Łukasz Jemioł Label Jesień/Zima 2011/2012
Po intensywnym przeglądzie kolekcji jesienno – zimowych na polskim Fashion Week’u czas zmienić miejsce i przenieść się na grunt warszawski, by zaprezentować modę dla nieco innych odbiorców. Celebryci, sezon dla Was uważamy za otwarty!
Po intensywnym przeglądzie kolekcji jesienno – zimowych na polskim Fashion Week’u czas zmienić miejsce i przenieść się na grunt warszawski, by zaprezentować modę dla nieco innych odbiorców. Celebryci, sezon dla Was uważamy za otwarty!
WSTĘP/WEJŚCIE
We wtorek wieczorem spotkaliśmy się w Och! Teatrze, by zobaczyć kolekcję Łukasza Jemioła na nadchodzący sezon. Miejsce jak najbardziej odpowiednie na pokaz – scena w samym centrum widowni, kameralna atmosfera, kulturalne konotacje. Na schodach mijałem celebrytów, którzy przybyli na pokaz. Była Joanna Horodyńska, Małgorzata Socha, Magdalena Mielcarz. Był Michał Piróg, Robert Kupisz i Kinga Rusin. Byli i inni. Licznie stawili się też dziennikarze z najważniejszych magazynów poświęconych modzie, chyba jeszcze liczniej – blogerki. I tu pierwszy sukces. Zebranie takiego grona na drugiej, dużej i autorskiej prezentacji w Warszawie (pierwszy pokaz Jemioła w Warszawie miał miejsce kilka sezonów temu, później były pokazy specjalne podczas szerszych prezentacji. W ubiegłym roku Łukasz pokazał kolekcję podczas eventu współorganizowanego przez ELLE.) świadczy o tym, że Łukasz zaskarbił sobie sympatię branży. I to zarówno tej związanej z modą, jak i aktorstwem, śpiewaniem i bywaniem.
JEDWAB W LESIE, JEDWAB W DESZCZU
Tuż przed pokazem zaprezentowano film (autorstwa Adama Tarasiuka) promujący kolekcję. Modelka w jedwabnej sukience i model w dresowych spodniach i twillowej marynarce spacerują po lesie. Muzyka tętni mistyczną atmosferą, kolejne czarnobiałe klatki filmu próbują nas gdzieś zabrać. Gdzie? Nie dowiemy się, bo puentą jest wyświetlone logo Łukasza. Całość jest dobra pod względem artystycznym i spójna stylistycznie. Kamera prowadzona jest nerwowo, ale pewnie, światło jest albo tylko zasygnalizowane, albo gra główną rolę, rozjaśniając ekran i sylwetkowo traktując postaci, fragmentami film odtworzony jest „od tyłu”. Zaczyna się właściwa prezentacja. Wybieg tonie w ultrafiolecie, za chwilę jest już „pokazowo” biały. Wychodzą modelki i… zaczyna padać deszcz. Pada regularnie i równomiernie. Tworzy ścianę wody dzieląc wybieg dokładnie na połowę. Z jednej strony mamy inspirację dziką naturą, leśnym krajobrazem, z drugiej – minimalistyczną, ale trochę hipermarketową dekorację.
JEDWAB W KOŻUCHU
Na kolekcję składa się kilkadziesiąt sylwetek. Na sylwetkę składa się często kilka rzeczy. Są gniecione spodnie, dzianinowe bluzki i tuniki, satynowe sukienki i ołówkowe spódnice. Dopełnieniem stylizacji są płaszcze, kurtki i kożuchy. Według większości obserwatorów to właśnie kożuchy są hitem kolekcji. Łukasz zdecydowanie to potwierdza: „Kożuchy są w produkcji i niedługo będą dostępne, jest duże zainteresowanie”. W ich konstrukcji widzę jednak niepokojące nawiązania do dostępnych już w sprzedaży modeli. Na szczęście, w kolekcji są znacznie ciekawsze elementy: zdekonstruowane bluzki i tuniki, z niby osobnymi, a jednak doszytymi na fragmencie, długimi rękawami ze skóry; sukienki, których tyły spadają spod karczków, odkrywając plecy; szlifowane zamki błyskawiczne, które są na zmianę – dekoracyjną wypustką i funkcjonalnym źródłem zamiany płaszcza w krótką kamizelkę. Jest ciekawy zabieg stylizacyjny – długie skórzane paski krzyżujące się na biuście i dwukrotnie wiążące talię. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Według
mnie to najlepsza z dotychczasowych kolekcji Jemioła.
Zastanawia mnie tylko użycie na jednej bądź dwóch sylwetkach plisowanych szyfonów i słuszność obecności kozaków z luźną i długą cholewką w sylwetkach z oversizowymi mini tunikami. Nie do końca rozumiem też dość kontrastowe przenikanie się mocnych zabiegów geometrycznych (suwaki rozcinające ostro aple tkanin, proste cięcia i nacięcia, dotknięty, ale nie wyeksploatowany w tej kolekcji trend COLOUR BLOCKING) i linearnej organiczności (charakterystyczne dla Jemioła upięcia i drapowanie, łukowate cięcie spódnic pozwalające na wprowadzanie różnych struktur tkanin, charakterystyczne skracanie przodów i tyłów tshirtów i longsleeve’ów z wyciąganiem linii boku). Zresztą linie dołów tunik i sukienek, krawędzie karczków i linie podkroju szyi nie zostały ujarzmione przez Łukasza, mamy ich całą dostępną feerię, która niestety zakłóca spójność kolekcji.
OFF CZY FLOW?
To pytanie zadawałem sobie od momentu zakończenia pokazu. Suknie na większe i mniejsze wyjścia zestawione z luźnymi dzianinowymi tunikami; Geometria z organicznością; Oniryczność filmu z realnością pokazu; Wodna ściana z offowymi środkami plastycznymi prezentacji. W którą stronę pójdzie Łukasz? Wybierze OFF czy FLOW? Według mnie wybór jest ciągle przed nim, i nie do końca da się te dwie ścieżki połączyć jedną metką. Być może rozdzieli swą działalność na dwie linie – casualową i „wyjściową”?
Projektant zaprzecza: „Chcę złamać konwencję sukienek na wielkie wyjścia. Dlatego pokazuję je w lesie, przykrywam za dużymi kożuchami i zestawiam z dzianinowymi spodniami. Tkaniny, których używam, to wciąż między innymi jedwabie, jednak tym razem są zmieszane ze spandexem i mniej błyszczące. Nie zamierzam rozdzielać kolekcji na linie. Chcę, aby moja propozycja była kompleksowa.” Czy słusznie? Nie wiem, nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić. Poczekajmy na kolejne kolekcje.
_Michał Szulc – projektant mody, grafik. Wykładowca w Katedrze Ubioru łódzkiej ASP. Dwukrotny stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Projektuje dla największych polskich firm odzieżowych oraz pod własnym nazwiskiem. Minimalista ceniący funkcjonalność ubioru. Obecnie tworzy projekt „Sale”. www.michalszulc.com_