tym, żeby były porządnie napisane, a nie gdzieś na kolanie w taki sposób, że da się je łatwo obejść. To jest psucie państwa prawa. Najlepszy przykład złej legislacji - uważa Radosław Płonka.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Komentarze (671)