Koronawirus a wesele. Goście masowo odmawiają przybycia. "Czasami w perfidny sposób"
Branża weselna i przyszli nowożeńcy dopięli swego. Od 6 czerwca można organizować przyjęcia do 150 osób. Nie każdy z zaproszonych gości chce jednak uczestniczyć w imprezie, usprawiedliwiając się obawą zakażenia. – Był taki tydzień, że co chwilę dostawaliśmy wiadomości z odmową – mówi WP Kobieta Joanna Kotowska, która zaplanowała ślub na 19 czerwca.
Po zniesieniu obostrzeń podczas wesela można się bawić niemalże tak, jak przed wybuchem pandemii. Trzeba jednak spełnić kilka warunków: liczba osób jest ograniczona do 150, obowiązuje konieczność odpowiedniego usadzenia gości na sali, zapewnienia środków do dezynfekcji i odpowiedniego serwisu kelnerskiego. Nie trzeba zakrywać ust i nosa.
Wiele par młodych przystało na taką możliwość z zadowoleniem, nie spodziewało się jednak fali odmów ze strony gości. Dodatkowe obawy wywołuje fakt, że ostatnio po jednym z wesel w Opocznie (woj. łódzkie) 11 gości zaraziło się koronawirusem. To przyjęcie jest teraz na ustach wszystkich.
"Trochę wieczorów przepłakałam"
– Odczułam, że osoby, które nam odmówiły, uważają, że skoro jest koronawirus, to można po prostu nie przyjść, bez tłumaczenia się. To trochę mnie zabolało. Był taki tydzień, że co chwilę dostawaliśmy wiadomości z odmową. Trochę wieczorów przepłakałam. To boli, bo były to bliskie osoby – mówi WP Kobieta Joanna Kotowska. Przyszła panna młoda tłumaczy, że ona i jej przyszły mąż spodziewali się, że ich ślub odbędzie się na zasadach narzuconych przez rząd, jakie by one nie były. – Nie chcieliśmy nic przekładać, mieliśmy dostosować się do wytycznych – dodaje.
Zobacz także: Zasady, których nie wolno złamać na weselu. Goście często nie zdają sobie sprawy
Z 80 osób, które zostały zaproszone na uroczystość, chęć przybycia zadeklarowały tylko 43. Joanna zaznacza, że choć weselnicy nie dopisali, przynajmniej z podwykonawcami nie miała problemu. – Wszyscy byli elastyczni i jeszcze przed odmrożeniem wesel dawali sygnały, że będzie można się dogadać. To nas zmotywowało.
W podobnej sytuacji jest Marta Pierzyńska, która zaprosiła na przyjęcie 120 osób. Ostatecznie na weselu ma się bawić 51. – Mieliśmy jedną sytuację, która nas szczególnie dotknęła. Rodzice chrzestni, którzy mieszkają za granicą, odmówili przybycia, powołując się na to, że mieszkają poza krajem. Później kilkakrotnie widzieliśmy ich w Polsce w odwiedzinach u wspólnych bliskich. To była najtrudniejsza sytuacja. Boli mnie to do dziś – tłumaczy przyszła panna młoda.
Na pytanie, czy uważa, że jest w stanie zapewnić gościom bezpieczeństwo, odpowiada, że o to zadbała właścicielka obiektu. – Będzie pilnowała odpowiedniego usadzenia gości na sali, zadba o płyny dezynfekujące, plakaty informacyjne. Dodatkowo nie będzie słodkiego stołu oraz poczęstunku tradycyjnymi wędlinami. Takie dodatki będą przynosić do stołu kelnerzy w rękawiczkach – opisuje kobieta. Dodaje, że razem z mężem planują usadzić osoby w grupie ryzyka zakażenia w odpowiedniej odległości od pozostałych weselników. Chcą również, aby te osoby miały zapewnione maseczki.
Pandemia nie zwalnia z bycia kulturalnym
Agnieszka Rąpała, która jest już po ceremonii ślubnej i weselu, gorzko komentuje zachowanie niektórych gości. Początkowo na przyjęciu miało bawić się 250 osób. Tę liczbę ograniczyła do 150, zgodnie z wytycznymi. Dodatkowo wraz z narzeczonym stworzyła listę osób rezerwowych. Gdyby ktoś z rodziny odmówił, na jego miejsce mógłby przyjść np. dalszy znajomy.
W dniu wesela okazało się, że choć część gości potwierdziła przybycie, nie pojawili się ani na sali, ani w kościele. – Siedmioosobowa rodzina po prostu nie przyszła. Bez uprzedzenia. To nas zabolało. Była to odmowa w perfidny sposób. Wcześniej też byliśmy informowani o tym, że ktoś nie przyjdzie, ale to zachowanie było niekulturalne. Sam fakt, że nie chcieli przyjść, nas nie boli, ale to, że nie odezwali się słowem – mówi Agnieszka.
Dodaje, że w czasie pandemii powinno się zwracać większą uwagę na ten problem. – Gdybyśmy otrzymali wcześniej informację, że siedem osób nie przyjdzie, moglibyśmy zaprosić większą liczbę znajomych. Oni chętnie by się z nami pobawili, a tak nie mieli takiej możliwości, z powodu obostrzeń – dodaje.
Ekspertka od etykiety Irena Kamińska-Radomska wyjaśnia, że nadzwyczajna sytuacja powinna wręcz uczyć nadzwyczajnej kultury. – Jeszcze bardziej powinniśmy myśleć o sobie nawzajem. Jeżeli ktoś nie zamierza przybyć na wesele, powinien niezwłocznie powiadomić narzeczonych, ponieważ po ich stronie lub ich rodziców są koszty. Czy ktoś się pojawi czy nie, trzeba zapłacić – mówi mentorka programu "Projekt Lady". Wyjaśnia, że każdy człowiek zrozumie uzasadnienie: "bardzo mi przykro, ale mam chorego w domu lub sam jestem chory i nie przybędę na przyjęcie".
– Mało tego, można wysłać życzenia, drobny prezent, mimo że się nie było na weselu. Nie trzeba wszystkiego kalkulować. Taka osoba będzie miło zapamiętana – mówi trenerka i wykładowczyni etykiety w biznesie.
"Wesela są potencjalnym ogniskiem rozprzestrzeniania się koronawirusa"
Mikrobiolog Tomasz Wołkowicz wyjaśnia, że wirus szybko nas nie opuści, a luzowanie obostrzeń nie jest do końca rozsądne. – Na jesieni spodziewana jest druga fala zachorowań, nie wiadomo jednak, czy do tego czasu wyjdziemy z pierwszej – zauważa.
Ekspert dodaje, że im większe przyjęcie weselne, tym większe ryzyko zakażenia, ponieważ spotykają się ludzie z różnych zakątków Polski, czasem Europy czy innych części świata. Zdaniem Wołkowicza rozsądne może być odizolowanie się na jakiś czas od innych ludzi po powrocie z wesela.
– Czasy nie są normalne, ale dużo osób próbuje normalnie żyć. Czasami to się kończy dobrze, a czasami źle. Myślę, że w trosce o bliskich, dla spokoju ducha, można kontakty z innymi po weselu ograniczyć. Lobbowałbym za własną oceną sytuacji – podsumowuje mikrobiolog.