Męskie torebki to trend, którego potrzebujemy
Od kilku tygodni noszę torebkę – atrybut, który dotąd kojarzył się wyłącznie z kobietami – i już wiem, że nigdy z niej nie zrezygnuję. Ani w "stylizacji" do pracy, ani na weekend. Mam dość dyskryminacji ze względu na brak torebki.
07.09.2018 | aktual.: 07.09.2018 15:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Masz może ogień? – spytała mnie koleżanka na imprezie.
– Na pewno, na dnie torby. Możesz potrzymać mi kilka rzeczy?
W ciągu kolejnych sekund w jej rękach znalazły się, kolejno: mój notatnik, klucz trzynastka do roweru, przejściówka z gniazdka thunderbolt na kabel sieciowy, paczka ibuprofenu, dwie pary słuchawek, leki na: zatoki, gardło, afty, potem krem do rąk, przedszkolne prace dzieci, mapa Puszczy Białowieskiej, ketchup z McDonald'sa i naklejki z piłkarzami z Biedronki. Znalazła się też w końcu zapalniczka. Była różowa.
"Nositorba" jako obciach
1991 rok. W telewizji przemeblowania. Z pracy w reżimówce usunięty zostaje Jacek Snopkiewicz, pierwszy redaktor naczelny Wiadomości. Na znak protestu Aleksandra Jakubowska, późniejsza rzeczniczka rządów Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza, żegna się z widzami i wychodzi sprzed kamery. Przed wyjściem zabiera ze sobą torebkę gestem, który przejdzie do historii. Gdyby Jakubowska była facetem, być może nie wiedziałaby, co zrobić z rękami.
– Zostałeś nositorbą – stwierdziła chłodno koleżanka z pracy pierwszego dnia, kiedy pojawiłem się w redakcji z torbą. Starała się nie wyglądać na zazdrosną, ale ja wiem, że niejedna o mojej torebce marzy. Jest idealnym akcesorium współczesnej kobiety. Mogę z nią równie dobrze stawiać się na codzienne osiem godzin szychty, jak wybierać na weekendowy wyjazd za miasto.
Nositorba to wylansowane przez "Fakt" i podchwycone przez Pudelka określenie, które poznałem stosunkowo niedawno. Dziennikarze ukuli je specjalnie dla Emila Stępnia, który dziś jest mężem Dody. "Doda zabrała go ze sobą do Cannes i pozwoliła, żeby nosił za nią torebkę. Dzięki temu Emil zyskał uroczy przydomek "Nositorby", za którym, niestety, osobiście nie przepada".
Wokół mojej "męskiej torebki" było więc trochę rechotu. Zwłaszcza koledzy czuli się nieco niepewni, w której szufladce umieścić faceta noszącego torbę. Ostatecznie fakt, że zawiera ona składany nóż, klucz do kół i pełny zestaw kabli do podłączania komputera do wszystkich możliwych ustrojstw, przekonała ich, że męskie torby też istnieją.
Litości, mamy 2018 rok! Czy naprawdę musimy wciąż dyskutować o rzeczach tak oczywistych? Analogicznie można by uważać kieszenie za niekobiece. W końcu jak świat światem, w damskich odpowiednikach męskich ciuchów występują one znacznie rzadziej. Przyjrzyjmy się parze prezydenckiej: Agata Duda ma świetny gust do rozmaitych żakietów, garsonek czy płaszczy. Ale jeśli tylko pojawia się na jednym zdjęciu z ubranym w garnitur prezydentem, w oczy rzuca się zupełna niepakowność jej garderoby. Kieszonki występują w jej żakietach z rzadka, a jeśli już – przeważnie każą podejrzewać, że są pozorowane albo tak malutkie, że zmieści się w nich karta i dycha na drobne wydatki.
