Ma 26 lat i miliony fanów. Magda Bereda to ikona młodych ludzi
Jej karierę porównują do początków Justina Biebera czy Eda Sheerana. Podobnie jak oni zasłynęła na YouTube'ie, a jej utwór "Siedź tu cicho" zyskał ogromną popularność. Dzisiaj 26-latka ma setki tysięcy fanów, którzy cenią jej talent i naturalność. To właśnie oni nominowali wokalistkę w plebiscycie redakcji WP Kobieta w kategorii #Wszechmocne w popkulturze.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czytelniczki nominowały cię w naszym plebiscycie w kategorii #Wszechmocna w popkulturze. To pokazuje jak bardzo zaangażowaną masz społeczność.
Magda Bereda, piosenkarka: Tak, bardzo! To jest piękne, że ktoś, kto jest zupełnie obcy poświęca mi swój czas, głosuje na mnie i wspiera moją działalność.
Twoja droga do miejsca, w którym jesteś nie była łatwa. Czujesz się wszechmocna?
Czuję, że tym, co robię i jaka jestem, pokazuję ludziom, że można wierzyć w swoje marzenia. A kiedy się w nie wierzy i rozwija swoje pasje, to te marzenia są w stanie się spełnić. One nie zrealizują się same, to my mamy moc sprawczą. Bardzo dużo młodych osób pisze mi, że jestem dla nich inspiracją, że kiedy wali się wszystko, słuchają mojej muzyki i uśmiechają się na chwilę. Czuję powołanie, żeby pokazywać ludziom, że uśmiech i bycie sobą to najważniejsze, co dostaliśmy.
Przy sukcesie potrzeba odrobiny szczęścia, ale chyba niezwykle ważna jest też konsekwencja.
Zdecydowanie. Dzięki konsekwencji spotykam wspaniałych ludzi, którzy otwierają przede mną kolejne drzwi. Cały czas robiłam swoje, mimo że czasami było naprawdę źle i myślałam, że już nie mam na co liczyć. I nagle otwierały się maleńkie drzwi, pojawiało się światełko i to mnie napędzało dalej. Dopóki ty sam w siebie nie wierzysz, to inni też w ciebie nie uwierzą.
Trzeba być bardzo uważnym, aby tych otwartych drzwi nie przeoczyć.
Czasami te szanse są tak chwilowe, że bardzo łatwo to zrobić. W moim przypadku pojawiło się dużo światła, więc zaryzykowałam i nagrałam "Siedź tu cicho" z melodią piosenki "Despacito". W tamtym czasie opublikowano mnóstwo przeróbek tego utworu, ale okazało się, że to ta moja, skierowana do hejterów, spotkała się z ogromnym odzewem. Ludzie nie dość, że komentowali, udostępniali, to jeszcze zostali ze mną na dłużej. To było niesamowite.
Ta sytuacja przyniosła ci największą popularność. Ale czy ty w ogóle miałaś wtedy hejterów?
Tak, było trochę. Pojawiały się komentarze dotyczące moich rodziców. Pamiętam nawet jeden z nich: "twoja mama na pewno jest ropuchą, bo śpiewasz jak żaba". Ludzie wypisywali głupoty, ja byłam wtedy dzieckiem, więc to mnie dotykało. W pewnym momencie pomyślałam, że trzeba coś z tym zrobić, więc zupełnie dla zabawy nagrałam "Siedź tu cicho".
Temat hejtu cały czas pojawia się w mediach. Osoby znane regularnie publikują wiadomości z groźbami śmierci czy wyzwiskami.
To dotyka nie tylko osób publicznych. Hejt pojawia się przecież w szkole, w pracy. I to są naprawdę ciężkie momenty. Kiedy mi się coś takiego zdarza, próbuję odwrócić tę sytuację i odpisuję hejterom np. "Tak masz rację, u mnie wszystko w porządku. Mam nadzieję, że u ciebie też". Chcę pokazać, że nie wszyscy mają w sobie nienawiść, ale też dobro. Czasem głęboko ukryte. Nie wiadomo, po co ludzie piszą takie komentarze, ale czasem niestety trzeba brać poprawkę na to, że zmagają się z ciężkimi rzeczami…
Trochę chyba za bardzo usprawiedliwiasz hejterów.
