"Na tę trzeba uważać. Młoda, głupia suka". Internauta ośmiesza dziewczyny z Tindera
Masz konto na Tinderze lub Badoo? Jeśli odpowiedziałaś twierdząco na to pytanie, masz też pewnie kilka opowieści o dziwnych, sfrustrowanych facetach, którzy w randkowych aplikacjach szukają wrażeń: seksu na jedną noc, szansy, by napompować swoje nieco sflaczałe ego lub chociaż dać wyraz swojej frustracji i obrzucić bluzgami przypadkową kobietę. Przedstawicielem tej ostatniej kategorii jest anonimowy internauta, który w sieci publikuje zdjęcia użytkowniczek aplikacji randkowych i opatruje je niewybrednymi komentarzami.
06.11.2017 | aktual.: 08.11.2017 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka lat temu profesor Philip Zimbardo bił na alarm: męskość jest w kryzysie! Faceci nie odnajdują się w nowej rzeczywistości, w której technologia odgrywa kluczową rolę i wpływa na każdy aspekt życia. Myślałam sobie wówczas: "Panie Profesorze, takie stwierdzenie to jednak trochę przesada. Faceci na tym świecie mają się doskonale". Ale dopiero dzisiaj zaczynam rozumieć, co miał na myśli znany psycholog. Męskość faktycznie nie ma się dobrze. Zwłaszcza w sieci, gdzie męskość bywa równoznaczna z samczością. A facet, zwłaszcza ten kompletnie anonimowy, to najczęściej troglodyta*.
Przykład na poparcie moich śmiałych tez? Strona założona w jednym z serwisów blogowych, której nazwy ani adresu nie podam, żeby Troglodycie z Tindera nie nabijać statystyk. Co można na niej znaleźć? Zdjęcia użytkowniczek Tindera i Badoo, wraz z ich imionami, wiekiem i innymi informacjami, opatrzone "historyjkami" i "komentarzami" o tak niewybrednej treści, jak ta:
"Na tę trzeba uważać i być bardzo ostrożnym. Rozmawia się spoko z nią, ale laska jest zdecydowana zrobić sobie szybko dziecko. Facet ma być tylko dawcą spermy. Także nie wierzcie we wszystko, co mówi, bo jest chętna na bachora od razu. A potem alimenty itd. Bardzo niebezpieczna, młoda, głupia suka."
A to i tak jeden z lżejszych opisów, jakie funduje nam Troglodyta z Tindera. Oprócz screenów z Tindera, na stronie znajdziemy też zdjęcia profilowe użytkowniczek Badoo czy portalu WeDwoje. Troglodyta w słowach nie przebiera. Inwektywami i wulgaryzmami rzuca na prawo i lewo. Kobiety to w jego świecie wyrachowane amatorki wielkich pieniędzy i równie imponujących genitaliów, które szukają sponsora. Na dodatek mają zbyt wysokie mniemanie o sobie, są mało inteligentne lub, o zgrozo, na tyle bezczelne, że nie odpisują na wiadomości Troglodyty.
Na stronie znajduje się kilkaset wpisów. Niektóre ograniczają się do fotografii i krótkiego komentarza. Inne zawierają opisy rzekomych spotkań, do jakich doszło między Troglodytą a zniesławianymi przez niego kobietami. Myślę sobie, że Troglodyta musi mieć niezłą fantazję i ogromnie dużo czasu (milioner dla zabawy uwłaczający kobietom, bezrobotny facet w średnim wieku, nastolatek, który całe dnie spędza z nosem w telefonie?). Zakładam bowiem, że z żadną z kobiet nigdy nie spotkał się w cztery oczy. Ale już samo znalezienie profilów dziewczyn, z którymi zostanie sparowany, zrobienie zrzutów ekranu, napisanie kilku zdań wulgaryzmów i wreszcie – wrzucenie wszystkiego do sieci, zabiera sporo czasu.
Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą próbowali przerzucić winę na ofiarę: "Tak się kończy korzystanie z aplikacji randkowych", "Po co w ogóle zakładałaś konto na tym syfie?" Autorom takich opinii powiem tylko, że każdy z nas ma prawo do korzystania ze wszystkich zdobyczy cywilizacji i kreowania swojego życia tak, jak mamy na to ochotę. Mamy prawo wyjść na ulicę w krótkiej kiecce i nie obawiać się, czy jakiś dewiant nie uzna tego za zaproszenie do seksu. Mamy prawo domagać się równych płac dla kobiet i mężczyzn. Mamy w końcu prawo korzystać z aplikacji, mediów społecznościowych i nie obawiać się, że jakiś dewiant (możliwe, że ten sam dla którego mini oznacza "chcę cię!") postanowi wykorzystać nasz wizerunek, by ulżyć swoim frustracjom.
Jak zatem bronić się przed takimi sytuacjami? Na początek polecam korzystanie z możliwości blokowania użytkowników w aplikacji. Jeśli coś ci nie pasuje, nie podoba ci się sposób, w jaki inny użytkownik się do ciebie odzywa, masz jakiekolwiek podstawy twierdzić, że twoje bezpieczeństwo (w tym bezpieczeństwo w sieci) jest zagrożone, śmiało korzystaj z możliwości zablokowania konta. To pierwszy krok by upewnić się, że nie trafisz na tego typu stronę. Bo jak się okazuje, będąca w kryzysie męska część populacji już od jakiegoś czasu wymienia się uwagami na temat użytkowniczek portali i aplikacji randkowych. Robią to nie tylko w małym gronie, przy piwie i Minecrafcie. Mają też zamknięte grupy na Facebooku, na których trollują innych. A tych, którzy takie naruszenie zasad chcą zgłosić administratorom nazywają... cipkami.
Oczywiście wiem, że sieć nie była i nie będzie miejscem w pełni bezpiecznym. Że tak jak w realnym świecie, tak i w internecie znajdziemy pełne spektrum osobowości. Jeśli więc na ulicy może wydarzyć nam się krzywda, tak samo może stać się na stronie czy w aplikacji. Ale wiem też, że bierne przechodzenie koło takich sytuacji tylko pogarsza sprawę. Zwłaszcza, że Tinder miał być alternatywą dla nudnych portali randkowych, w których znalezienie potencjalnego partnera zajmowało wieki.
Na Tinderze wszystko miało odbywać się sprawnie i bezpiecznie: konto połączone z profilem na Facebooku było gwarancją "istnienia" użytkownika. Prosty system łączenia par oparty na wzajemnych polubieniach, czat, który działał tak wolno, że szybko trzeba było się umówić na spotkanie w realu, inaczej człowiek mógłby zwariować. I już. Nie ma oficjalnych statystyk, ale jestem przekonana, że dzięki Tinderowi niejeden człowiek znalazł swoją "drugą połówkę" (nawet jeśli tylko na jeden wieczór), niejeden ślub został zawarty i niejedno dziecko poczęte. Dlatego tym bardziej ogarnia mnie furia, gdy widzę, w jak prostacki sposób można znieważać innych ludzi, licząc na to, że pozorna anonimowość w sieci czyni takie zachowania bezkarnymi.
Zdaniem Troglodyty z Tindera założona przez niego strona ma charakter informacyjny, czy wręcz – edukacyjny. Pierwszy wpis brzmi bowiem tak:
"Na blogu zamieszczone będą zdjęcia lasek z tindera i badoo w ramach informowania o tym, które laski jakie są. Każdy podrywający, licząc się z nieudanym podrywem powinien wiedzieć, co dana laska sobą reprezentuje – i tutaj to znajdzie. W zasadzie resztę można pozostawić bez komentarza."
Komentarzy faktycznie nie ma. Niestety, nie ma też możliwości skontaktowania się z Troglodytą.
Na szczęście można skontaktować się z administracją platformy WordPress, na której umieszczona jest strona i domagać się jej usunięcia, ze względu na łamanie prawa przez Troglodytę. Publikowanie wizerunku osób prywatnych, w tym zdjęć, imienia, wieku czy miejsca zamieszkania jest bowiem naruszeniem prawa do prywatności. Gdy dodać do tego wypisane przez autora kalumnie, mamy idealny materiał dowodowy, by wytoczyć mu sprawę o zniesławienie. Bo czasy, kiedy na trolling, naruszanie praw kobiet czy wręcz – molestowanie, przymykało się oko, na szczęście już się skończyły. Po akcji #metoo każdy facet, który w jakikolwiek sposób narusza godność innego człowieka (kobiety czy mężczyzny), powinien liczyć się z konsekwencjami. Bez względu na to, czy jest to Harvey Weinstein, Kevin Spacey czy typowy, polski Jan Nowak.
*To uogólnienie, a raczej – skrót myślowy, stworzone tylko na potrzeby tego tekstu. Jego autorka nie nienawidzi mężczyzn, nie generalizuje, nie ma problemów w życiu osobistym (bo zapewne zaraz pojawią się komentarze, że chłopa mi brakuje, albo jestem zrozpaczona, że sama nie trafiłam na stronę Troglodyty z Tindera).