Blisko ludzi#Wszechmocne. Justyna Borska chorowała na boreliozę i stwardnienie rozsiane. Dziś jej firmę poleca Gwyneth Paltrow

#Wszechmocne. Justyna Borska chorowała na boreliozę i stwardnienie rozsiane. Dziś jej firmę poleca Gwyneth Paltrow

Kiedy najsilniejsze środki przeciwbólowe nie pomagały, Justyna znalazła ukojenie dzięki poduszce z naturalnym wypełnieniem. - Moja babcia szyła poduszki wypełnione gryką. Doradziła mi, żebym dosypała do niej gorczycy, która ma działanie przeciwzapalne. Bardzo mi pomogła w zasypianiu - powiedziała Justyna Borska w rozmowie z WP Kobieta.

Justyna Borska, współzałożycielka marki I Love Grain
Justyna Borska, współzałożycielka marki I Love Grain
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Dzisiaj prowadzi pani ze wspólniczką prężnie działającą firmę. Ale wszystko zaczęło się od pani problemów zdrowotnych, prawda?

Justyna Borska: W zasadzie tak. Marka powstała przez to, że choruję na boreliozę i stwardnienie rozsiane. Musiałam zrezygnować ze wcześniejszej aktywności zawodowej, ponieważ nie byłam w stanie chodzić, pracować, byłam w fatalnym stanie zdrowotnym. Przez wiele lat przebywałam w domu, borykałam się z wieloma objawami, które uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie, tak że w tamtym czasie nie myślałam na pewno o otwieraniu firmy. Myślałam tylko o tym, aby czuć się lepiej.

Lekarze nie dawali mi szans na wyzdrowienie. Medycyna akademicka rozłożyła ręce, więc wiedziałam, że jeśli sama nie znajdę drogi do zdrowia, to nikt już tego nie zrobi.

Co Pani zaczęła robić, aby czuć się lepiej?

Na początku uczyłam się wszystkiego: dietetyki, akupunktury, akupresury, ziołolecznictwa, wszystkich możliwych sposobów na poprawienie swojego zdrowia… Odłożyłam na bok wszystkie kosmetyki. Całymi dniami leżałam w łóżku i ostatnim moim marzeniem było malowanie paznokci. Zaczęłam holistycznie patrzeć na swoje ciało i bardziej zwracać uwagę na to, co na nie nakładam. Uświadomiłam sobie że wszystko czym się otaczamy ma znaczenie – żywność, to co spożywamy, jakie materiały nam służą, a jakie wpływają negatywnie na nasz organizm. Zrozumiałam, dlaczego tak ważne są naturalne produkty, które pomagają naszemu organizmowi czuć się lepiej.

Okazało się, że produkt stworzony przez Pani babcię był zbawienny...

Jeśli chodzi o jeden z pierwszych produktów, który znalazł się później w ofercie I Love Grain, to była to poduszka. Z racji tego, że miałam duże napięciowe bóle głowy i sztywność karku, szukałam czegoś, co pomoże mi spać. Moja babcia szyła poduszki wypełnione gryką. Doradziła mi, żebym dosypała do niej gorczycy, która ma działanie przeciwzapalne. Bardzo mi pomogła w zasypianiu.

Wcześniej cały czas zażywałam już najsilniejsze środki przeciwbólowe, które kompletnie nie działały. Odrzuciłam je, bo wiedziałam, że niszczą mi wątrobę, nie leczą, a nic nie pomagają. Zaczęłam robić okłady z soli, którą wsypywałam do woreczka. To miało świetne działanie przeciwbólowe. Nie sądziłam, że będę otwierać firmę, która wprowadzi takie produkty do sprzedaży. W tamtym momencie sądziłam, że są to już raczej ostatnie moje dni i tygodnie, zresztą chciałam tego, bo byłam okropnie zmęczona permanentnym bólem. Osoby chore na boreliozę, czy tak jak ja na neuroboreliozę, znają ten stan doskonale.

Kiedy zrodził się pomysł, że firma może być Pani planem B na życie?

Kiedy zaczęłam się lepiej czuć. Patrzyłam, co dzieje się na świecie, dużo czytałam o plastiku, o beznadziejnej kondycji naszej planety. Nie chciałam, żeby moja córka Janka bawiła się plastikowymi zabawkami, dlatego pomyślałam, że może warto uszyć jakieś woreczki wypełnione grochem, którymi bawiliśmy się jako dzieci. Pomyślałam, że to może dobry pomysł na biznes i zaczęłam działać. Co prawda nie mogłam wtedy jeszcze wychodzić z domu, więc wszystkie formalności załatwiła moja mama. Nie miałam biznesplanu, miałam wizję. Poznałam wtedy też Barbarę Onyszkiewicz-Belską, która została moją wspólniczką i zaczęłyśmy plan wprowadzać w życie.

