Nellie Bly. Udawała psychicznie chorą, by odkryć prawdę o szpitalu
Mało kto pamięta o kobiecie, która zapoczątkowała dziennikarstwo wcieleniowe. Nellie Bly na 10 dni dała się zamknąć w zakładzie dla psychicznie chorych, by obnażyć prawdę o tym, jak traktuje się tam pacjentów.
Gdyby spisać listę ikon dziennikarstwa, znalazłby się pewnie na niej Ryszard Kapuściński, za swoje reportaże, Oriana Fallaci za swoje legendarne wywiady czy Walter Cronkite. Mało kto pamięta o kobiecie, która zapoczątkowała dziennikarstwo wcieleniowe. Nellie Bly na 10 dni dała się zamknąć w zakładzie dla psychicznie chorych, by obnażyć prawdę o tym, jak traktuje się tam pacjentów.
Nigdy nie myślała, że zajmie się pisaniem. Urodziła się w maju 1864 roku w Cochran’s Mills w Pensylwanii jako Elizabeth Jane. Jej ojciec, Michael Cochran, był założycielem miasta i wpływowym prawnikiem, który miał w swoich rękach większość tamtejszych ziem. Mówił swoim dzieciom, że tylko ciężką pracą do czegoś dojdą w życiu. Mieli więc wszystko, czego tylko pragnęli, ale do czasu. Gdy Elizabeth miała zaledwie 6 lat jej ojciec nagle zmarł, zostawiając rodzinę bez żadnego zabezpieczenia. Posiadał ziemie, ale nie spisał testamentu, przez co jej matka nie miała żadnego prawa do majątku, który po sobie pozostawił. Rok później musieli wszystko sprzedać.
Elizabeth poszła do szkoły, by pomóc samotnej matce. Zaczęła szkolić się na nauczycielkę. Studiów nigdy nie dokończyła, bo powiedziano jej, że szkoła nie ma na to pieniędzy. Rodzina przeniosła się więc do Pittsburgha, gdzie Elizabeth razem z matką prowadziła internat. Jej życie całkowicie zmieniło się na początku 1880 roku. Miała wtedy 18 lat. W lokalnym dzienniku, „The Pittsburg Dispatch” przeczytała artykuł Erasmusa Wilsona, który twierdził, że kobiety nadają się jedynie do gotowania, sprzątania i wychowywania dzieci, a te, które pracują to dziwolągi. Dziewczyna, która większość swojego życia spędziła ciężko pracując, by pomóc w utrzymaniu rodziny, uznała artykuł za seksistowski i postanowiła na niego odpowiedzieć. Pod pseudonimem „Samotna Sierota” napisała list do redakcji, w którym wyrzuciła autorowi, jak bardzo się myli. Jej cięte riposty zostały zauważone przez redaktora naczelnego pisma, który zaoferował jej pracę.
Teraz siedziała w tej samej redakcji, co dziennikarz, który tak dotknął ją swoim artykułem. W gazecie zarabiała 5 dolarów tygodniowo. Od tej pory znana była już nie jako Elizabeth, ale Nellie Bly. Pisała o prawach kobiet, obnażała realia pracy w dużych fabrykach, opisywała niewolniczą pracę kobiet w zakładach przemysłowych. Mimo trudu, jaki wkładała w dziennikarstwo interwencyjne, jej przełożeni woleli, by zajmowała się mniej poważnymi tematami. Nie chciała pisać o modzie. Wyjechała do Meksyku, skąd słała do redakcji historie, które udało jej się poznać na miejscu. Gdy wróciła, i tak przeniesiono ją do działu kobiecego.
Miała dość. Naczelnemu napisała tylko notkę: „Jadę do Nowego Jorku. Nie czekaj”. Przez sześć miesięcy chodziła od redakcji do redakcji, by w końcu trafić do „New York World” zarządzanej przez Josepha Pulitzera. Pierwsze zadanie pochłonęło ją do tego stopnia, że na zawsze zapisała się na kartach historii.
10 dni wśród wariatów
Miała napisać o pacjentach zakładów dla psychicznie chorych na terenie Nowego Jorku. By poznać reguły jakie panowały w szpitalu, to jak wygląda życie chorych w placówce postanowiła, że sama będzie musiała zostać jedną z pacjentek. Przez kilka dni ćwiczyła w lustrze swoją nową rolę, by wreszcie zapukać do drzwi Women’s Lunatic Asylum na Blackwell’s Island.
