Nelli Rokita - żona źle strzeżona
On przez nią odszedł z polityki, ona zalicza kolejną wpadkę na salonach. Choć Nelli i Jan Rokitowie zupełnie do siebie nie pasują, od 20 lat są małżeństwem. I chyba już nie potrafią bez siebie żyć.
MIŁOŚĆ I POLITYKA
On przez nią odszedł z polityki, ona zalicza kolejną wpadkę na salonach. Choć Nelli i Jan Rokitowie zupełnie do siebie nie pasują, od 20 lat są małżeństwem. I chyba już nie potrafią bez siebie żyć.
Szatnia jednego z krakowskich teatrów. Jan Rokita odbiera płaszcz. Ten sam, o który rozegrały się dramatyczne sceny w samolocie Lufthansy. Teraz na jego twarzy nie widać ani śladu zacietrzewienia. Powoli zakłada palto, kapelusz, do ręki bierze okrycie żony i mnóstwo siatek. Bohater międzynarodowego skandalu staje z zakupami pod ścianą i cierpliwie czeka.
W tym czasie Nelli bryluje przy bankietowym stole. Nakłada sobie kolejną porcję sałatek, które wkłada do ust między jednym a drugim wybuchem śmiechu. Trwa to długo. W końcu wkracza Jan Rokita i jak najdyskretniej stara się zabrać żonę do domu.
– Janek ma świętą cierpliwość. Jestem strasznie rozpieszczona przez ojca, który przyzwyczaił mnie do tego, że od najbliższych wszystko mi się należy – twierdzi Nelli Rokita.
– Oni są jak ogień i woda – dodaje zaprzyjaźniona z małżeństwem była wiceprezydent Krakowa Teresa Starmach. – Znają swoje wady i na dodatek potrafią mówić o nich z humorem. Poza tym trudno, żeby po tylu latach Jaśka jeszcze coś dziwiło w zachowaniu Nelli. On już nie zwraca uwagi na jej wyskoki. Pamiętam, jak pierwszy raz przyszli z wizytą do mojego brata. Nelli, która nie pije alkoholu, od razu kazała nalać sobie kieliszek wódki. Po czym nawet go nie ruszyła, tylko wstała od stołu i położyła się na kanapie. Moja bratowa się przeraziła, Jasiek ją jednak uspokoił, że wręcz przeciwnie. Nelli poczuła się u nich swobodnie, więc jak w domu postanowiła sobie troszkę odpocząć.
– Janek rzeczywiście ma z nią ciężkie życie. Jak coś chlapnie, ręce opadają. Ale on też nie jest ideałem. To bardzo trudny człowiek. Nieraz mówiłem, że Rokita nie ma przyjaciół, za to ma mnóstwo procesów, i to zarówno z komunistami, jak i z PiS-owcami – dodaje współpracownik Rokity jeszcze z czasów Solidarności Zbigniew Fijak.
Mały barbarzyńca
Ten niełatwy charakter polityka przejawia się w jego bezkompromisowości. Ale to właśnie zafascynowało studentkę z zachodnich Niemiec, która w 1985 roku przyjechała do Polski na stypendium, by skończyć pracę na temat: „Strategia i taktyka w rozmowach z politykami na przykładzie polskich polityków”. Młodziutka Nelli trafiła prosto do Krakowa, do kolebki Niezależnego Związku Studentów. Już podczas pierwszego zebrania zaintrygował ją milczący chłopak z ostatniego rzędu, który w skupieniu słuchał jej historii. A miała co opowiadać. Zanim przeprowadziła się do RFN-u, mieszkała w Gruzji i na Syberii (do dziś został jej słyszalny rosyjski akcent). Przeszła poniewierkę, na jaką były skazane rodziny więźniów politycz- nych. Jej ojciec został zesłany na kilka lat do obozu. Do stalinowskiego więzienia trafił też brat, w którego procesie jako dziecko uczestniczyła i nawet
została wyproszona z sali rozpraw.
– O ile w żadnej mierze nie trzymam strony sowieckiego sądu w kwestii meritum, to całkowicie jestem po stronie sowieckiego sądu w kwestii usunięcia Nelli z sali. Nie było mnie tam, ale jestem pewny, że obrażała tamten sąd swoją mimiką – komentuje dziś z wrodzoną ironią Jan Rokita.
