Mika Urbaniak o chorobie afektywnej dwubiegunowej. Wstrząsający wywiad córki Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka
40-letnia Mika Urbaniak udzieliła niezwykle poruszającego wywiadu, w którym skupiła się na ciężkiej chorobie psychicznej, której doświadcza. W najgorszym momencie trafiła do szpitala psychiatrycznego. Mówi też wprost, że nie dostała od rodziny takiego wsparcia, jakiego potrzebowała.
30.01.2020 | aktual.: 31.01.2020 08:16
Urbaniak w rozmowie z dziennikarką Gazety.pl wyznała, że od 16 lat walczy z chorobą afektywną dwubiegunową. Była wtedy młodą kobietą, mającą za sobą problemy alkoholowe. Objawy dwubiegunówki pojawiały się jednak dużo wcześniej – Mika pisała o nich w swoich pamiętnikach jeszcze jako nastolatka.
– Opisywałam, jak się czuję. Byłam zamknięta w sobie, mało towarzyska. Nie miałam też za bardzo z kim dzielić się tym, co przeżywam, nikt nie nauczył mnie rozmawiać o emocjach. Pisałam, że zaczynam czuć się dziwnie, nie wiem, co się ze mną dzieje. Tłumiłam to w sobie i sięgałam po alkohol – przyznała w wywiadzie. W tamtym momencie młodsza córka Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka zaczęła zaglądać do kieliszka. Zdarzało się, że "ze strachu nie była w stanie wyjść z pokoju". – Chowałam do torebki butelkę z alkoholem i co jakiś czas popijałam, żeby było mi łatwiej – powiedziała.
Mika Urbaniak – choroba dwubiegunowa afektywna
Urbaniak przyznała, że nie zwróciła się wtedy o pomoc. Zapadała się w swojej chorobie, miała myśli samobójcze. Nawet po powrocie do Polski z USA, nie mogła sobie poradzić. – Wróciłam do Polski, gdzie zamieszkałam z mamą, i zaczęłam dużo imprezować. Miałam towarzystwo do picia. Typowi artyści, można by powiedzieć. To trwało pięć lat. Moja mama kilkakrotnie wyciągała mnie z różnych opresji – tłumaczyła dziennikarce.
Zobacz także
W wywiadzie Mika wspomniała sytuację, gdy po całej nocy picia, mimo próśb przyjaciela, postanowiła wrócić sama do domu. – Gdy wchodziłam do taksówki, urwał mi się film. Mam tylko takie wspomnienie, że stoję niedaleko jakiegoś parku, kompletnie zdezorientowana – relacjonowała. – Potem obudziłam się już w szpitalu. Miałam 5,4 promila alkoholu we krwi. Byłam cała posiniaczona, z ogromnym guzem na głowie. Wszystko, co miałam przy sobie, zniknęło, łącznie z ubraniami. Prawdopodobnie ktoś mnie pobił i okradł.
Dla Urszuli Dudziak to był szok. Kazała córce iść na odwyk, grożąc wyrzuceniem z domu. – Wiem, jak wiele ją to kosztowało, bo nie należy raczej do osób, które potrafią utrzymać dyscyplinę – przyznała matce rację, ale z drugiej strony zauważyła, że nie do końca wiedziała jak jej pomóc, bo była współuzależniona.
– Stworzyła własną filozofię pozytywnego myślenia, którą ja również się w życiu kieruję, ale jednocześnie ufam nauce, nie wszystko udaje się wyleczyć i przepracować pozytywnym myśleniem – określiła zachowanie Dudziak jej córka. – Gdy mama zobaczyła, że sama sobie ze mną nie poradzi, w końcu zaczęła się pytać terapeutów od uzależnień, co ze mną zrobić, czego między innymi konsekwencją była jej reakcja na to ostatnie zdarzenie.
Mika Urbaniak – oddział psychiatryczny
Urbaniak powiedziała, że spędziła dwa tygodnie na oddziale psychiatrycznym, a po jego opuszczeniu poszła na odwyk. 7-letnia abstynencja doprowadziła do tego, że udało się ustalić, co jej dolega. Czas w szpitalu wiele ją nauczył. – Przede wszystkim chcę zapamiętać ze szpitala pielęgniarki, które wspaniale się mną opiekowały, i chorych ludzi. Kocham ludzi z chorobami psychicznymi – oceniła.
Miała też refleksję, że na takich oddziałach jest więcej szczęśliwych ludzi niż na imprezach z udziałem celebrytów. – Oni walczą o każdy dzień. Nie myślą o tym, jaką zrobią karierę czy ile zarobią pieniędzy, dla nich najważniejsze jest, żeby być akceptowanym i kochanym. Pragną względnie dobrze funkcjonować, są szczęśliwi, kiedy ktoś jest dla nich miły – powiedziała. – Nie wszyscy są w tak dobrej sytuacji jak ja - mam wsparcie rodziny, partnera, dom. Spotkałam osoby, które nie mają nawet za co kupić leków. Jeżeli państwo o tych ludzi nie zadba, to oni zginą – stwierdziła.
Bliscy Urbaniak sprzeciwiali się jednak leczeniu farmakologicznemu. Siostra i matka Miki uważały, że leki są trucizną. – Nie mam do nich żalu, one po prostu nie wiedziały, jak mi pomóc, próbowały wszystkimi sposobami, tylko nie psychoterapią, lekami – przekonywała. Zrozumiała, że jej rodzice też wychowali się w innych czasach, kiedy nie rozmawiano wprost o uczuciach i emocjach. Cieszy się, że wyszła na prostą i wyraziła nadzieję, że swoim wyznaniem komuś pomoże.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl