Blisko ludziKoluzja zamiast miłości: toksyczne związki trwające latami

Koluzja zamiast miłości: toksyczne związki trwające latami

– Na pierwszy rzut oka pasują do siebie jak puzzle, jak klucz i zamek. Ale to tylko pozory. Tak naprawdę w takiej relacji często nie ma ani miłości, ani akceptacji, za to wiele rzeczy nie działa, jest mnóstwo lęku, niepewności, zależności – mówi psychoterapeuta dr Daniel Cysarz, który o zjawisku koluzji w związkach opowiada Katarzynie Trębackiej.

Koluzja zamiast miłości: toksyczne związki trwające latami
Koluzja zamiast miłości: toksyczne związki trwające latami
Źródło zdjęć: © fot. Getty

Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Dlaczego ludzie trwają, czasami latami, w związkach, w których zamiast miłości, radości i satysfakcji przynajmniej jedną ze stron spotyka chłód emocjonalny, samotność, przemoc psychiczna, brak intymności i oparcia?

Dr Daniel Cysarz: Przyczyn takiego stanu rzeczy może być oczywiście wiele. Poza tymi kulturowymi, wynikającymi z wyznawanych wartości czy materialnymi, są też takie, które wiążą się z psychiką. Dr Jurg Willi opisał taki sposób zakleszczenia w parze, określając go mianem koluzji.

Mamy z nią do czynienia wtedy, gdy dwie osoby łączą się w parę w ramach własnych deficytów. Partnerzy w takiej relacji zaspokajają nawzajem swoje wewnętrzne braki i niezrealizowane potrzeby, przyjmują role, które uzupełniają się i dzięki temu są w stanie utrzymać związek. Na pierwszy rzut oka pasują do siebie jak puzzle, jak klucz i zamek. Jednak w takiej relacji często nie ma miłości i akceptacji, wiele rzeczy nie działa, jest za to dużo lęku, niepewności, zależności. Jedynym z przykładów koluzji jest sytuacja, gdy jedna osoba jest nastawiona na branie, czyli zaspakajanie własnych potrzeb, a druga, wypierając własne potrzeby, skupia się na dawaniu, czyli zaspakajaniu potrzeb partnera.

Tak dzieje się np. w związkach, w których jeden z partnerów ma osobowość narcystyczną. Chce czuć się ważny i wyjątkowy, a osoba tworząca z narcyzem relację chce czuć się potrzebna i zasługiwać na miłość. Każda z tych osób prawdopodobnie została przygotowana do takiego modelu relacji, doświadczając go w domu rodzinnym. Związek trwa, bo niezaspokojone wcześniej przez rodziców podstawowe potrzeby partnerów, np. bycia ważnym, wyjątkowym, kochanym bezwarunkowo i potrzebnym, dają o sobie znać przez całe życie.

Takie osoby są przekonane, że tylko w relacji da się je zaspokoić. Innymi słowy, "to partner ma sprawić, żebym w życiu poczuł się ważny, potrzebny, kochany". Co gorsza, taki związek wydaje się relacją idealną, polegającą na dopasowaniu przeciwległych biegunów potrzeb. Jednak w rzeczywistości układ ten nie pomaga rozwiązywać indywidualnych potrzeb każdego z partnerów, a jedynie utrwala status quo. Z czasem prowadzi to do narastania frustracji i kolejnych konfliktów.

Czyli chodzi o to, że wchodzą w relacje podobne do tych, które znają z dzieciństwa? Córki alkoholików częściej wiążą się w życiu dorosłym z alkoholikami, ponieważ ten model relacji znają…

Tak, dzięki byciu w relacji, która jest im znana, mają poczucie pozornego bezpieczeństwa. Świetnie wiedzą, jak to jest żyć w relacji z przemocowcem, alkoholiczką, osobą, która odrzuca, nie kocha albo nadużywa. To taka pozorna korzyść, którą wynoszą ze związku – poczucie znajomości sytuacji. Dlatego często te relacje trwają latami. I faktycznie jest ich bardzo wiele.

Jakie jeszcze profity czerpie się z takiej nieszczęśliwej relacji oprócz tego pozornego poczucia bezpieczeństwa?

Często wybieramy osoby, które też - jak my - mają jakieś deficyty, są skrzywdzone, mają poczucie braku. Pojawia się poczucie, że partnerów łączy nić porozumienia.

W psychoterapii par mawia się z przymrużeniem oka, że partnerzy zwykle dobierają się na podobnym poziomie psychopatologii. Rzadko jest tak, że osoba z dużymi deficytami wchodzi w relację z kimś, kto tych deficytów nie ma. W takim przypadku zbyt wiele rzeczy mogłoby się okazać nowymi i nieznanymi.

Wspomniał pan, że korzyści z bycia w takich relacjach są pozorne. Osoby, które w nich tkwią, chyba jednak czują, że czegoś im brakuje, że są nieszczęśliwe? A mimo to nie odchodzą…

Nasze pierwsze doświadczenia i to, czego się uczymy w życiu, tworzą w nas pewien skrypt, model postępowania. Gdy dorastamy i konfrontujemy go ze światem, oglądamy komedie romantyczne, poznajemy osoby, które tworzą szczęśliwe relacje, to zdajemy sobie sprawę, że z naszym życiem coś jest nie tak. Ale my jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś innego, bliskość, miłość, szczęście są nam obce.