Może i usprawiedliwiam, ale ludzie mają naprawdę masę problemów i może to jest dla nich jakaś terapia. Jeśli tak jest, to ja im pomogę i odpiszę grzecznie: "Wszystkiego dobrego".
Hejt, który pojawia się w sieci, nie jednego by złamał. Skąd ty bierzesz siłę?
Wydaje mi się, że z domu. Otaczam się bliskimi osobami. Jeśli mam komuś zaufać, to najpierw muszę poznać tę osobę. Faktycznie jest tak, że rodzice ze mną dużo rozmawiali. Mój tata jest bardzo wspierający. Zawsze mi powtarzał, że jeśli mam marzenia, to nie muszę iść utartym szlakiem. Rodzice zawsze mocno wspierali mnie w realizowaniu pasji i marzeń. Jestem im bardzo wdzięczna, bo nauczyli mnie, że jeśli czegoś się mocno pragnie i będzie się pracować, to efekty kiedyś muszą się pojawić.
Gdzie wyobrażałaś sobie siebie, kiedy tworzyłaś w swoim pokoju i jeszcze nie byłaś tak popularna jak dzisiaj?
Pamiętam, że zamykałam się w swoich czterech ścianach i czułam się wtedy taka wolna. Do tej pory mam tak, że dźwięki pianina są dla mnie wolnością. Naciskam dźwięki i czuję coś takiego, czego nie da się opisać. Ja nigdy nie potrafiłam pisać piosenek, to przyszło niespodziewanie. Dopiero gdy zmarła mi bliska osoba, w ten sposób znalazłam ukojenie. Zaczęłam pisać utwory dla mojego dziadka. To było coś pięknego. W ten sposób dawałam upust tym emocjom.
Tak sobie wyobrażałaś ten moment sławy?
Jest jeszcze masa marzeń, które mam. Bardzo chciałabym koncertować, usłyszeć swoją piosenkę w radiu. Aczkolwiek jestem szczęśliwa, że mogę tworzyć muzykę, żyć z niej. Nie czuję, że to jest moja praca.
Zwątpiłaś kiedyś w swój talent?
Żeby tylko raz! Często tak jest. Czasami po prostu wstaję i mój głos nie działa. Albo próbuję coś stworzyć i okazuje się, że nic się nie klei, zatrzymałam się na pierwszym wersie pierwszej zwrotki. To jest praca kreatywna i jak jestem czymś przytłoczona, to nie ma szansy ruszyć dalej. Muszę wtedy zrobić sobie reset, pobyć blisko natury.
Były osoby, które próbowały podcinać ci skrzydła?
Było kilka takich przeszkód. Pamiętam sytuację, gdy byłam w wytwórni i zapytałam, czy udałoby mi się wystąpić na pewnym festiwalu. Czułam, że to mój muzyczny dom i mogę poprosić o to osoby z wytwórni. Usłyszałam wtedy, że nie ma takiej możliwości oraz: "Przepraszam, nie mogę już rozmawiać, bo mam telefon od organizatorów".
Finalnie udało mi się tam wystąpić, a nawet dzięki moim fanom zgarnęłam nagrodę.
Jak to się stało?
Sama zaproponowałam organizatorowi. Usłyszałam, że w ogóle nie ma problemu, że bardzo przepraszają, że nie pomyśleli o mnie. Z jednej strony spotkała mnie przykra rzecz, z drugiej - siła ludzi, którzy mnie wspierają jest ogromna.
Oglądając cię w sieci, mam poczucie, że jesteś moją koleżanką z bloku obok.
