"Łamanie" uporu dziecka to przemoc. "Nauczmy dzieci odrębności"
Uparte dzieci, które rodzice starają się "złamać", będą siebie postrzegały jak osoby, którym wszystko można narzucić. W wieku nastoletnim nie będą umiały stanąć w swojej obronie. A w życiu dorosłym inni także będą je "łamać" – mówi Małgorzata Rymaszewska, psycholożka i psychoterapeutka z warszawskiego Gabinetu psychologicznego "Rodzice i Dzieci".
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Czy upór u dziecka to wada? Dzieci uległe, słuchające dorosłych postrzegane są jako te grzeczne, a uparte, stawiające na swoim jako krnąbrne i niegrzeczne.
Małgorzata Rymaszewska: Ja w ogóle nie używam określenia grzeczne lub niegrzeczne dzieci, bo to mi nic nie mówi. Zachowanie, które jedna osoba uznaje za grzeczne, druga może postrzegać jako bardzo niewłaściwe. Niektórzy ludzie zwracają uwagę na zupełnie inne obszary grzeczności i co innego to dla nich oznacza. Rozumiem, że pani ma na myśli posłuszeństwo, z którym upór się nie kojarzy, bo jest postrzegany jako coś niepożądanego.
Tymczasem można spojrzeć na niego jako na cechę temperamentu, którą nazywamy wytrwałość w dążeniu do celu. A ta, podobnie jak inne cechy temperamentu, nie jest czymś, co dziecko sobie wybiera. Ono nie decyduje, że będzie takie lub inne, bo temperament to jest zespół cech dziedziczonych, zdeterminowanych genetycznie i ujawniających się już w pierwszym roku życia człowieka. Temperament (nie kształtuje się, jest wrodzony) rozumie się jako podstawę rozwoju osobowości. To są cechy, z którymi się rodzimy. Zwykle, gdy dziecko jest uparte, to jedno z rodziców albo dziadków też jest uparte jak kozioł.
Zobacz także: #Wszechmocne. Justyna Borska chorowała na boreliozę i stwardnienie rozsiane. Dziś jej firmę poleca Gwyneth Paltrow
Poza tym warto mieć świadomość, że jeśli maluch jest wytrwały w dążeniu do celu, to zapewne wszystko, co robi, robi z pasją. Inne dzieci, mniej uparte, łatwiej namówić na zmianę, bo łatwiej rezygnują i nie przywiązują się za bardzo np. do swojego zdania.
Jakie jeszcze cechy temperamentu są wrodzone?
Intensywność wyrażania emocji lub reakcja na zmianę. Niektóre dzieci łatwo się adaptują, inne nie. Wrodzona jest także wrażliwość na bodźce; niektóre maluchy bardzo żywo reagują na to, co widzą lub czują i wtedy na przykład szybko zauważają zmiany w nastroju członka rodziny. Inną cechą temperamentu jest energiczność, czyli tempo wykonywania czynności. Kolejną, pierwsza reakcja na nowe sytuacje, jeszcze inną nastrój. Są dzieci wesołe i optymistyczne same z siebie, bez powodu, a inne niezależnie od tego, co się dzieje, są poważne i ciągle jakby najeżone.
Kolejną cechą jest też towarzyskość; niektóre dzieci preferują samotność, regenerują się w odosobnieniu, a inne stale potrzebują wokół siebie ludzi i umieją się zrelaksować w tłumie. Każda z tych cech, jak wszystkie inne zmienne dotyczące nas czy zjawisk w przyrodzie, nie jest zero-jedynkowa, tylko rozkłada się na krzywej Gaussa. Podobnie jest z tą wytrwałością w dążeniu do celu. Generalnie większość dzieci mieści się pośrodku, więc można po nich oczekiwać, że będą dążyły do celu, ale w niektórych sytuacjach łatwo je będzie namówić do rezygnacji z czegoś, choć w innych będą bardzo chciały dopiąć swego. Oczywiście niektóre dzieci są niezwykle lub ekstremalnie uparte, a inne tego uporu w sobie mają niewiele.
Jednak wyjątkowy upór dziecka potrafi być dla rodzica kłopotliwy. Jak zatem postępować z dzieckiem, które jest bardzo wytrwałe w dążeniu do celu?
Ja o upartych dzieciach mówię, że mają ciąg na bramkę (śmiech). Warto pamiętać, że to są osoby, które jako dorośli bardzo dużo w życiu osiągają. Przez to, że mają w sobie wytrwałość, że wiedzą, czego chcą i wiedzą, w jaki sposób to zrobić. Największy problem jest wtedy, kiedy cechy temperamentu rodzica ścierają się z temperamentem dziecka. Na przykład rodzic jest bardzo szybki, a dziecko powolne, czego rodzic nie potrafi zrozumieć. Dziecko z kolei nie rozumie, dlaczego rodzic tak pędzi. Tylko maluch nie umie tego wyrazić, bo jeszcze mniej więcej do 10. roku życia mamę i tatę idealizuje. I myśli, że to z nim coś jest nie w porządku. Rodzice tymczasem z dezaprobatą przyglądają się temu powolnemu dziecku, a ono po prostu takie jest.
Ale wyobraźmy sobie taką sytuację. Jest poranek, matka spieszy się do pracy, bo ma ważne spotkanie, ale musi przedtem zawieźć dziecko do przedszkola. Ono jednak nic sobie z tego nie robi, bo postanowiło właśnie teraz narysować coś lub nie chce jeść płatków na śniadanie tylko woli tort czekoladowy. Co wtedy?