– Zdziwiłam się, jak mi po tym zebraniu powiedzieli, że właśnie ten chłopak, który się w ogóle nie odzywał, jest szefem NZS-u. Od razu zrobił na mnie wrażenie tą swoją szlachetnością, idealizmem i dobrymi manierami – mówi Nelli Rokita.
A maniery Jan Rokita wyniósł z krakowskiego domu. Ponieważ ojciec opuścił rodzinę jeszcze przed jego urodzeniem, wychowywały go same kobiety. Matka i jej pięć sióstr. Jak po latach z podziwem sam wspomina, wszystkie były świetnie wykształcone, samotne lub po rozwodach i pewnie przez to potrafiły poradzić sobie w każdej sytuacji. Małego Jasia rozpieszczały, ale i wszechstronnie kształciły. Jako 9-latek trafił do chłopięcego chóru Filharmonii Krakowskiej.
– Jasiek był wtedy takim cherubinkiem. Śpiewał wysokim sopranem. Jeździliśmy po świecie, bo wykonywaliśmy pierwsze dzieła Krzysztofa Pendereckiego. Janek traktował to strasznie serio – wspomina ówczesny kolega Rokity, Leszek Mikos.
W domu także był raczej poważny. Schludnie ubrany, siadał przy nieraz skromnym, ale zawsze nienagannie nakrytym stole, na którym widelce leżały na specjalnie przeznaczonych do tego podstawkach. Ten mieszczański sznyt przeniósł do swojego domu, nie mogąc się nadziwić postępowaniu żony, która twierdzi, że jest typem studentki mogącej jeść na ulicy bułkę i popijać ją kefirem.
– Ale Janek mi na to nie pozwala. Mówi, że jestem barbarzyńcą – śmieje się Nelli, która do drobiazgów nie przykłada większego znaczenia. Taka była już wtedy gdy się poznali, więc dzisiaj nie ma oporów przed stwierdzeniem: „Widziały gały, co brały”, które nieraz pada z jej ust.
Miłość na zakręcie
Ich związek już na samym początku został narażony na ciężką próbę. Gdy skończyło się stypendium i Nelli wyjeżdżała do Niemiec, Jan romantycznie się jej oświadczył, wręczając bukiet rumianków. Ale jechać za nią nie miał zamiaru.
– I tym mi też zaimponował. Nigdy nie opuściłby swojej ojczyzny, szczególnie, gdy była w tak trudnej sytuacji jak wtedy. Za to powiedział mi, że jego znajomy, wykładowca na UJ, pomoże załatwić dla mnie wizę. Profesor napisał podanie, ale oczywiście wizy nie dostałam i nie mogłam wrócić do Krakowa – opowiada Nelli Rokita.
By zabić tęsknotę za ukochanym, wpadła w wir pracy. – Byłam zastępcą menedżera w firmie sprowadzającej statki z Rosji i remontującej je w Dubaju. Choć jestem humanistką, odkryłam w sobie biznesowa żyłkę i zarabiałam naprawdę wielkie pieniądze – dodaje.
Wtedy przyszła na świat jej córka Kasia, która właśnie kończy studia w Pampelunie. O jej ojcu Nelli nie chce opowiadać. Wspomina tylko, że córka teraz trzyma sztamę z ojczymem, który nie jest w stanie niczego jej odmówić. Ale wówczas jej narodziny spowodowały, że Nelli była rozdarta między płaczącym dzieckiem a karierą.
– To największy problem współczesnej kobiety. Myślałam, że dziadko- wie, niańki, zabawki zastąpią jej mamę. Ale kiedy Kaśka miała 16 lat, przyznała mi się, że gdy tak ciągle wyjeżdżałam, to ona przytulała się do moich sukienek. I to, że pachniały perfumami Coco Chanel, w niczym jej nie pomagało. Teraz wiem, że powinnam była poświęcić jej więcej czasu.
Tak jak Janowi, z którym kontaktowała się tylko telefonicznie. Ale w pewnym momencie i ten kontakt został zerwany. Przyjaciele donieśli jej, że ich koleżanka pomaga mu opiekować się chorą mamą, no i że się Rokita żeni.