- 22 września poprosili mnie, żebym spróbowała dostać się do zakładu zamkniętego. Czy miałam odwagę zrobić to, czego ode mnie wymagano? Czy byłam w stanie aż tak udawać szaloną, żeby oszukać lekarzy, żyć przez tydzień pomiędzy wariatami? Powiedziałam, że dam radę. Wierzyłam w swoje umiejętności aktorskie. Jak myślałam, tak zrobiłam. Chciałam dowiedzieć się, jak tam jest. Czytałam mnóstwo przerażających historii, które mówiły o tym, jak wykorzystuje się pacjentów. Wiedziałam, że jakoś mnie tam przyjmą, ale jak się stamtąd wydostać? Nie byłam przekonana, że mnie łatwo wypuszczą i chyba moi przełożeni też – pisała w swoim reportażu, który później opublikowała w formie książki „10 dni w wariatkowie”.
Przyjęto ją bez problemu. Była wyjątkowo przekonująca, z powyrywanymi włosami, rozbieganymi oczami. Na miejscy przez cały czas prowadziła szczegółowe notatki, którym towarzyszyły jej własnoręczne rysunki.
- W momencie, w którym mnie przyjęli porzuciłam rolę wariatki. Mówiłam i zachowywałam się jak zwyczajna kobieta. Co dziwne, im normalniej mówiłam, tym bardziej uważali mnie za chorą. Był tylko jeden człowiek na całym oddziale, który odnosił się do mnie z szacunkiem, o czym nigdy nie zapomnę – pisze.
Pierwsza rzecz, na jaką zwróciła uwagę, to mróz, w jakim musieli żyć pacjenci. – To było nie do zniesienia i wciąż narzekałam pielęgniarkom. Prosiłam, żeby chociaż pozwolili nam wejść pod koce, ale zabraniały. Same nosiły dodatkowe ubrania, by nie przemarznąć. Jedna z pań powiedziała mi, że osoby, które tu trafiają, nie powinny niczego oczekiwać i nie mogą mieć o nic pretensji. Więc siedziałam tam i zastanawiałam się, czy zamarznę, czy mnie wykończą – dodaje.
Udokumentowała fatalne warunki higieniczne, które panowały na całym oddziale. Pielęgniarki miały tylko jeden ręcznik, którym wycierały zarówno zdrowych, jak i tych pacjentów z chorobami skóry i rozległymi infekcjami. Była głodzona, brutalnie bita, wspomina też, że pielęgniarze molestowali chore kobiety.
- Pracownice biły mnie miotłami i skakały po mnie. Któregoś dnia połamały mi żebra. Wiązały mi ręce i nogi, narzucały prześcieradło na głowę i okręcały wokół szyi, żebym nie krzyczała. Potem wrzucały mnie do wanny z lodowatą wodą. Trzymały mnie tam, aż się uspokoiłam. Nie mogliśmy powiedzieć o tym lekarzom, bo groziły nam, że dalej będą nas bić. Byliśmy zastraszani – wspomina.
Pielęgniarki miały też dosypywać szkodliwych substancji do leków chorych, by ci wyglądali na jeszcze bardziej szalonych. Bly mimo obaw, udało się wyjść z zakładu dzięki redakcji. Przerażający proceder, jaki dział się każdego dnia za zamkniętymi drzwiami szpitala, wyszedł na jaw. Przeciw pracownikom wszczęto postępowanie, a dziennikarka uczestniczyła w całym procesie. Dzięki jej pracy na ośrodki dla psychicznie chorych lokalny rząd przeznaczył dodatkowy milion dolarów.
Dookoła świata
Jej reportaż odniósł ogromny sukces. Bly była zdeterminowana, by działać dalej. Jeden z jej redakcyjnych kolegów zaproponował jej kolejne wyzwanie. Miała sprawdzić, czy jest możliwe zjechać świat w 80 dni jak pisał Juliusz Verne. Wyruszyła w listopadzie 1889 roku z Hoboken w New Jersey. Podróżowała konno, statkami, na ośle, sampanami przez 72 dni, 6 godzin, 11 minut i 14 sekund. Wróciła dokładnie 25 stycznia 1890 roku. Ustanowiła tym samym rekord, choć kilka miesięcy później George Francis Train okazał się być szybszy o całe 5 dni. Także i po tym wyczynie napisała książkę.
Dziennikarstwo odeszło na drugi plan. Mając 30 lat poślubiła 10 lat starszego milionera, Roberta Seamana. Od pisania wolała teraz pracę wynalazcy. To ona miała opatentować kanki na mleko i beczki na benzynę. Długo uznawano ją za jedną z najważniejszych postaci amerykańskiego przemysłu. Gdy jej firma zbankrutowała, a mąż zmarł, postanowiła wrócić do dziennikarstwa. Do końca życia pracowała dla „New York Journal”. Pisała o pierwszej wojnie światowej i ruchu sufrażystek. Zmarła 27 stycznia 1922 roku na zapalenie płuc. Do dziś uważana jest za prekursorkę dziennikarstwa wcieleniowego i śledczego.
md/ WP Kobieta