Blisko ludziNajsłynniejsze trucicielki

Najsłynniejsze trucicielki

Najsłynniejsze trucicielki
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
11.01.2016 09:21, aktualizacja: 17.01.2016 20:24

Ofiary zwykle umierały w męczarniach, a agonia trwała niekiedy wiele dni. Słynne trucicielki działały w różnych epokach i zakątkach Europy, zarówno w starożytnym Rzymie, jak i Paryżu okresu baroku czy XX-wiecznej węgierskiej wiosce. Zbrodniczy proceder uprawiały przede wszystkim dla pieniędzy.

Ofiary zwykle umierały w męczarniach, a agonia trwała niekiedy wiele dni. Słynne trucicielki działały w różnych epokach i zakątkach Europy, zarówno w starożytnym Rzymie, jak i Paryżu okresu baroku czy XX-wiecznej węgierskiej wiosce. Zbrodniczy proceder uprawiały przede wszystkim dla pieniędzy, choć czasami robiły to dla „idei”, pomagając innym kobietom pozbyć się okrutnych mężów czy zazdrosnych kochanków. Jedno nie ulega wątpliwości – ich tajemnicze mikstury zabijały przede wszystkim mężczyzn.

Lukusta

Najsłynniejszą trucicielkę starożytnego Rzymu uwiecznił w swoich „Rocznikach” słynny historyk Tacyt. Lukusta pochodziła prawdopodobnie z Galii, gdzie już we wczesnej młodości mogła zetknąć się z magicznymi eliksirami warzonymi przez tamtejszych druidów. Nabytą wówczas wiedzę postanowiła wykorzystać po przyjeździe do stolicy imperium, gdzie nie brakowało polityków, którzy chcieli w dyskretny sposób pozbyć się rywali, czy żon marzących o uwolnieniu się od partnera. Swój zbrodniczy proceder Lukusta rozpoczęła jednak od uśmiercenia znęcającego się nad nią męża. W następnych latach za darmo oferowała swoje mikstury ubogim kobietom, które w ten sposób także chciałby pozbyć się domowych tyranów. Wielkie zyski czerpała za to sprzedając trucizny bogatym rzymianom. Wyrabiała rozmaite specyfiki: jedne deformowały twarz i wywoływały uduszenie, inne powodowały ślepotę albo prowadziły do szaleństwa, w wyniku którego ofiara chodziła na czworakach i szczekała.

Z usług Lukusty korzystały ówczesne „pierwsze damy”, m.in. żona cesarza Klaudiusza, Valeria Messalina, która „usunęła” naprzykrzającego się kochanka. Jej następczyni, Agrypina Młodsza, dzięki pomocy słynnej trucicielki uśmierciła samego Klaudiusza, podając mu zabójczą potrawkę z grzybów. Lukusta trafiła wówczas na krótko do więzienia, skąd jednak szybko wyszła dzięki protekcji kolejnego cesarza, Nerona, który także wykorzystał umiejętności kobiety, usuwając konkurenta do tronu, Brytanika. Pod patronatem Nerona działalność Lukusty rozkwitła, ponieważ władca pozwolił jej uruchomić szkołę zielarstwa, a właściwie trucicielstwa. Dobra passa skończyła się po obaleniu cesarza. Jego następca, Galba, krwawo rozprawił się ze wszystkimi poplecznikami poprzednika. W 69 r. Lukusta została skazana na śmierć i stracona.

Katarzyna Medycejska

Księżna z rodu włoskich Medyceuszy, a od 1533 r. żona Henryka de Valois, późniejszego króla Francji Henryka II, uwielbiała towarzystwo alchemików i magików. Gromadziła rozmaite księgi o truciznach, a w swych apartamentach miała mnóstwo skrytek z wyciągami ziołowymi i tajemniczymi proszkami.

Nic dziwnego, że Katarzyna Medycejska od wieków uchodzi za kobietę o morderczych skłonnościach, która dla realizacji swoich planów chętnie sięgała po truciznę. Choć nigdy jej tego nie udowodniono, królową oskarżano m.in. o zamordowanie Diany de Poitiers, miłości życia Henryka II. Po jego śmierci Katarzyna Medycejska usunęła Dianę z dworu, a kilka lat później kobieta zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Gdy w 2009 r. naukowcy zbadali zachowane w grobie włosy de Poitiers, zidentyfikowali w nich dużą ilość związków złota i innych metali. Czy była to konsekwencja zażycia trucizny? Nie wiadomo, bo Diana miała podobno zwyczaj codziennego zażywania specyficznego „eliksiru urody”, w składzie którego znajdowało się… sproszkowane złoto.

Zdaniem niektórych historyków Katarzyna Medycejska otruła też królową Nawarry, Joannę d'Albret. Wysłała jej parę nasączonych perfumami skórzanych rękawiczek. Po kilku dniach Joanna zaniemogła i niebawem zmarła. Dziś podejrzewa się, że do perfum dodano kantarydynę (substancja wydzielana przez pewien gatunek chrząszcza) zmieszaną ze związkami arsenu – znaną w ówczesnej Italii truciznę o opóźnionym działaniu.

Katarzyna Monvoisin

Do historii przeszła jako La Voisin – najsłynniejsza trucicielka XVII-wiecznego Paryża. Jej mężem był Antoine Montvoisin, arystokrata, który prowadził hulaszczy tryb życia i w krótkim czasie przepuścił niemal cały odziedziczony majątek. To on miał namówić żonę do podjęcia zbrodniczej, ale dochodowej działalności.

Początkowo Katarzyna zajmowała się głównie dokonywaniem aborcji – po jej śmierci w przydomowym ogródku znaleziono zwłoki niemal dwóch tysięcy nienarodzonych dzieci. Część płodów uwielbiająca czarną magię La Voisin paliła w piecu, a pozyskany popiół wykorzystywała do produkcji tajemniczych mikstur i afrodyzjaków.

Około 1676 r. kobieta rozpoczęła trucicielską działalność. Oferowała swoje usługi klientom, którzy przy jej pomocy mścili się na krewnych czy znajomych, zagarniali ich majątek bądź zabijali ich ze zwykłej nienawiści. Zdarzało się, że La Voisin sama uśmiercała ofiary, ale wówczas cena za usługę zdecydowanie wzrastała.

Znakomitą większość jej zleceniodawców stanowili przedstawiciele szlachty, a także najszacowniejsze osoby z dworu królewskiego, np. markiza de Montespan, najważniejsza faworyta Ludwika XIV. W czasie spotkań z klientami La Voisin nosiła szkarłatny jedwabny płaszcz pokryty dwustoma dwugłowymi orłami ze złota.

Trucicielka dorobiła się ogromnego majątku, ale w końcu wzbudziła zainteresowanie służb śledczych. 12 marca 1679 r. policja aresztowała La Voisin jako podejrzaną o czary. Rok później została żywcem spalona na stosie na paryskim placu de Greve.

Giulia Tofana

„Lekarz go bada, ale nie znajduje żadnych symptomów wewnętrznych i zewnętrznych, nie ma wymiotów, nie ma zapalenia, nie ma gorączki. Tymczasem trucizna zapuszcza korzenie w organizmie (…). Szlachetniejsze organy obumierają, a w szczególności płuca zaczynają niedomagać. Jednym słowem, od początku choroba jest nieuleczalna” – opisywał działanie „acqua Tofana” XVIII-wieczny medyk.

Mikstura, przyrządzona przez pochodzącą z Sycylii trucicielkę, na początku XVIII wieku zabiła 600-1000 osób, przede wszystkim mężczyzn, których podobno Gulia Tofana wyjątkowo nienawidziła. „Aqua Tofana” była bardzo popularna wśród mieszkanek południa Włoch. Kupowały preparat, gdy chciały pozbyć się bogatego męża albo kochanka, który np. groził ujawnieniem romansu. Oficjalnie nabywały kosmetyk mający poprawiać urodę, ale w rzeczywistości otrzymywały śmiercionośny eliksir wraz z dokładną instrukcją użytkowania. Tofana zachęcała kobiety do znęcania się nad mężczyznami, zalecając, żeby długo ich podtruwały.

