"Moje dzieci nie dostają ode mnie pieniędzy" Metody wychowawcze Gordona Ramsaya
Słynny amerykański kucharz i prezenter nie ma zamiaru sponsorować swoich nieletnich dzieci. Muszą zapracować nawet na t-shirty i jeansy.
Dla świata show-biznesu nigdy nie było tajemnicą, że Gordon Ramsay nie zarabia mało. Według ostatniego rankingu magazynu "Forbes" w 2016 roku na jego konto wpłynęło tyle samo pieniędzy co na rachunek Beyoncé - 54 miliony dolarów. Wydawać by się zatem mogło, że dzieci słynnego restauratora i prezentera programów kulinarnych w Stanach Zjednoczonych nie muszą się już martwić o przyszłość.
Bynajmniej. Obejrzawszy jego rozmowę z dziennikarką "The Telegraph" Emmą Cox można poważnie się zdziwić. Okazuje się, że Ramsay nie zamierza dawać swoimi dzieciom pieniędzy za nic. Chce je nauczyć, że na wszystko trzeba zapracować - i im szybciej je tego nauczy, tym lepiej.
W efekcie do swojej ekskluzywnej restauracji w Chelsea zaprosił dzieci po raz pierwszy dopiero gdy jego córka Megan obchodziła 16. urodziny. Pierwszą klasą dzieci też nie latają. - Prosiłem stewardesę, żeby nie pozwalała dzieciom odwiedzać nas w pierwszej klasie - mówi. - Chciałem spać podczas podróży, więc one nie miały do nas wstępu. Poza tym nie pracowały nigdzie na tyle długo i ciężko, żeby korzystać z tego typu luksusów.
Dzieci Ramsayów mają wprawdzie kieszonkowe, ale muszą z niego opłacić abonament telefoniczny czy bilet na transport miejski. Jedna z ich córek marzy o własnym programie kulinarnym, ale tego też nie otrzyma po znajomości.
Skąd takie radykalne podejście do wychowywania dzieci u Gordona Ramsaya? Wychował się w patologicznej rodzinie. Maltretowany przez ojca wyprowadził się w domu w wieku 16 lat. Potem przez kolejnych piętnaście sam pracował na swoją pozycję na rynku. Teraz Gordon przekonuje, że szacunek do pieniędzy wynika z zaangażowania, jakie wkładamy w pracę.