– Co miałam zrobić? Nic nie zrobiłam, bo mam taką filozofię, że jak ktoś mnie nie chce, to jego strata. Zaczęłam jeszcze więcej pracować – mówi.
Firma wysłała ją na rozmowy do Odessy. Po drodze Nelli zatrzymała się w Krakowie. Zadzwoniła do przyjaciela byłego narzeczonego, żeby się dowiedzieć, jak Jankowi wiedzie się w małżeństwie. „To ty nic nie wiesz? Oni już nie są razem” – usłyszała.
Mąż nie bez racji
Niebawem Jan i Nelli wzięli ślub cywilny. Z kościelnym musieli poczekać, bo Nelli była protestantką.
– Janek postanowił mnie ochrzcić. Ja wtedy byłam jeszcze dzikusem, bo nie miałam okazji poznać Boga poprzez kościół. Ale chrześcijaństwo polskie mnie fascynowało. Podobało mi się, że ludzie grzeszą, a potem mogą się z tego wyspowiadać. Dużo rozmawiałam z ojcem Andrzejem Kłoczowskim, który mnie chrzcił i bierzmował. Przyszłam do niego kiedyś z problemem, o który pokłóciłam się z mężem. Janek twierdził, że w niebie będzie tylko cisza i muzyka Bacha. A mnie się to nie podobało. Chciałabym więcej rozrywki, zabawy. Żeby tam było wesoło. Ojciec Andrzej powiedział mi wtedy, że mój mąż też wszystkiego nie wie. I to sobie na długo zapamiętałam – cieszy się do dzisiaj Nelli. – Mimo tego Janek został moim ojcem chrzestnym. To on formował moją duchowość, odpowiadał na miliony pytań. Poza tym, jak na oszczędnego krakusa przystało, stwierdził, że tak będzie taniej, bo wszystko zostanie w
rodzinie. Ale roweru ani zegarka nie dostałam.
Za to dostała jedwabną suknię ślubną, która okazała się nieco za duża. – Teraz będzie ją nosić Kaśka, bo jest ode mnie większa. Janek wybrał specjalnie taką praktyczną, w której można chodzić na co dzień. U nas w domu nic nie może się zmarnować – śmieje się Nelli, która zwalczyła już po tylu latach swoją wrodzoną rozrzutność.
– Nawet ostatnio Janek chciał mi kupić sukienkę jak z bajki. Ale jak zobaczyłam cenę, to się nie zgodziłam. Teraz trochę żałuję – stwierdza Nelli.
– Janek ma świetny gust. Gdybym go słuchała, pewnie wyglądałabym jak laleczka. On lubi, żeby kobieta chodziła w falbankach, w szpilkach. Nie mogę się z tym zgodzić, cenię sobie komfort. A rękawiczki noszę nie dlatego, że mi każe, ale dlatego, że mam alergię.
Bo kazać coś Nelli to nie taka prosta sprawa. Jak sama przyznaje, najważniejsza jest dla niej kobieca godność, o którą walczy z mężem. Nieraz usiłował ją naruszyć, ale Nelli się nie dała.
– Kiedy wyszłam za Janka, przestałam pracować. Wychowywałam córkę, zajmowałam się domem. Nie znosiłam tego robić, ale grzecznie prasowałam mu koszule, choć on za każdym razem miał pretensję, że coś jest nie tak. I jeszcze krzyczał, że jestem leniem, bo nie pracuję. A on musi mnie utrzymywać. To bolało – wyznaje Rokita.
Dlatego też, gdy miarka się przebrała, Nelli postanowiła udowodnić mężowi, że potrafi być nie tylko słabą gospodynią domową. Związała się ze Stronnictwem Konserwatywno-Ludowym, by niebawem przejść do Platformy Obywatelskiej i zostać przewodniczącą Europejskiej Unii Kobiet. Jan Rokita nie mógł jej już wtedy powiedzieć, że jest „nikim”.
– Żadna kobieta nie powinna być upokarzana przez męża. Także w domu wykonywałam ciężką pracę. To, co robiłam, składało się też na sukces męża. Faceci muszą zdawać sobie sprawę z tego, że po ślubie wszystkie pieniądze są wspólne, niezależnie od tego, kto ile zarabia – przekonuje Nelli.