Do dziś nie wiadomo, co dokładnie zawierała mikstura. Na pewno był tam arszenik. Niewykluczone, że Sycylijka mieszała go z wyciągiem z cymbalarii (silnie toksyczna roślina), korzeniem i owocami belladonny (zwanej także wilczą jagodą) oraz ołowiem. W efekcie otrzymywała idealną truciznę – przypominającą wodę substancję bez smaku i zapachu. Wystarczyło kilka kropli „acqua Tofana”, dolanych do zwykłej wody lub wina, żeby otruć dorosłego mężczyznę. Ofiara umierała w strasznych męczarniach, niekiedy nawet kilka miesięcy, jeśli truciciel chciał ją pomęczyć i odpowiednio zmniejszył dawkę. Sama Tofana przyznała się do uśmiercenia około 600 osób. Zeznała to w trakcie śledztwa i brutalnych tortur, jakim poddano ją w neapolitańskim więzieniu. Według różnych wersji została tam stracona między 1719 a 1730 rokiem.

Katarzyna Onyszkiewiczowa

Jej proces, odbywający się wiosną 1880 roku we Lwowie, budził ogromne zainteresowanie. Przed budynkiem sądu tłoczył się tłum gapiów, a ówczesne media szczegółowo relacjonowały przebieg każdej rozprawy. „Patrząc na nią, przychodzą na myśl nocne orgie na Łysej Górze. W wiekach średnich spławiono by ją niezawodnie” – pisał korespondent tygodnika „Biesiada Literacka”.

Kim była oskarżona? Pochodziła prawdopodobnie z północnej Bukowiny (kraina historyczna leżącą dziś na terytorium Ukrainy), ale swoją „działalność” prowadziła przede wszystkim w Galicji. Nie wiadomo jak naprawdę się nazywała, ponieważ przedstawiała się także jako Kasia Koczeczukowa, Ksenia Unyszkiewicz czy Joanna Topolnicka.

Chodziła od wsi do wsi, podając się za handlarkę albo zakonnicę, i prosząc o gościnę. Potem podstępnie częstowała gospodarzy usypiającą oraz śmiertelnie niebezpieczną miksturą (w jej skład wchodziło prawdopodobnie ziele bieluni dziędzierzawej, szaleju jadowitego i lulka czarnego), która wywoływała nie tylko narkotyczny sen, ale również halucynacje, wymioty, drgawki, trudności w oddychaniu, a niekiedy zgon. Kiedy ofiary traciły przytomność, Onyszkiewiczowa plądrowała chałupę i znikała. Atakowała ponownie wiele kilometrów dalej, występując pod nowym nazwiskiem i w innym przebraniu. Nie wiadomo ile osób zabiła, śledczy nie potrafili tego wykazać. Sąd skazał ją na dziesięć lat więzienia – kara miała być dodana do poprzednich wyroków. Trucicielka zmarła za kratami.

Julia Fazekas

Przerażająca historia z małej węgierskiej wioski Nagyrév być może nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie anonim, który jesienią 1929 r. trafił na biurko redaktora naczelnego gazety ukazującej się w mieście Szolnok. Autor listu sugerował, by dziennikarze zainteresowali się znacznie zwiększoną śmiertelnością mężczyzn w Nagyrévie. Pismo trafiło do okręgowego inspektora policji, który wysłał do wioski dwóch detektywów.

Śledztwo wykazało, że między 1914 a 1929 rokiem zostało tam otrutych przynajmniej 50 osób, choć według niektórych przekazów zgonów mogło być nawet sześć razy więcej. Ich sprawczynią była Julia Fazekas, która przyjechała do Nagyrév jako akuszerka, ale szybko stała się „dystrybutorką” mikstury przyrządzanej z zalewanego wrzątkiem… lepu na muchy, zawierającego arszenik. Truciznę zamawiały miejscowe kobiety, nazywające same siebie „twórczyniami aniołów”, zabijające głównie mężczyzn, a niekiedy, z powodu trudnej sytuacji materialnej, także dzieci. W procederze pomagał bliski krewny Julii Fazekas, który wypisywał fałszywe akty zgonu, podając jako przyczynę śmierci otrutego np. powszechną wówczas szkarlatynę.

W 1930 r. przed sądem stanęło 26 kobiet i jeden mężczyzna. Osiem oskarżonych usłyszało wyrok śmierci, siedem skazano na dożywocie, a pozostałe na wieloletnie więzienie. Wśród nich nie było Julii Fazekas, która zażyła truciznę tuż przed przybyciem policjantów.

Rafał Natorski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (9)
Zobacz także