Tak się czuję, szczerze mówiąc. Nigdy nie mam poczucia, że jestem kimś lepszym, czasem wręcz przeciwnie: wydaje mi się, że jestem kimś gorszym. Każdy człowiek rodzi się z czystą kartką i to, co na niej zapiszemy, zależy tylko od nas. Nie mam problemu, by pokazywać gorsze momenty ze swojego życia, publikować filmiki, na których jestem bez makijażu, jak zjem za dużo i będę miała wielki brzuch, to też to pokażę. Bo tacy po prostu jesteśmy.
Myślę, że ta autentyczność jest niezwykle ważna i trzeba pokazywać, że nie wszyscy mamy ciała jak z okładki i życie jak z kolorowego magazynu.
Wydaje mi się, że takie konta nie przetrwają na dłuższą metę. Ludzie potrzebują prawdy, normalności.
Dzisiaj masz ogromny wpływ na postrzeganie rzeczywistości. Ale jesteś też użytkowniczką internetu. Zdarzyło ci się złapać na tym, że próbowałaś dążyć do niedoścignionych wzorów?
Tak. Widziałam dziewczyny, które wyglądały przepięknie. Miały doskonałą twarz, doskonałą sylwetkę i w pewnym momencie zaczęłam stroić takie miny na Instagramie. W końcu uznałam, że to był dramat i najgorsze, co mi przyszło do głowy. Udawałam kogoś, kim nie jestem. Powiedziałam o tym moim fanom, przedstawiłam swoją perspektywę i uznałam, że trzeba jak najszybciej uciekać z tego miejsca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak udało ci się uciec?
Pomogła mi rodzina. Pamiętam, że to był taki moment, kiedy wszyscy zostaliśmy uziemieni przez sytuację na świecie. Wtedy spędzałam dużo czasu sama ze sobą i z bliskimi. Wówczas doszłam do wniosku, że autentyczność jest niezwykle ważna i nie chcę zakłamywać rzeczywistości. Chciałam pokazywać prawdziwą Magdę.
Dużo mówisz o rodzinie i bliskich. Kiedy zyskuje się ogromną popularność, następuje weryfikacja znajomości?
Trochę tak. Jeśli chodzi o ludzi ze szkoły, bardzo rzadko następuje taka więź, że spotykamy się i czuję, że to jest prawdziwa relacja. Mam bardzo mało przyjaciół, ale za to prawdziwych. Liczy się jakość.
Często porównywano twój początek kariery do karier Eda Sheerana czy Justina Biebera, którzy również wybili się dzięki platformie YouTube. Czy ty jesteś gotowa na taki sukces?
Kiedyś powiedziałabym, że nie jestem gotowa i w życiu bym nie wyszła na scenę. Teraz czuję taką magię i uzależnienie od sceny. Takie momenty sprawiają, że wiem, po co żyję. Gdy miałam 8, może 10 lat trafiłam na stół operacyjny, gdzie ledwo mnie odratowali. Mimo że byłam mała, miałam taką myśl, że po coś jednak żyję, że mam jakiś cel skoro zostałam odratowana. I muzyka chyba jest tym, po co tu jestem.
Jakie masz największe marzenia związane ze swoją działalnością?
Chyba trasa koncertowa i spotkanie się z moimi fanami. Często mówię, że to nie będzie koncert tylko dobra domówka. Mam wrażenie, że ja znam tych wszystkich ludzi, bo nieustannie piszą do mnie i odpowiadają na to, co publikuję. Doskonale znają moje poczucie humoru i czuję, że to byłaby świetna zabawa. Nie mogę się tego doczekać.
Fani mocno dmuchają ci w skrzydła…
Dokładnie tak. Ładnie powiedziane.
Ale żeby mieć taką społeczność trzeba poświęcić na to sporo czasu. Tak jest?
Jest to wymagające, ale traktuję to jak dbanie o relacje. Dwie osoby muszą się zaangażować, żeby coś z tego było. Jeśli nie będę o to dbała, to nikt tego nie zrobi. Stworzyłam swój świat, w którym wszyscy czujemy się bezpiecznie i możemy być sobą.
Trwa plebiscyt #Wszechmocne 2022. Zapraszamy do głosowania na nominowane TUTAJ.