Dziecko nie wie, co to znaczy szybko, tylko widzi, że rodzic pędzi i krzyczy, a nie rozumie, co to jest spotkanie, że ono jest ważne, nie zna się najczęściej na zegarku, w ogóle go to nie interesuje. Idzie do przedszkola, ale ma swoją agendę. I jeśli jest wytrwałe, albo coś sobie zaplanowało, to niechętnie zrezygnuje z tego pomysłu. Zwłaszcza jeśli wcześniej dzięki uporowi postawiło na swoim, to łatwo nie odpuści.
Z drugiej strony mówienie przez rodzica "nie" powoduje jeszcze większy opór. Zatem jeśli w sytuacji, w której my się spieszymy, a dziecko postanowiło się bawić, nie przerywajmy mu brutalnie jego aktywności, nie próbujmy go złamać. Jeśli tak robimy, wysyłamy mu tylko sygnał: "coś z tobą jest nie tak, nie podobasz mi się", co zaburza relacje między rodzicem a dzieckiem.
No ale gdy jesteśmy już spóźnieni, a ono chce się bawić…
Warto w takiej sytuacji powiedzieć dziecku: "tak, to jest świetny pomysł z tą zabawą. Od razu jak wrócimy z przedszkola, bierzemy się za to". Można też powiedzieć: "zapakujmy tę zabawkę do torebki, zabierzmy ją ze sobą do przedszkola i zapytasz panią, czy zgodzi się, żebyś się nią pobawił".
Niektórzy rodzice mają przeświadczenie, że uparte dziecko trzeba złamać, bo inaczej nie będzie darzyło rodzica szacunkiem, bo wygra....
Jeśli dziecko jest bardzo uparte, to dopóki jest małe, jeszcze możemy je złamać. Tylko później, gdy nieco dorośnie, to ono złamie nas, bo pokazaliśmy mu, jak to się robi. I przyjdzie taki moment, że ono nas postawi pod ścianą i powie: "co mi teraz zrobisz? Nie masz nic do powiedzenia."
W takim traktowaniu dziecka nie ma w ogóle bliskiej relacji, jest tylko walka. Z domu, w którym ciągle ktoś nam pokazuje, że jesteśmy nie tacy, jak trzeba, najlepiej uciec jak najszybciej i jak najdalej. Te słabsze dzieci rzeczywiście można złamać, tylko one będą siebie postrzegały właśnie jak osoby, którym wszystko można narzucić, wywrzeć na nich presję.
I – co gorsza – w życiu dorosłym inne osoby także będą je łamały. Jako nastolatki nie będą umiały stanąć w swojej obronie, na przykład wtedy, gdy rówieśnicy będą je zachęcali do zrobienia czegoś, do czego nie są przekonane, ale nie będą umiały odmówić w obawie przed brakiem akceptacji czy odrzuceniem. Takie dzieci żywią przekonanie, że mogą zostać zaakceptowane tylko wtedy, gdy są podporządkowane.
Rodzice upartych dzieci często wstydzą się ich zachowania…
Myślę, że to, co stanowi często problem dla rodziców, to sposób, w jaki dziecko demonstruje swoją niezależność. I rzeczywiście metoda obwieszczania światu decyzji przez młodego człowieka nie zawsze jest dla niego dobra. Jeśli dziecko jest zbyt agresywne czy zbyt wulgarne, to w ten sposób nie zapewni sobie ani szacunku, ani zrozumienia.
My, jako rodzice, czasami możemy przymknąć oko na jakieś zachowanie, ale inni ludzie już niekoniecznie. Gdy dziecko do kolegi powie "spadaj" albo gorzej, to kolega nie będzie chciał więcej z nim rozmawiać. Dlatego ważne jest, żeby pokazać dziecku, w jaki sposób wyrażać tę swoją odrębność. Warto je tego nauczyć. Żeby nie było tak, że młody człowiek robi, co chce, bo to zwyczajnie może być dla niego niekorzystne.
Warto jednak mieć świadomość, że dzieci uczą się wyrażania swojego zdania i swojej odrębności od rodziców, powielają ich zachowanie. Jeśli dziecko, żeby wyrazić swoją odrębność, musi na nas krzyczeć i przeklinać, to warto się zastanowić, jak często nam się zdarza na nie krzyczeć i mówić do niego wulgarnie. Dzieci często powtarzają dokładnie to, co widzą i słyszą. Jest wiele sposobów na wyrażenie odmienności własnego stanowiska z zachowaniem poszanowania dla drugiego człowieka. Jeśli sami nie wiemy, jak to zrobić i nie pokażemy tego dziecku, czy mamy prawo wymagać tego od niego?
Małgorzata Rymaszewska, psycholożka i psychoterapeutka, ukończyła psychologię na Uniwersytecie Warszawskim (specjalizacja: psychologia kliniczna dziecka), a także podyplomowe Studium Terapii Dziecka i Rodziny w Polskim Instytucie Psychoterapii Krótkoterminowej w Krakowie oraz szkolenie do certyfikatów psychoterapeuty, wydawanych przez Oxford Cognitive Therapy Centre w Wielkiej Brytanii, Centrum Terapii Poznawczo-Behawioralnej w Warszawie, a także 3,5-letnie szkolenie do certyfikatu terapeuty Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej. Studiowała nauki społeczne (specjalizacja: psychologia) na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Australii.