Aż tu nagle firma stała się bardzo znana!

Nie wiem, czy aż tak bardzo znana, ale na pewno cieszy nas to, że coraz więcej ludzi śpi na naszych poduszkach, używa produktów I Love Grain i po prostu czuje się lepiej. Wierzyłam, że to wszystko się uda, ale nie wiedziałam, że nasze produkty będzie polecała sama Gwyneth Paltrow, że będziemy je sprzedawać do USA i do Kanady. Czasami nie wierzę, że to się wydarzyło. Nie był to łatwy proces, ale udało się.

Jak to się stało, że tak wielka hollywoodzka gwiazda doceniła I Love Grain?

Nie wiem, nie mam pojęcia, dlaczego nas wybrała. O naszej marce usłyszała dlatego, że ja napisałam do niej wiadomość, w której opisałam nasze produkty. Długo czekałam na odpowiedź, ale ktoś z jej ekipy napisał, że rzeczywiście asortyment wygląda interesująco. Potem okazało się, że Gwyneth Paltrow umieściła nasz produkt w świątecznym prezentowniku. To było niesamowite, do tej pory trudno nam trochę uwierzyć w to, co się stało.

Odczuła Pani realnie to polecenie przez światową gwiazdę?

Chyba nie do końca, oczywiście było to ogromne wyróżnienie, ale również stres, aby sprostać oczekiwaniom i wymaganiom formalnym, które były ogromne. Przeszliśmy nawet przez procedurę FDA ze względu na "lecznicze" właściwości naszych produktów. W firmie były i są różne momenty. Każdy kto prowadzi swój biznes wie, że to nie jest przysłowiowa "plaża". Nie mogę powiedzieć, że cały czas jest super. Wiele osób myśli, że to po prostu jest konstans i że zawsze będzie dobrze. Przez pandemię zamknęliśmy nasz sklep stacjonarny, mieliśmy ciężkie miesiące i trudne decyzje do podjęcia. Otrzymałyśmy dofinansowanie na targi, miałyśmy być w Paryżu, w Amsterdamie i w Kijowie, ale wszystko zostało już przekładane kilka razy, tak że nie wiadomo czy dojdzie to do skutku. Nie zawsze jest kolorowo i łatwo. Cały czas trzeba pracować, planować, inwestować, nie osiadać na laurach…

Zwłaszcza że poduszek nie kupuje się codziennie, tylko raz na jakiś czas. Szukamy nowych odbiorców, chcemy wychodzić na nowe rynki, wprowadzamy do sklepu nowości, produkty, które ludzie będą chcieli mieć po to, aby pomagały im czuć się lepiej i dbać o ich zdrowie i samopoczucie.

Każdy może sobie skomponować własną poduszkę wg potrzeb?

Oczywiście. Mamy różne rozmiary i wypełnienia, każdy znajdzie coś dla siebie, są to między innymi płatki sosny, korek, łuski płaskurki, gryki czy prosa, orkisz, różne zioła. Jest szereg możliwości. Cała moja i Basi rodzina śpi na tych poduszkach. Moim osobistym hitem jest wałek, który sprawdzi się w różnych konfiguracjach i poduszka serduszko – poduszka między kolana, która idealnie nadaje się dla osób śpiących na boku.

Mam poczucie, że wśród ludzi jest większa świadomość ekologiczna. Marka idealnie wpisuje się w ten nurt.

Ja niestety nie lubię słowa "ekologiczne", bo w moim poczuciu jest to często nadużywane. Wiele firm wykorzystuje trend eko, chociaż nie mają z tym nic wspólnego. Dlatego przestałam używać słowa "ekologiczne", bo mnie trochę denerwuje, wolę słowo naturalne. Natomiast co do zasady, jak ktoś się pyta, czy te poduszki są ekologiczne, to oczywiście, że są. Używamy tylko naturalnego materiału i wypełnienia.

Prawda jest taka, że jeśli chcielibyśmy być w 100 proc. ekologiczni, to nie powinniśmy nic produkować i nic nie kupować. Jako producent zdaję sobie sprawę, że wiele aspektów biznesu nigdy nie będzie ekologicznych, chociażby transport naszych paczek. To tysiące paczek kurierskich w miesiącu, także nigdy nie będzie to przecież ekologiczne. Natomiast wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, staramy się, aby produkty służyły przede wszystkim zdrowiu ludzi i pomagały im czuć się lepiej, a przy tym nie niszczyły naszej planety.

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (87)