"Nasza córka urodziła się dwa razy. Za drugim razem nie poznawała rodziców". Takich historii jest więcej
– Kto nigdy nie słyszał krzyku dziecka, które cierpi na zapalenie mózgu, a jest to krzyk nieludzki, wypełniony olbrzymim cierpieniem, ten nie ma pojęcia, o czym mówi – przekonuje Sabina Szafraniec. Sama w rodzinie ma historię dziecka, które zachorowało na zapalenie opon mózgowych wywołane pneumokokami.
12.11.2018 | aktual.: 12.11.2018 22:24
Szczepionki już wtedy były, choć mało kto o nich słyszał. Dziś dostępne są dla każdego dziecka. Pani Szafraniec jest prezesem fundacji Parasol dla Życia. Przekonuje rodziców do szczepień, samorządy – do propagowania ich. Lekarzom zaś wyjaśnia, jak rozmawiać z tymi, którzy obawiają się szczepić swoje maleństwa.
Przekonywanie do szczepionek
Damian, syn Julii z Warszawy, ma dziś 12 lat. W czwartym tygodniu życia zachorował na krztusiec. Dziś na szczęście jest tylko traumatycznym wspomnieniem okresu choroby i dwóch lat rehabilitacji. Krztusiec jest jedną z chorób, na które szczepi się dzieci w szóstym tygodniu życia. Damian zachorował w czwartym.
W skali historii, które słyszymy od rodziców działających w stowarzyszeniu Parasol dla Życia, Julia może mówić o dość łagodnych konsekwencjach. Stowarzyszenie skupia dzieci, które nie widzą, nie słyszą i nie ruszają się. Są dzieci od lat w stanie wegetatywnym. Są też dzieci, które już od nas odeszły – jak Karol, który kilka lat temu, jak czytamy na stronie internetowej stowarzyszenia, "zasnął na zawsze w wieku 6 lat" po pięcioletniej walce z powikłaniami po zakażeniu pneumokokami.
Szczepienia przeciwko pneumokokom dostępne są w Polsce od ponad 10 lat, ich unowocześniona, tzw. trzynastowalentna wersja jest w kalendarzu szczepień od początku 2017 roku. Pierwszą dawkę podaje się w szóstym tygodniu życia, trzecią – jako przypomnienie – w drugim roku. Wcześniej, by zaszczepić dziecko, trzeba było wiedzieć o jego istnieniu. Nie wszyscy mieli to szczęście, by podać dzieciom szczepionkę. Niektórzy spośród tych, którzy nie mieli, dziś działają w Parasolu dla Życia. Chcą przekonywać otoczenie, że szczepionki to coś potrzebnego i pożytecznego.
"Gdybym wiedziała..."
Karol pierwszy raz na zapalenie ucha zachorował w wieku trzech miesięcy. Jego mama Ewa Pawłowska słyszała coś o pneumokokach i rozmawiała z lekarzem o szczepionce, ale ten uznał, że nie ma takiej potrzeby. "Może o szczepionce nie słyszał, a może nie był do niej przekonany. Tego nie wiem. Ale wiem, że synka nie zaszczepiłam i dziś strasznie tego żałuję" – powie w 2010 roku "Newsweekowi". A w filmie nagranym przez stowarzyszenie, którego jest członkiem, padają jej słowa: "gdybym wiedziała...".
To "Gdybym wiedziała..." stało się tytułem filmu i kampanii społecznej prowadzonej przez Parasol dla Życia. Sabina Szafraniec, prezes organizacji, podkreśla, że najważniejsza jest wiedza. Przyznaje, że słyszała o przypadkach, kiedy chorowały dzieci celowo niezaszczepione przez rodziców. – Zawsze finał był taki, że rodzice mówili "gdybyśmy wiedzieli". Nigdy nie było tak, żeby po przejściu choroby razem z dzieckiem rodzice mówili, że i tak są przeciwnikami szczepionek. Często przeciwnicy dotknięci nieszczęściem choroby stawali się zwolennikami, takie nieszczęście zupełnie zmienia optykę na życie – mówi dzisiaj.
Dlatego stowarzyszenie, którego jest prezesem, stawia w dużej mierze na edukację społeczną. W dużej mierze informacja skierowana jest do jednostek samorządu, które mają swoje programy polityki zdrowotnej, ale nie tylko. – Kierujemy działania również do rodziców czy przyszłych rodziców – tłumaczy Sabina Szafraniec. – Niedługo jadę do jednego z miast, gdzie Urząd Miasta poprosił o poprowadzenie spotkania dla rodziców, którzy mają wątpliwości co do szczepionek albo chcą się o nich dowiedzieć czegoś więcej. Na tym spotkaniu będzie obecny oprócz mnie, a może przede wszystkim, lekarz, który posłuży fachową wiedzą – zapowiada. Wyjaśnia, że jest wiele miast, w których dochodziło do podobnych spotkań z rodzicami z inicjatywy władz.
