Kto sieje wiatr, ten zbiera burze. Berlin 1945
Turyści zachwycają się współczesnym Berlinem. Oglądając dzisiejsze, nowoczesne miasto trudno sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat temu rozciągało się tutaj bezgraniczne morze ruin. Berlin do dziś leczy rany.
Turyści zachwycają się współczesnym Berlinem. Oglądając dzisiejsze, nowoczesne miasto trudno sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat temu rozciągało się tutaj bezgraniczne morze ruin. Berlin do dziś leczy rany. Na siłę zalepia puste przestrzenie przy pomocy najbardziej znanych architektów świata. Fotograf Fritz Eschen przypomina jednak Niemcom, że to oni podpalili świat, za co musieli słono zapłacić.
Eschen, urodzony w Berlinie w 1900 roku, cudem przetrwał czasy Hitlera. Jako pół Żyd skończyłby zapewne w obozie koncentracyjnym, gdyby nie… miłość. Jego aryjska żona, Niemka Gertrude Tumm, zrobiła wszystko, by ratować męża. Razem z rodziną zdołała uchronić go przed deportacją, a nawet załatwić mu okazjonalne, fotograficzne zlecenia na materiały reklamowe dla niemieckich kolei czy kilku amerykańskich agencji pasowych. Po 1945 roku Eschen wrócił do pracy. Stał się ponownie wziętym fotografem prasowym. Nie opuścił Berlina po wojnie, mimo tragicznych wspomnień związanych z tym miastem. Gdy ogląda się dziś kilkaset jego prac na wystawie w berlińskiej Galerii C/O, można odnieść wrażenie, że Eschen z wielką satysfakcją dokumentuje upadek dumnej metropolii.
Berlin, niegdyś stolica Cesarstwa, potem główne miasto Trzeciej Rzeszy, pępek hitlerowskiego Imperium, w 1945 roku nie może wykopać się spod gruzów. Eschen w swych pracach pokazuje to, co zostało z dawnej świetności. To już nie jest zniszczenie, to jest kompletny upadek i zagłada. „Godzina zero” - jak mówią sami Niemcy.
Ludzie, którzy ucierpieli z powodu wojny wywołanej przez Hitlera, muszą odczuwać cichą satysfakcję oglądając te fotografie. Sami dziś łapiemy się na tym, że w dziwny sposób fascynuje nas obraz całkowitego zniszczenia. Wielu z nas przyznaje w duchu: szkoda pięknego miasta, ale należała im się taka kara…Mają za swoje!
Eschen jest jednak na swój sposób przewrotny! Oczywiście pokazuje ruiny Kancelarii Hitlera ze smutnym i zdemolowanym żyrandolem, ale jednocześnie dokumentuje życie „zwykłej” ulicy. A ta ulica to bardzo często setki puszczonych samopas dzieci, które próbują znaleźć sobie miejsce na tym padole łez i rozpaczy. Dla dzieci czas ruin jest tak samo ciekawy jak i niebezpieczny. Resztki domów, pełne niewybuchów, niosą śmiertelne zagrożenie, ale zarazem przyciągają uwagę. Można bawić się do woli na pustych torach tramwajowych, układać na ulicy różne deseczki i kafelki, wykopywać z piwnic rozmaite tajemnicze przedmioty, pluskać się w roztrzaskanych fontannach.
Dla tych dzieci rodzice i opiekunowie nie mają czasu. Dorośli zajęci są bowiem kopaniem ziemniaków w Tiergarten, czarnym handelkiem pod dworcem ZOO, przerabianiem starych szmat na nowe ubrania, rąbaniem drewna na opał, grzebaniem w śmietnikach czy zdobywaniem pożywienia. Świat dorosłych to świat repatriantów ze wschodu, okaleczonych żołnierzy wracających z frontu, sióstr Czerwonego Krzyża opiekujących się inwalidami wojennymi.
Wśród tych „prostych” scenek zdarzają się jednak fotografie niezwykłe, hipnotyzujące, jak choćby ta, która przedstawia grupę osób czekających na otwarcie kas biletowych na dworcu Anhalter. W tym wypadku automatycznie nasuwa się skojarzenie z melancholijnym, nocnym malarstwem Edwarda Hoppera.
Powoli jednak miasto nadrabia stracony czas. Eschen ukazuje pierwsze otwarte kawiarnie, nowe samochody, eleganckie kobiety obnoszące po ulicach resztki dawnego bogactwa. Berlin budzi się do życia, zapomina o brunatnej przeszłości . Jedna z fotografii pokazuje gigantyczną kolejkę pod kinem Astor. To Berlińczycy, którzy w 1948 roku chcą zobaczyć film dokumentalny o ślubie królowej Elżbiety II. I pod tym względem do dziś się nic nie zmieniło. Ludzie nadal chcą zapomnieć o troskach dnia codziennego oglądając kolejne królewskie pogrzeby, rozwody i śluby.
(mk/sr)