Blisko ludziLekarka Anna Wardęga doświadczyła hejtu w najgorszej postaci. Teraz chce pomóc innym

Lekarka Anna Wardęga doświadczyła hejtu w najgorszej postaci. Teraz chce pomóc innym

Wyzwiska, pogróżki, poniżanie, a nawet podpalenie samochodu czy zdemolowanie miejsca pracy. Z tym wszystkim muszą mierzyć się dzisiaj pracownicy ochrony zdrowia. Anna Wardęga przez ostatnie dwa miesiące żyła w strachu o siebie i bliskich. Dzisiaj propaguje akcję "Wylecz nienawiść".

Anna Wardęga
Anna Wardęga
Źródło zdjęć: © Instagram
Klaudia Stabach

06.08.2021 18:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Anna Wardęga, psychoterapeutka w trakcie specjalizacji z psychiatrii, zainicjowała akcję "Wylecz nienawiść", której celem jest walka z hejtem wymierzonym w stronę personelu medycznego. Każdego dnia dołączają do niej kolejni lekarze, medycy, ratownicy, pielęgniarki. Anna Wardęga liczy, że coś się zmieni, ponieważ sama przekonała się, do czego może doprowadzić bezpodstawna krytyka w sieci połączona z podżeganiem do nienawiści.

Klaudia Stabach, WP Kobieta: Dwa miesiące temu po sieci krążył wpis, w którym została pani zhejtowana przez pacjentkę. Jak to zazwyczaj bywa, kilka dni później internauci przestali interesować się tematem. A co działo się dalej w pani życiu?

Anna Wardęga: Hejt narastał. Obcy ludzie zaczęli mi grozić, wyzywać, obrażać, podważać moje kompetencje zawodowe chociaż słowa pacjentki były nieprawdą. W pewnym momencie zaczęłam czuć strach przed pójściem w niektóre miejsca. Martwiłam się o siebie i swoją rodzinę. W końcu musiałam iść na zwolnienie lekarskie. Ostatnie dwa miesiące były bardzo trudne.

Próbowała pani szukać wsparcia w zatrzymaniu tej fali nienawiści?

Byłam na policji, ale skończyło się jedynie na wysłuchaniu. Funkcjonariusze nie chcieli sporządzić notatki, tłumacząc, że takie sprawy lepiej jest załatwiać przez sąd, bo u nich to będzie zbyt długo trwało. Później zwróciłam się do różnych instytucji lekarskich, ale nie otrzymałam konkretnej pomocy. Zostałam z tym sama i to jeszcze bardziej potęgowało strach. W końcu warszawska Okręgowa Izba Lekarska wsparła mnie, chociaż do niej nie przynależę.

Jest pani specjalistką psychiatrii, więc mogłoby się wydawać, że wie pani, jak radzić sobie w trudnych momentach.

Jestem również człowiekiem, który ma uczucia. Owszem, na pewno mam o wiele większą wiedzę teoretyczną, ale ta cała sytuacja pokazuje, jak bardzo hejt może zniszczyć człowieka. Za kilka dni wracam do pracy i nadal czuję lęk. Nie wiem, jak to będzie, jak zostanę przyjęta. Przez ostatnie lata ciężko i sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, a teraz czuję się, jakbym zaczynała od zera.

Hejt potrafi zrujnować wiarę we własne umiejętności?

Oczywiście. I nie mówię tego tylko ja. Chciałabym, żeby społeczeństwo w końcu zrozumiało, jak wielką krzywdę można wyrządzić, atakując kogoś w sieci. Nie zastanawiamy się nad tym, dopóki sami tego nie doświadczymy. Nie sądziłam, że coś takiego mnie spotka, dlatego chciałabym przekuć te okropne doświadczenia w coś dobrego.

Skala odzewu na akcję "Wylecz nienawiść" pokazuje, że nie tylko pani mierzy się z hejtem.

Wrogie nastawienie pacjentów towarzyszy nam od dawna. Znam medyków, którzy zostali pobici, pielęgniarki, które pacjenci łapali za pośladki lub poniżali słownie. Obecnie problem jest jeszcze większy, bo doszli antyszczepionkowcy, którzy nie znają granic. Jestem przerażona słysząc, że ktoś podpalił samochód ratownika medycznego lub zdemolował punkt szczepień. Co dalej? Do czego to wszystko doprowadzi?

Pandemia trwa już 1,5 roku. Każdy w jakimś stopniu jest sfrustrowany. Może dlatego niektórym puszczają nerwy?

To nie jest usprawiedliwienie. Zdaję sobie sprawę, że mamy ciężkie czasy, których nikt się nie spodziewał, ale nie można pozwalać na akty przemocy i wandalizmu. Personel medyczny jest na pierwszej linii frontu i, kolokwialnie mówiąc, obrywa za wszystkich. To jest niesprawiedliwe, bo my nie podejmujemy strategicznych decyzji, tylko wykonujemy swoją pracę.

Może niektórzy nie do końca dobrze ją wykonują? Jedna z ratowniczek medycznych trafiła ostatnio na SOR, ale nie przyznała się, że pracuje w ochronie zdrowia. Dzięki temu mogła przekonać się, jak jest traktowany przeciętny Kowalski. Po wszystkim wyszła z płaczem ze szpitala i opisała sytuację w sieci.

Nie chcę bronić wszystkich moich kolegów i koleżanek po fachu, bo wiem, że można byłoby wiele poprawić w pracy niektórych z nich. Chcę jedynie zauważyć, że wina nie leży bezpośrednio po ich stronie, tylko po stronie wadliwego systemu, którego my również jesteśmy ofiarami.

Jesteśmy sfrustrowani naszą sytuacją zawodową, a to bardzo przekłada się na wykonywanie obowiązków. Celem naszej akcji jest nie tylko powstrzymanie hejtu w stronę lekarzy, ale uzdrowienie relacji pacjent-lekarz. Na studiach nikt nie uczy technik komunikacji, jak rozmawiać z pacjentem, żeby czuł się zaopiekowany. Chcemy to zmienić.

Na własną rękę?

Nie mamy innego wyjścia. Na razie założyliśmy zbiórkę pieniędzy, aby mieć za co przygotować chociaż spot reklamowy. Cieszy mnie, że coraz więcej osób chce nas wspierać, bo rządzący niewiele robią.

Jest kryzys pandemiczny.

Tak jak w większości krajów na świecie. Tylko dziwnym trafem znajdują się w Polsce pieniądze na dofinansowywanie pewnej telewizji czy podwyżki dla polityków, a na ochronę zdrowia brakuje. Nie można oczekiwać, że problem sam się rozwiąże, gdy dwie strony są na skraju wytrzymania.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
ratownik medycznysłużba zdrowiahejt stop
Komentarze (519)