Polityczne zapasy
To nie była jedyna rzecz, w której nie zgadzała się z mężem. Media komentowały decyzję Nelli Rokity, która mimo tego, że Jan był politykiem Platformy Obywatelskiej, przeszła do Prawa i Sprawiedliwości, zostając doradcą prezydenta Kaczyńskiego do spraw kobiet. W tym samym dniu Rokita ogłosił, że odchodzi z polityki, dodając, że robi to z miłości do żony.
– Ale numer wycięła. Ja chybabym żonę udusił – mówi jeden z polityków.
– Nie akceptuję tego, co Nelli zrobiła, i powiedziałam jej o tym. Przez nią Polska straciła Janka – polityka naprawdę dużego formatu. A ona, jak do tej pory, nie zaistniała na scenie politycznej – twierdzi Teresa Starmach.
– Nelli poszła o jeden most za daleko. Postawiła Jaśka pod ścianą – dodaje Zbigniew Fijak.
Głosy znajomych Rokitów są zgodne. Choć niektórzy z nich dodają, że rzeczywiście sytuacja Rokity w Platformie była wówczas bardzo trudna. Został pozbawiony istotnych funkcji, przestał się liczyć w partii. Więc to, co zrobiła Nelli, tylko przeważyło szalę.
– Co czułam, gdy to wszystko się stało? Byłam wykończona. Wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Janek z kolegami pili whisky w drugim pokoju. Słyszałam, jak głośno rozmawiają. Wiem, że byli na mnie wściekli. Miałam wszystkiego dosyć. Chciałam się z tej afery wycofać. Gdy koledzy wyszli, zaczęliśmy rozmawiać. Nie kłóciliśmy się. On widział, w jakim jestem stanie. Czułam się bezsilna, zagubiona. No i on jak zwykle stanął na wysokości zadania. Poczuł się za mnie odpowiedzialny. Przekonał mnie, że jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b”. Na inne zachowanie honor nie pozwala – opowiada Nelli Rokita. – Ale to rzeczywiście jakiś absurd, że ja jestem teraz posłem, a Janek siedzi w domu. Zrobię wszystko, by to zmienić, bo szkoda go dla Polski.
– Wiem, że dla niego pierwsze dni były ciężkie. Żeby się czymś zająć, zaczął remontować dom. Ale teraz chyba mu taka sytuacja odpowiada – twierdzi Zbigniew Fijak. – Gdyby jednak posłuchał Nelli, kiedy mu mówiła, że chodzi za prezydentem, by dostać tę posadę, to pewnie by do takiej sytuacji nie doszło.
Bo ci, którzy znają Rokitów, przyznają, że nie raz i nie dwa Jan traktował Nelli z przymrużeniem oka. Bardziej mu odpowiadało, gdy była tylko jego rozbrajająco naiwną żoną, która czekała w domu zobiadem. Kiedy się zbuntowała i zaczęła własną działalność polityczną, udawał, że tego nie zauważa. – On często nie traktuje jej poważnie. Albo w ogóle jej nie słucha. Słyszałem, jak kiedyś czekał na nią z kolacją. W końcu się wkurzył i zadzwonił z pretensjami i pytaniem, gdzie jest. Na co ona ze spokojem odpowiedziała, że w Dubaju. Przecież mówiła mu o tym wczoraj, jak robili zakupy na Kleparzu – opowiada znajomy pary.
Teraz Rokitowie widują się rzadziej. Jan mieszka w Krakowie, Nelli w Warszawie, gdzie jest posłem na sejm. Jednak w piątek wieczorem można ją zobaczyć, jak wysiada z Intercity i wymachując torebką, biegnie do taksówki, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
– Bo oni się tak naprawdę świetnie uzupełniają. Jego krakowski konserwatyzm z jej rosyjsko-niemiecką radością życia tworzy wybuchową mieszankę, bez której chyba nie potrafiliby już żyć – twierdzi Teresa Starmach.
A Nelli Rokita z wrodzoną przekorą powtarza mężowi: „Kochany, ja lepiej w życiu wybrałam. Mam lepszego męża niż ty żonę. Masz pecha. Ucz się ode mnie”.