Martyna Jakubowicz: Muszę przestać wracać do traum z przeszłości
Cała Polska nuciła jej przeboje, m.in. ten największy „W domach z betonu nie ma wolnej miłości”. Martyna Jakubowicz sama miała bardzo trudne dzieciństwo, naznaczone traumą wojny, samotności, o czym rzadko mówi. Postrzegano ją jako wyzwoloną hipiskę, ale ona przyznaje dziś, że to była tylko poza. Opowiada też o chorobach, które przeszła, m.in. depresji i o samotnym macierzyństwie.
14.09.2016 | aktual.: 13.10.2016 16:30
Wokalistka w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi "Uroda Życia" opowiada o traumie i piętnie wojny, o trudnym dzieciństwie. - Dziecko bez matki nigdy nie ma dobrze - mówi po latach. - Była komuna, urodziłam się w 1955 roku, to raptem 10 lat po skończeniu wojny. Było ciężko, ojciec chorował, również fizycznie, bał się, bo był w AK, nie mieli własnego kąta. Zamieszkałam więc z dziadkami w Katowicach. Pięć lat wychowywałam się w domu w stylu przedwojennym. Wypracowałam sobie bardzo silną więź emocjonalną z ludźmi, których miałam wokół siebie. I po pięciu latach ktoś decyduje, że kończymy z tym, i jest kompletnie inna rzeczywistość, w zasadzie dziecko wraca do obcych sobie ludzi. Nie rozumiesz, co się stało, co zrobiłaś źle - opowiada.
- Tata był strasznym terrorystą o wojskowym drylu i posłuszeństwo było na pierwszym miejscu. Okazywanie czułości też było problemem. Rodzice byli ludźmi mocno skupionymi na sobie. Ja, będąc dzieckiem sześcio- czy siedmioletnim, zrozumiałam, że jestem sama – tłumaczy. Taka postawa przyniosła bunt. - Takie decyzje przychodzą z gniewem i rozczarowaniem, ale także są bolesne, bo skazują na samotność. Budują mur, a nie więzi - wyjaśnia artystka.
Jakubowicz przypłaciła to wszystko kumulacją chorób. - Najpierw choroba Hashimoto, potem depresja lub odwrotnie. Antydepresanty w drugiej licealnej. Przestałam je brać po jakimś czasie i wyrzuciłam, bo nie chciałam być uzależniona od takiej chemii. Silne doznania, cierpienie, samotność – to po prostu bije w człowieka, w jego system immunologiczny. Zaczęłam mieć kłopoty z pamięcią. Nie pamiętałam nazwisk, nazw i dat. To się zaczęło chyba w szóstej klasie podstawówki i trwa do dzisiaj. Teraz zapisuję i ćwiczę pamięć. Zresztą musiała m się mobilizować. W wieku 21 lat urodziłam dziecko, byłam sama. To też był ogromny wysiłek - przyznaje.
Po latach twierdzi też, że zawsze wybierała nieodpowiednich partnerów życiowych.
- Więc życie miało się układać, a się rozwalało - mówi. Przez 17 lat była sama. Od 15 lat jest w związku.
W wywiadzie dla „Urody Życia” mówi też, że zaczęła śpiewać, gdy przestała tańczyć. Nie wszyscy wiedzą, że chodziła do szkoły baletowej. - To była odskocznia, zapomnienie, możliwość wyrażenia siebie inaczej - wyjaśnia.
Gdy została sławna, przylgnęła do niej łatka wyzwolonej hipiski. - To poza. Dla człowieka, który cię zna, jest to całkiem łatwe do prześwietlenia. Dla zwykłych osób nie. Człowiek zawsze nadrabia miną, bo jest w stanie walki. Muszę przestać wracać do traum z przeszłości - tłumaczy dziś. Zawsze pomagało jej wyrażanie swoich emocji poprzez śpiew, choć choroba może nie pozwolić jej już grać. Obecnie spełnia się, przerabiając stare ubrania na nowe. - Może kiedyś będę z tego żyć - zastanawia się.
Zobacz także: Amy Winehouse jakiej nie znacie