Czymś co może blokować możliwość wprowadzenia zmian i osiągnięcia dobrostanu w relacji jest tzw. mechanizm powtarzania, który jest niezwykle silny. Okazuje się, że nieświadomie odtwarzamy w naszym dorosłym życiu klimat emocjonalny, który znamy z dzieciństwa. Stąd jeśli w dzieciństwie doświadczaliśmy ciągłej niepewności i braku bezpieczeństwa, to istnieje spora szansa, że nasze dorosłe życie i związki ułożymy tak, by doświadczać czegoś podobnego.

To, czego nauczymy się na etapie dorastania, w tym sposobu budowania relacji, zapada w nas bardzo głęboko. Z tego powodu trudno jest z takiej relacji, która przypomina relację rodzinną, wyjść. Na poziomie racjonalnym umiemy ocenić sytuację, mamy świadomość. Na dodatek z wiekiem ona jeszcze często rośnie. Wiemy zatem, jak szczęśliwy związek powinien wyglądać, jakie ważne potrzeby powinien nam zaspokajać. Ale na poziomie emocji jesteśmy zakleszczeni. I mimo że to zakleszczenie nie daje szczęścia, to jest ono znane, wiele razy przetestowane, więc w nim tkwimy.

Są jednak sytuacje, które z tego zakleszczenia potrafią nas wybić. To może być kryzys osobisty, kryzys w relacji, wzrost poziomu przemocy, straty w związku lub rozwój osobisty jednego z partnerów. Wtedy właśnie pojawia się szansa na przerwanie tej unieszczęśliwiającej obie osoby relacji.

Wystarczy, że jedna z osób w związku wyłamie się z tego schematu?

Tak. Czasami w ramach danej koluzji oboje partnerzy funkcjonują, bo unikają różnych form rozwoju psychicznego, np. terapii. Gdy któreś z nich już na terapię trafi, to to, co do tej pory sklejało ten związek, przestaje istnieć, traci rację bytu. Ale to nie musi być terapia. Czasami to jest wyjście z domu i trafienie do nowego środowiska, pozwalające na budowanie nowych, innych relacji, co wiąże się z odmiennymi niż dotychczasowe sposobami funkcjonowania i wyjściem z schematów jednego z partnerów.

A czy takim impulsem do zmiany może być nowa relacja, nowy związek, który powstaje, gdy jeden z partnerów tkwiących w koluzji zakochuje się w kimś trzecim?

Jeśli w ślad za tą nową relacją nie pójdzie rozwój osobisty i zmiana myślenia, to trudno się spodziewać jakichkolwiek zmiany. W kolejnej relacji raczej możemy spodziewać się powtórzenia sprawdzonego już schematu. Nawet nowy, dobrze rokujący partner nie gwarantuje szczęścia w przyszłej relacji.

Znam wiele relacji moich pacjentów, którzy byli w nieszczęśliwych związkach, po czym weszli w dobre i wartościowe relacje, ale okazywało się, że tego szczęścia było dla nich za dużo, nie byli na nie gotowi. I wtedy uciekali, bo było zbyt blisko, za bardzo akceptująco, za bardzo kochająco.

Dlaczego tak się dzieje?

Ponieważ to szczęście nie pasuje do znanego schematu i budzi dużo niepokoju, bo to jest sytuacja, która zupełnie nie pasuje do dotychczasowych doświadczeń. Nie wiadomo, jak się w niej odnaleźć. Łatwiej jest wejść w stare koleiny niż próbować zmierzyć się z czymś zupełnie nieznanym. To przykład pokazujący, że pozostanie w "strefie pozornego komfortu" wydaje się lepszym wyborem niż realna zmiana.

Czy jeśli tę koluzyjną parę posadzimy za jej zgodą na fotelu u psychoterapeutki plus psychoterapeuty, to jest szansa na to, że ten nieszczęśliwy związek zmieni się w szczęśliwy?

Niestety, szansa na to jest niewielka. Bo nawet jeśli mamy do czynienia z sytuacją idealną, która się raczej nie zdarza, a w której oboje partnerzy budzą się któregoś dnia i każde z nich uświadamia sobie, że jest nieszczęśliwe w życiu i chce wykonać pracę, by to zmienić, to szansa, że odkryją nowych siebie ponownie i zakochają się w sobie jest naprawdę mała.

Jeśli okaże się, że klejem ich relacji jest jedynie jakiś rodzaj koluzji, to gdy w ramach terapii własnej każde z nich samo nauczy się dbać o swoje ważne potrzeby, to dalsze bycie w tej relacji może przestać mieć rację bytu. Terapeuci par, jeśli dostrzegą że dany związek oparty jest na koluzji, informują parę, że na skutek terapii może dojść do rozstania.

Dr Daniel Cysarz, certyfikowany seksuolog kliniczny i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, a także superwizor Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Wykłada m.in. na Uniwersytecie SWPS w Warszawie oraz w Sopocie, gdzie uczy przyszłych psychoterapeutów oraz adeptów studiów podyplomowych seksuologii. Pracuje w prywatnym gabinecie w Sopocie. Główne obszary zainteresowań to: płeć oraz terapia uzależnienia od seksu i masturbacji.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (276)