Stowarzyszenie spotyka się także z lekarzami. – Chcemy im uświadomić, jaką siłę przebicia mają ruchy antyszczepionkowe, żeby ich nie bagatelizowali. Nie zamierzamy uczyć lekarzy aspektów medycznych, lecz uwrażliwić ich na aspekty społeczne, które w ogromie pracy mogą im umknąć. Lekarz skupiony jest na tym, by leczyć. Jednak nie można ignorować tego, jak wielkie spustoszenia czynią ruchy antyszczepionkowe – wyjaśnia Sabina Szafraniec.
Wiedza kontra internet
– Jaki jest więc przepis Parasola dla Życia na rozmowę z antyszczepionkowcami? – pytam.
– Z nimi się nie rozmawia – ucina pani prezes. – Nie bijemy się o przeciwników szczepień; można konia doprowadzić do wodopoju, ale nie można go zmusić do picia. Walczymy o myśli i przekonania tych, którzy wątpią i poszukują odpowiedzi.
Jeśli rodzicowi brak wiedzy, często szuka informacji w sieci. – I tam trafia na rozkrzyczanie informacje, nie merytoryczne, ale histeryczne. Kogo ma posłuchać, gdy naprzeciwko siebie stają dwie strony? Jedna mówi spokojnym, merytorycznym głosem, a po drugiej stronie staje rozkrzyczana kobieta, która trzyma w rękach zdjęcie zmarłego dziecka i krzyczy, że to przez szczepionki – pyta retorycznie Sabina Szafraniec. – No pewnie, że w pierwszym empatycznym odruchu słuchamy zapłakanej, smutnej kobiety w żałobie, a nie człowieka, który mówi o faktach. To naturalny, ludzki odruch.
Podkreśla, że młodzi rodzice mają prawo być nieufni, niepewni, bać się. Mają też prawo nie mieć potrzebnej wiedzy i to właśnie dlatego trzeba z nimi rozmawiać.
Na stronie internetowej stowarzyszenia Parasol dla Życia opublikowanych jest 10 historii dzieci zmarłych lub cierpiących na powikłania po zapaleniu pneumokokowym. Żadne z rodziców nie było przeciwnikiem szczepienia dzieci. Po prostu nie wiedzieli o możliwości szczepienia, lekarz jej nie polecił albo wręcz zbagatelizował zagrożenie.
Mama Bartka: "o tej chorobie wiedziałam tyle, że jest". W dniu, kiedy skończyłby 14 miesięcy, zamiast prezentu pisze mu pożegnalny wiersz.
Mama Soni: "Nasza córka urodziła się dwa razy". Za drugim razem, kiedy wyszła z choroby, nie poznawała rodziców. Lekarze powiedzieli: "Po tym, co przeszła, trzeba się cieszyć, że żyje".
Mama Igorka: "Posłuchałam pediatry, żeby nie panikować, bo to zwykłe bakterie. Miałam zaszczepić go po swojemu, ale pneumokok wyprzedził nas o cztery dni".
Mama Łukasza: "Szykowaliśmy się do zaszczepienia przeciw pneumokokom, zgodnie z zaleceniem pediatry. Niestety choroba przyszła pierwsza, nie zdążyliśmy. Nikt z mojego otoczenia nie miał pojęcia, co wyrządzają pneumokoki".
Sabina Szafraniec: "Kiedy lekarz powiedział mi, że moje dziecko ma zdiagnozowane pneumokoki, nie potrafiłam nawet wymówić tego słowa".
Szczepionka na chorobę tych dzieci dostępna jest stosunkowo od niedawna. Tymczasem, jak alarmuje Państwowy Zakład Higieny, w kolejce do rozprzestrzeniania się "czekają" też choroby, które były już pokonane. W 2017 roku odsetek populacji zaszczepionej przeciw odrze spadł poniżej 95 proc., co Światowa Organizacja Zdrowia uważa za eliminację choroby. Do tego odsetka dzieci, które nie zdążyły zostać zaszczepione, albo rodziców, którzy nie wiedzieli o zagrożeniu, dołączyli bowiem inni. Dziś nazywani są antyszczepionkowcami.
"Europejczycy wciąż oceniają szczepienia pozytywnie. Wśród ankietowanych 90 proc. uważa, że szczepionki są ważne, 82,8 proc. myśli, że są bezpieczne - 87,8 proc. myśli, że są skuteczne. (...). Ze szczegółowej analizy raportu wynika, największy spadek zaufania do szczepień w ciągu ostatnich trzech lat odnotowano w Polsce" – tak Państwowy Zakład Higieny komentuje niedawny raport Komisji Europejskiej dotyczący zaufania do szczepień.
– Czy dzielenie się historiami chorych dzieci to sposób na pokazanie tego "gdybym wiedziała"? – pytam Sabinę Szafraniec.
– Tak. Rodzice wolą posłuchać innego rodzica niż zapytać lekarza. W mojej ocenie jesteśmy jedynie przeciwwagą dla ruchów antyszczepionkowych. Jesteśmy świadectwem tego, co się dzieje, gdy nie szczepimy dzieci albo gdy zaszczepimy je za późno, jednak nic nie zastąpi wiedzy lekarza.
Zobacz także