Matka Komendy od lat nie widuje syna. "On mnie pochował żywcem"
- Tomek w ogóle się już do nas nie odzywa. Udaje, że nas nie zna. Nie chce mieć z nami nic wspólnego. (...) Przecież ja już dla niego umarłam - wyznała Teresa Klemańska, matka niesłusznie skazanego Tomasza Komendy, który spędził 18 lat w więzieniu.
04.04.2023 07:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
16 maja 2018 roku Sąd Najwyższy uniewinnił Tomasza Komendę. 14 lat wcześniej mężczyzna został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności za zgwałcenie i zabójstwo 15-latki w Miłoszycach. Przed wyrokiem w areszcie spędził dodatkowe cztery lata. Po 6540 dniach (18 latach) w więzieniu wyszedł na wolność. Wyrok został uchylony, a sędzia uznał, że zgromadzone dowody jednoznacznie wykluczają jego sprawstwo.
Była narzeczona przerwała milczenie. To z nią ma dziecko
Trzy lata później otrzymał od państwa 12 mln zł zadośćuczynienia i ponad 800 tys. zł odszkodowania. Komenda zaczął układać sobie życie na wolności, mogąc liczyć na wsparcie matki i rodzeństwa. Sam został ojcem, gdy narzeczona urodziła syna Filipa. Choć wydawało się, że to koniec rodzinnego dramatu, ostatnio sprawy zaczęły się mocno komplikować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Złożyłam zawiadomienie na policję, bo groził uprowadzeniem dziecka, które jednak w późniejszym czasie wycofałam ze względu na poważną chorobę Tomka – w sądzie przedstawił, że ma nowotwór z przerzutami i brak szans. Nie chciałam mu niszczyć ostatnich dni życia, prosiłam go i błagałam tysiąc razy, żebyśmy się polubownie dogadali, ale on miał zlewkę i traktuje ludzi z góry" - poinformowała niedawno Anna Walter, jego była partnerka, z którą ma dziecko.
Gdy byli jeszcze razem, do wspólnego mieszkania miała być wzywana policja. Pani Anna utrzymuje, że Komenda bywał agresywny. "Świadkami tej przemocy wielokrotnie były dzieci, sąsiedzi wszystko słyszeli" - przekazała w oświadczeniu.
Kobieta musiała walczyć o alimenty dla syna, ponieważ jej były partner miał nie płacić na dziecko. "Tylko dzięki mamie, przyjaciołom i fundacji braci Collins nie skończyliśmy na ulicy. Fundacja opłaciła nam na kilka miesięcy mieszkanie, zorganizowała żłobek dla syna i dała samochód, którym mogłam go, do niego dowozić. Filip od swojego ojca otrzymywał uwagę jedynie od święta, obcy ludzie byli ważniejsi, a Tomek sobie hulał" - twierdzi.
Miał odtrącić nawet matkę. "Ja już dla niego umarłam"
Teraz okazuje się, że mężczyzna zerwał kontakt nie tylko z byłą narzeczoną, ale także matką, o czym Teresa Klemańska opowiedziała w rozmowie z Onetem. - Wtedy, gdy siedział, potrzebował strasznie naszej pomocy. A on mi w ten sposób podziękował. Może kiedyś zrozumie swój błąd, ale mnie już wtedy nie będzie - przekazała. Z synem nie ma kontaktu od ponad dwóch lat.
- Tomek w ogóle się już do nas nie odzywa. Udaje, że nas nie zna. Nie chce mieć z nami nic wspólnego. Z całą rodziną Klemańskich. Dopóki mieszkał z nami, było wszystko OK. Teraz Tomek ma złych doradców. Jest pod wpływem Maćka, który nim steruje. To, co się stało z Tomkiem, to jest jego zasługa. Zobaczymy, jak daleko dojdzie. Spełnia marzenia wszystkich, tylko nie swoje - ujawniła matka Komendy. Wspomniany Maciek tak naprawdę ma na imię Gerard i jest najstarszym synem Klemańskiej z pierwszego małżeństwa.
- Jeżeli może, to niech usunie tatuaż z rękawa z napisem "Kocham cię mamo", bo jest nieprawdziwy i fałszywy. To jest kłamstwo. Po co ten napis? Przecież ja już dla niego umarłam. On mnie pochował żywcem - dodała.
Jej słowa potwierdził młodszy brat Tomasza, Krzysztof. Mówi wprost o "upadku" Komendy. - Zostawił nas jak śmieci. Bez słowa - stwierdził w rozmowie z Onetem.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!