Miałaś cesarkę? To znaczy, że nie rodziłaś naprawdę
U Laury lekarze zdiagnozowali tzw. łożysko przodujące. Jest to sytuacja, w której łożysko umieszczone jest nad ujściem wewnętrznym szyjki macicy lub w bezpośrednim jego sąsiedztwie. Kobieta nie ma wyboru, nie może urodzić naturalnie. W sieci pojawił się jednak trend. Kobiety, które przeszły cesarskie cięcie, są zawstydzane i szykanowane. Cesarka to nie poród – twierdzą niektóre internautki. Laura wypowiedziała im wojnę.
Opublikowała na Instagramie zdjęcie z dziećmi. Stwierdziła, że sposób, w jaki dziecko przychodzi na świat, w żaden sposób nie określa wartości matki. - Słyszałam, co się mówi na temat kobiet, które miały wcześniej cesarskie cięcie: "tak naprawdę nie rodziłaś", "to było pójście na łatwiznę" - pisze Laura. - Dziś dowiedziałam się, że po dwóch porodach naturalnych stanę się matką, która będzie miała cesarskie cięcie. Mam łożysko przodujące, co oznacza, że w pełni zakrywa ono szyjkę macicy i nawet jeśli się przesunie, nie będę w stanie naturalnie urodzić. Cesarskie cięcie to nie wybór. To kwestia życia i śmierci mojego i dziecka - dodaje.
Laura, która jest matką Luki i Sofii, podkreśla, że bez względu na to, czy kobieta rodzi naturalnie, w wodzie, czy ma cesarkę, poród za każdym razem jest ogromnym przeżyciem. - Wyobraź sobie, że jesteś postawiona w sytuacji życia i śmierci, a słyszysz od innych matek, że to tylko kwestia twojej wygody. Pomyśl, że możesz stracić dziecko, dlatego że nie przeszłaś poważnej operacji, bo to proste wyjście i postanowiłaś "urodzić naprawdę" - pisze. Kobieta stwierdza także, że blizna po cesarskim cięciu nie powinna być żadnym powodem do wstydu. Wręcz przeciwnie.
Ze statystyk wynika, że Australia ma jeden z najwyższych współczynników cesarskiego cięcia na świecie. Pod koniec ubiegłego roku cesarki stanowiły 32 proc. wszystkich porodów. Podczas gdy wg zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia, współczynnik powinien wynosić ok. 10-15 proc.