Niepokojący efekt obniżek VAT. Klientom coraz częściej puszczają nerwy
Obniżka VAT na niektóre produkty spożywcze to jeden z pomysłów Prawa i Sprawiedliwości na walkę z inflacją, która od miesięcy drenuje portfele Polaków. Rozbudził on nadzieje klientów na niższe rachunki przy kasie. Niestety, równoczesny wzrost cen spowodował, że obniżki o 5 proc. VAT są dla nich nieodczuwalne. To wystarczyło, by niektórym puściły nerwy. W efekcie rykoszetem obrywa najmniej winna grupa, czyli kasjerzy.
08.02.2022 | aktual.: 16.03.2022 14:59
Od 1 lutego 2022 roku część produktów żywnościowych, które dotąd były objęte 5-procentową stawką VAT, potaniała od kilku od kilkudziesięciu groszy. Zredukowanie VAT do zera na niektóre produkty spożywcze to jeden z elementów tzw. tarczy antyinflacyjnej 2.0.
Obniżka objęła m.in. mięso, warzywa i owoce, zboża, produkty mleczarskie, tłuszcze i oleje, wody czy napoje bezalkoholowe o zawartości minimum 20 proc. soku. Według obliczeń rządu, polska rodzina zaoszczędzi dzięki temu około 45 zł miesięcznie.
Klienci są jednak innego zdania i coraz częściej dają temu wyraz podczas wizyt w sklepach. Na jednej z grup zrzeszających kasjerów można przeczytać liczne wpisy na ten temat: "Nie mam już siły tłumaczyć", "Mam dość awantur o VAT", "Ile można słuchać, że miało być taniej, a jest drożej?", "Klienci wyzywają nas od oszustów, a przecież to nie my ceny ustalamy", "Straciłam wiarę w ludzi".
Postanowiliśmy zapytać pracowników sklepów, czy rzeczywiście przybyło niezadowolonych klientów, którzy dają upust emocjom podczas zakupów.
"Ludzie skaczą sobie do gardeł"
Anna pracuje jako kasjerka w Lewiatanie. Większość klientów dobrze ją zna, więc nie pozwalają sobie na zbyt wiele. Mimo to zauważyła niepokojącą prawidłowość.
- Odkąd zaczęła się pandemia, ludzie stali się bardzo roszczeniowi. Wiadomo, zawsze byli tacy, którym wiecznie coś nie pasowało, ale w pandemii to zjawisko bardzo się nasiliło. A teraz, przy tych cenach, ludzie dosłownie sobie skaczą do gardeł - przyznaje ze smutkiem w rozmowie z WP Kobieta. - Ja nie pozwalam sobie na takie traktowanie, ale jak ktoś ma słabszą psychikę, to może nie wytrzymać.
Klienci spodziewali się obniżek o 23 proc., bo tyle w ich głowach wynosi VAT. - A to są groszowe sprawy, bo ile wyjdzie z 5 proc. przy bułce? - stwierdza Anna.
- Standardowy tekst w ostatnich dniach to: "A gdzie te obiecane obniżki?". Ludzie mają pretensje, bo myślą, że to sklepy zawyżają ceny. W lutym miały być obniżki, a przyszło im płacić jeszcze więcej. Nie pomyślą, że sklep zamawia u innych dostawców i kupuje w takich cenach, po jakich ktoś sprzedaje - dodaje.
Początkowo kobieta wdawała się w dyskusje z klientami i starała im się to tłumaczyć, ale szybko doszła do wniosku, że szkoda jej nerwów.
- Co ja, zwykła kasjerka, mogę? Pracuję za takie pieniądze, jakie zarabiam, płacę tyle samo, co wszyscy klienci. Po co mam tego wysłuchiwać? Puszczam te pretensje mimo uszu lub mówię, żeby zgłosili je do Warszawy - opowiada kasjerka.
Inna Anna znalazła podobny sposób na awanturujących się klientów: - Kiedy ktoś zgłasza mi przy kasie pretensje, odpowiadam krótko: Proszę napisać "do góry", my tylko wykonujemy swoją pracę. Po takich słowach zapada cisza.
Niektóre sieci, np. Biedronka, po obniżce cen produktów, wprowadziły specjalne oznakowanie, które prezentuje nowe ceny produktów objętych zerową stawką VAT. Jednak nawet to nie wystarczyło, by uniknąć dyskusji przy kasach.
Wyzwiska i awantury - codzienność w polskich sklepach?
Ewa pracuje w Biedronce. A dokładniej do niedawna pracowała – po kilku nieprzyjemnych sytuacjach ze strony klientów, zaczęła bać się o swoją ciążę i poszła na zwolnienie lekarskie.
- Wyzwiska ze strony klientów to norma. Podobnie jak groźby. Wiele razy słyszałam, że zostanę pobita i będą czekać na mnie pod sklepem. Odpowiadałam: "Dobrze, zapraszam o 23". Na szczęście nikt nigdy nie przyszedł – wspomina kobieta.
Raz klient wziął ją za rękę, kiedy kasowała towar. Powiedział, że ma zimne dłonie i chętnie ogrzeje ją w łóżku. Na szczęście jest pyskata i szybko sprowadziła go na ziemię. Inna, wyjątkowo nieprzyjemna sytuacja, spotkała ją ze strony starszego pana.
- Mężczyźnie nie nabiła się promocja na masło na kartę "Moja Biedronka" i tak się zdenerwował, że zaczął rzucać kostkami w moim kierunku. Tego było już za wiele. Wstałam od kasy i poszłam do kierowniczki. Powiedziałam, że mam dość takiego zachowania klientów - opowiada Ewa.
Beata również pracuje w Biedronce. Nie zwraca już specjalnie uwagi na awanturujących się klientów, ale w pamięć zapadła jej szczególnie jedna historia.
- Kasuję towar i mówię klientowi, że do zapłaty wyszło 360 zł z groszami. A on odwrócił się, spojrzał na koszyk, na kolejkę, na mnie i znowu na koszyk, po czym poważnym, aczkolwiek szyderczym, tonem powiedział: "No zobaczcie, bez VAT-u taniej. Od razu się czuje". Cała kolejka zaczęła się śmiać - relacjonuje.
"Ktoś musi oberwać"
Magda pracuje w piekarni. Mówi, że odkąd pamięta jest tak samo - jedni pożartują, inni ponarzekają, a jeszcze inni z powodu gorszego dnia lub szalejącej inflacji postanawiają się wyżyć na kasjerze. - Całej reszty za nami nie widzą, a ktoś oberwać musi – stwierdza kobieta.
Wiele rzeczy stara się wyrzucać z pamięci. Twierdzi, że jest bardzo impulsywną osobą i gdyby miała wszystko brać do siebie, szybko by oszalała. Kilka dni temu przydarzyła jej się sytuacja, której jeszcze nie zdążyła wymazać.
- Ale ja się nasłuchałam. Przyszedł stały klient i poprosił o chleb, bez krojenia. Włożyłam go do siateczki i podałam cenę: 3,43 zł. No i się zaczęło. "A dlaczego tak, a po co te grosze?". Mimo że nie była to jego pierwsza wizyta po zmianach cen, zaczęłam mu tłumaczyć, że po odliczeniu VAT-u wychodzi taka cena. On na to: "Pani jest nienormalna. Tylko u was takie groszowe końcówki". Więc znowu wyjaśniam, że to ogólnopolska akcja. Ale on uznał, że nigdzie tak nie jest i szef "powinien zaokrąglić w dół do 3,40 zł, a najlepiej już do 3 zł, bo po co się bawić w takie drobne". Odpuściłam - wspomina Magda.
Do piekarni zaglądają też klienci, którzy kupowali już pieczywo po obniżeniu VAT-u, ale nie zauważyli nawet, że ceny się zmieniły. Dopiero podczas zakupów na drugi dzień stwierdzali, że wczoraj na pewno było taniej.
- A moja piekarnia nie podwyższała cen przed zniesieniem 5 proc. VAT, tak jak to większość sieciowych sklepów zrobiła. Ale ludzie idą w zaparte i mają pretensje, że na bank było taniej. Wtedy odpowiadam, że wczoraj też tu pracowałam, a pamięć mam dobrą. Mruczą wtedy coś pod nosem, kupują i na następny dzień znowu stoją w kolejce po chlebek - dodaje ze śmiechem.
"W sierpniu to dopiero będzie wesoło"
Pracownicy sklepów są zgodni, że najgorsze jeszcze przed nimi: "Jak w sierpniu wróci normalny VAT, to dopiero na półkach będzie wesoło", "Poczekajmy do sierpnia. Przyjdą podwyżki i znowu będziemy wysłuchiwać, jak oszukujemy ludzi", "Skończą się obniżki w sierpniu, to dopiero będą awantury", "Jak wrócą normalne ceny, to zacznie się prawdziwy armagedon".
Póki co wolą jednak o tym nie myśleć. Starają się przetrwać i nie dać zwariować.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.