Koniec ery "gorzko, gorzko". Zabawy weselne cywilizują się
Ciarki grozy na myśl o weselnych zabawach, prowadzonych przez rozentuzjazmowanego wodzireja, są wśród millenialsów standardową reakcją. Zdaniem konsultantki ślubnej atrakcje tego rodzaju powoli odchodzą do lamusa. Młodzi nie chcą już całować się na życzenie tłumu, skandującego "gorzko, gorzko".
16.05.2018 | aktual.: 17.05.2018 09:34
Do tradycyjnych weselnych gier i przyśpiewek zniechęca przede wszystkim niepisany przymus. Trudno odmówić bratobójczego boju o muchę pod ostrzałem spojrzeń rodziny państwa młodych. Mimo miłości Polaków do wesel, których namiastki są organizowane obecnie też w klubach, niechętnych tego typu zabawom nie brakuje.
W założeniu mają integrować zaproszonych gości. W praktyce robi to raczej alkohol, który wlewamy w siebie, żeby zaangażować się w gry. Gorące krzesła to w repertuarze weselnych atrakcji rozrywka grzeczna i kulturalna.
Są przecież jeszcze zawody w turlaniu jajka przez nogawkę partnera czy wodzireje zachęcający do wręczenia balonu kobiecie z "najpiękniejszym biustem". Polskie zabawy weselne rażą szczególnie na weselach w stylu glamour, który wciąż jest pod naszą szerokością geograficzną obowiązujący. Tutaj marmury i kawior, a obok goście biegają po sali w poszukiwaniu rolek papieru toaletowego. Impreza życia.
Kamila Romanow z firmy Wedding Heaven opowiada mi o przykładowych sposobach na zastąpienie tego typu rozrywek.
- Przede wszystkim warto zaznaczyć, że samo zaangażowanie wodzireja na weselu ma głęboki sens. Chodzi o integrację zaproszonych gości, co jest tym trudniejsze, im wesele jest większe. Tyle że młodsze pokolenie często nie odnajduje się w tych grach – wyjaśnia.
Zdaniem Kamili Romanow z Wedding Heaven główną tendencją weselną ostatnich lat jest indywidualizm. Parom młodym zależy na podkreśleniu tego, kim są. Oczywiście wszystko w pewnych ramach, tak, żeby "nie urazić babci". Zdarzyło się jej organizować przyjęcie, którego motywem przewodnim był Harry Potter czy klocki Lego, a także wesele kinomanów, gdzie znalazło się miejsce na bufet ze smakowym popcornem. Pary młode oprócz zamówionych dań przynoszą ulubione ciasto upieczone przez babcie albo do puli potraw dodają danie popisowe, które sami przygotowują dla gości w domu. Trudno sobie wyobrazić, żeby ludzie, którym zależy na tym, żeby przyjęcie odzwierciedlało to, kim są i co lubią, decydowały się na wesele pełne przyśpiewek i strasznych gier pokolenia ich rodziców, jeśli nie dziadków.
- Osobom, które nie chcą, żeby na ich weselu pojawił się wodzirej, proponujemy proste gry integracyjne. Ich zasady mogą wyjaśniać sami państwo młodzi albo np. druhna czy drużba. Jedna z takich zabaw, która sprawdza się na weselach ze stolikami na 6-10 osób, polega na zostawieniu na każdym z nich polaroida. Komunikujemy gościom, że do godziny np. 22 każdy stolik ma sfotografować ujęcia z listy. To kadry z rodzaju "para młoda trzyma się za ręce" albo "kobieta w czerwonych butach". Stolik, który najlepiej poradzi sobie z zadaniem, w pierwszą rocznicę ślubu zostanie zaproszony na kolację do domu państwa młodych – tłumaczy konsultantka ślubna.
Takie rozwiązania sprawdzają się przede wszystkim dlatego, że o wiele łatwiej jest nawiązać kontakt w małych grupach. Do tego nie ma w nich nielubianego przez wiele osób waloru "występu na scenie", jak w większości zabaw proponowanych przez wodzirejów.
- Bardzo prostym sposobem na integrację towarzystwa jest prezentacja zaproszonych przez parę młodą. Oczywiście to rozwiązanie dobre na przyjęciach, gdzie liczba zaproszonych nie przekracza 80, no, góra 100 osób. Wymaga też odrobiny przygotowania od gospodarzy. Nie chodzi tu o to, żeby powiedzieć "to Ula, z którą pracuję", ale raczej jakiś zabawny szczegół. Goście zaczynają się sobie przyglądać, kojarzyć się, nawiązują się między nimi nici porozumienia – wyjaśnia Kamila Romanow.
Jak takie gry znaleźć? Cóż, wystarczy poszperać w pamięci, wiele zabaw integracyjnych znanych ze szkoły czy z pracy można zaadaptować na potrzeby przyjęcia weselnego. Poprowadzić może je druhna czy drużba. Wyjaśnienie zasad nie wymaga wszak wielkiej charyzmy czy pewności siebie. Młodzi wynajmują wodzirejów najczęściej z braku innych pomysłu na przełamanie pierwszych lodów. Tymczasem integracja 200-osobowej grupy w jeden wieczór jest mało prawdopodobna.
W wysokoprocentowym szale goście może i chwilę się pobawią, ale z poprawin już raczej uciekną. Któż chciałby rozmawiać na kacu ze swoją parą z zabawy w jedzenie banana na czas.
Przydałabym się jeszcze tylko jakieś triki na wyeliminowanie weselnych przyśpiewek. I rubasznych wujów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl