Najprzyjemniej po francusku
Na początku związku zakochani całują się praktycznie wszędzie, a ich pocałunki wydają się nie mieć końca. Czar pocałunku fascynuje i oszałamia, a apetyt rośnie wraz z kolejnymi całusami. Każdy z nas wie czym jest francuski pocałunek, nie każdy natomiast zna jego pochodzenie. Skąd więc wziął się ten, jakże przyjemny, sposób na okazanie miłości?
01.08.2011 | aktual.: 01.08.2011 15:44
Na początku związku zakochani całują się praktycznie wszędzie, a ich pocałunki wydają się nie mieć końca. Czar pocałunku fascynuje i oszałamia, a apetyt rośnie wraz z kolejnymi całusami. Każdy z nas wie czym jest francuski pocałunek, nie każdy natomiast zna jego pochodzenie. Skąd więc wziął się ten, jakże przyjemny, sposób na okazanie miłości?
Już samo określenie: „francuski pocałunek” wywołuje w nas erotyczne skojarzenia. I słusznie, gdyż ta odmiana pocałunku jest wyjątkowo pobudzająca i często stanowi element gry wstępnej zakochanych. Całująca się para wchodzi w bardzo bliski kontakt, ich języki dotykają się w sposób bardzo intymny. Początkowo ta forma pieszczot była zarezerwowana dla małżonków i to jedynie za drzwiami sypialni. Dziś całujące się na ulicach pary nie wzbudzają już większych kontrowersji. W krajach takich jak Chiny, Japonia czy Indonezja, francuski pocałunek odbierany jest wciąż jako wysoce niestosowny i zgodnie z prawem – może być karany.
Diabelski wynalazek...
Do Polski ta forma pocałunku przywędrowała prawdopodobnie z Zachodu, choć nie zachowały się jednoznaczne dowody potwierdzające jego pochodzenie. Antropolodzy natomiast szukają początków intymnych całusów w potrzebie i przyjemności czerpanej z… jedzenia. Istotnie, na naszym języku znajduje się kilka tysięcy kubków smakowych, intensywnie pobudzanych w czasie takiego kontaktu z partnerem. Do tego dochodzi zapach oraz bliskość ciała ukochanego, które potęgują erotyczne doznania. Całowanie oszałamia, rozluźnia i daje poczucie bliskości.
Nie w każdej kulturze głęboki pocałunek łączony jest z erotyczną grą zakochanych. Afrykańczycy wierzą, że w czasie całowania może ulecieć z nich dusza, uznają więc tę praktykę za diabelski wynalazek. Papuasi wyrażają swoje uwielbienie obgryzając rzęsy ukochanej. Mieszkańcy Tahiti w miłosnym uniesieniu pocierają się nosami, a Eskimosi dodatkowo jeszcze policzkami i językiem. Wśród koczowniczych plemion Berberów całują się natomiast jedynie mężczyźni.
W średniowieczu podkreślano lecznicze działaniu pocałunku, szczególnie, jeżeli dokonywał go sam król. Jego całus miał leczyć np. gruźlicze zapalenie skóry, nie każdy mógł jednak królewskiego pocałunku doświadczyć. Zwykły lud zmuszony był więc radzić sobie inaczej – aby wspomóc swoją kondycję całowano więc osła. Głęboki pocałunek z bliską nam osobą znosi hamulce i wprowadza w erotyczny nastrój. Usta, pokryte najcieńszą i najdelikatniejszą warstwą skóry, na mapie ludzkiego mózgu zajmują najważniejsze miejsce. To właśnie ustami zbieramy najwięcej bodźców, kierowanych następnie do mózgu. Intymny pocałunek może być tak seksualnie pobudzający, że dla części kobiet wystarcza do osiągnięcia orgazmu, bez dodatkowych pieszczot narządów płciowych lub penetracji. Pocałunek z ukochaną jest bardzo przyjemny, wymuszony wbrew woli jest za to doświadczeniem bardzo przykrym. Dla przykładu, w Holandii zmuszanie do całowania rozpatrywane jest prawnie w kategorii gwałtu.
To może być niebezpieczne
Całowanie inspiruje nas nie tylko do miłosnych praktyk, ale także i osiągnięć sportowych. Najdłuższy pocałunek francuski miał miejsce w 2001 roku i trwał 30 godzin, 59 minut i 21 sekund – wykonawcy pobili tym samym rekord. Podczas tego wyczynu partnerzy spalili 7436 kalorii. Aktywne całowanie partnera angażuje aż 30 mięśni znajdujących się na naszej twarzy. Namiętne pocałunki mogą więc przynieść lepszy skutek niż niejeden krem, nie licząc oczywiście wrażeń zmysłowych. Podczas całowania wydziela się również tzw. hormon szczęścia – endorfina, pocałunki wspomagają również produkcję oksytocyny. W efekcie jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z życia. Dzięki częstemu całowaniu lepiej funkcjonuje cały nasz organizm i mamy lepszą kondycję – a to za sprawą wydzielającej się podczas miłosnych całusów dopaminy.
Całowanie niewątpliwie ma same zalety, należy jednak wspomnieć również o niebezpieczeństwach, które kryją się za tym, jakże przyjemnym, procederem. Otóż zetknięcie się warg w miłosnym całusie otwiera drogę rozmaitym bakteriom i wirusom. Nie tylko dajemy ale również otrzymujemy więc niekoniecznie chciany przez nas gratis. Szwedzcy uczeni obliczyli, że podczas pocałunku dochodzi do wymiany aż 40 000 drobnoustrojów i 250 gatunków bakterii. Głębokie pocałunki mogą więc doprowadzić do takich chorób, jak mononukleoza, opryszczka, grzybica jamy ustnej, żółtaczka typu B, a nawet do bakteryjnego zapalenia opon mózgowych. Poprzez francuski pocałunek nie można zarazić się wirusem HIV, oczywiście jeżeli nie doszło do krwawienia, np. z jamy ustnej.
Całowanie jest więc nie tylko przyjemne, ale również zdrowe i korzystne, niewątpliwie trzeba jednak zachować rozsądek w wyborze partnera. Całuj się jak najwięcej, ale z bliską i zaufaną osobą. Daj się ponieść magii pocałunków, ale nie trać kontroli całkowicie – znany jest przypadek mężczyzny, któremu pewna pani, upojona szalonymi całusami – odgryzła język. Choć określany jednym sformułowaniem „francuski pocałunek”, może przybierać różne formy – delikatny, nieśmiały, namiętny, dziki. Za każdym razem jest inny i za każdym razem niepowtarzalny – w tym tkwi jego ogromna erotyczna moc.