Tymczasem marynarka idącego obok Andrzeja Dudy ma trzy widoczne kieszenie i prawdopodobnie co najmniej trzy ukryte. Choćby wypakował marynarkę wszystkimi rzeczami, które akurat musi mieć pod ręką – wziął klucze do Pałacu Prezydenckiego, komórkę, portfel z dowodem i notatki do przemówienia, wciąż ma jeszcze kieszenie spodni, w które może nonszalancko włożyć ręce.
Seksistowskie kieszenie
Ta sytuacja: faceci mają kieszenie, a kobiety jakoś nie – to właśnie powód, dla którego torby uważane są za atrybut wyłącznie dla dam. Zanim zaczęliśmy się ubierać nowocześnie, wszyscy nosili prywatne rzeczy w taki sam sposób: w rozmaitych mieszkach, sakwach, torebkach i torebeczkach, najczęściej przytroczonych do pasa. Z czasem taka torebka mogła być przyszyta do ubrania i w końcu – w XVII wieku – przekształciła się w kieszeń. W sukniach z krynolinami nie było na nie miejsca, stąd kobietom kieszenie "nie przysługiwały".
Z czasem jednak te torebki stały się obiektem męskiej zazdrości. Matka moich dzieci bierze je na spacer. Ma zawsze przy sobie: dodatkowe swetry i kurtki od deszczu, dwie zmiany ubrań, pieluchy (jeśli dotyczy), mokre chusteczki, dwie przekąski i trochę miejsca na wszelki wypadek, jeśli dzieciom znudzi się nieść maskotki. Ja biorę je na spacer: paczka chusteczek higienicznych to już luksus. Kurtki, które czasem trzeba wziąć, próbuję nosić na ramieniu. Maskotki zajmują mi ręce, więc o przeprowadzaniu przez ulicę nie może być mowy.
Moje koleżanki w ramach modnego miejskiego lajfstajlu wychodzą do pracy z kubkiem termicznym pełnym doskonałej domowej kawy i pudełkiem z sałatką. Ja dzierżę w rękach styropianowe pudełko z lunchowni, bo kieszenie wypychają mi i tak: klucze, telefon (a gigantomania dzisiejszych telefonów to zupełnie osobny temat), portfel i kilka przydatnych drobiazgów.
"Kiedy powiem sobie dość?" – zapytałem sam siebie i kupiłem największą, najbardziej potężną, monumentalną torbę, jaka znalazła się w sieci. Opisana jako weekendowa (faktycznie, mógłbym wyjechać z nią na dwa dni, pakując namiot, śpiwór, karimatę i akcesoria), powszechnie postrzegana jest jako damska, chociaż na stronie producenta pozują z nią wyłącznie mężczyźni. Życie zmieniło się nie do poznania.
Dziś jest akurat prawie pusta. Mam w niej przy sobie zaledwie kurtkę, dwa posiłki, dwa komplety słuchawek (do rozmów i do muzyki), książkę i czytnik ebooków, notatnik, przybornik rzeczy do pisania, leki na dwie-trzy najczęstsze przypadłości, trzy zapalniczki, ładowarkę do telefonu, okulary przeciwsłoneczne, dwie paczki gum do żucia. O, i te dokumenty, których szukałem od dwóch tygodni! Odkryłem też, że mam w torbie więcej łyżeczek do jogurtu niż w kuchennej szufladzie, co trochę uratowało sytuację domową.
Być jak Tinky Winky
Miejsca jest zatem jeszcze w bród. Ale po południu odbieram dzieci ze szkoły i przedszkola. Jestem gotowy, by w każdej chwili zanieść do domu także kilka pluszaków, dodatkowe książki, a nawet pościel z leżakowania, którą czasami dają do domu na przepierkę.
W maju 2007 roku ówczesna rzeczniczka praw dziecka Ewa Sowińska wpadła na trop homoseksualnego wątku w bajce dla dzieci o Teletubisiach. Wyznała tygodnikowi "Wprost": "Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Taki balast niepotrzebny. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst". Na ten przebłysk geniuszu internet zareagował memem, który dziś jest moim mottem.
Obrazek przedstawiał wspomnianego teletubisia z podpisem: "będę nosił damskie torebki i ch.j".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl