Nie kupuje środków czystości. Sylwia Panek ma lepszy patent

– Za mało mówimy o tym, że chemia gospodarcza jest szkodliwa. Wielu osobom wydaje się, że jeśli coś zostało dopuszczone do sprzedaży, to jest bezpieczne – a to nieprawda. Środki czystości rzadko są badane pod kątem tego, jak wpływają na nasze zdrowie – mówi Sylwia Panek, chemiczka, która prowadzi profil i stronę "W zdrowym domu".

Sylwia Panek
Sylwia Panek
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

04.10.2023 19:09

Ewa Podsiadły-Natorska: Co powiedziałaby pani osobie, która skarży się na wysokie ceny w sklepach z chemią?

Sylwia Panek: Przede wszystkim radziłabym tej osobie przejrzeć produkty w domu. Bardzo często mamy szafki po brzegi wypełnione różnymi środkami, na zakup których skusiła nas reklama, ale później albo okazały się nieskuteczne, albo nie wiedzieliśmy, jak ich używać i o nich zapomnieliśmy. Często mamy produkty po dacie ważności. Dlatego trzeba przejrzeć to wszystko. Zrobić porządki, aby wiedzieć na przyszłość, czego nie kupować. Później radziłabym się zastanowić, dlaczego dany produkt kupiliśmy i czy rzeczywiście nam się przyda. Jest cała masa produktów, które kupujemy z powodu reklam. Ostatnio opowiadałam o płynach do płukania. Wielu osobom wydaje się, że są czymś niezbędnym, a w moim rodzinnym domu nie używało się ich nigdy.

Istnieje naturalny odpowiednik płynu do płukania tkanin?

Tak – woda z octem. A jeśli ktoś bardzo nie lubi octu, to z kwaskiem cytrynowym. Na początek proponuję proporcje wody i octu 1:1. Albo 5–10 g kwasku cytrynowego na 100 ml ciepłej wody i do tego dodajemy olejek eteryczny. To nie będą tak mocno pachnące ubrania jak po użyciu płynu, ale być może dzięki temu uda się nam odzwyczaić od intensywnych zapachów. Kolejna rzecz: to jest lepsze dla naszej pralki. Płyny do płukania nie są z pralki dokładnie wypłukiwane. Zostają w częściach, których nie widzimy, co z czasem może doprowadzić do uszkodzenia pralki. A konieczność naprawy to kolejne koszty. Dobrym sposobem jest dodawanie coraz mniejszych ilości płynu do płukania, aż przejdziemy na ocet z olejkami eterycznymi, czyli tymi naturalnymi, a nie zapachowymi, które zazwyczaj są produktami syntetycznymi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Gdzie je pani kupuje?

W aptece, sklepach ekologicznych, zarówno stacjonarnych, jak i internetowych.

Co było pierwszą zmianą w pani domu? Produkt, którego się pani pozbyła i zastąpiła naturalną mieszanką.

Byłam nastolatką i zrobiłam pastę sodową. Przepis znalazłam w poradniku. Zobaczyłam, że można sodę zmieszać z wodą i wyczyścić tym fugi. To było moje pierwsze mleczko czyszczące. Pasta sodowa jest produktem, który używam najczęściej i który najczęściej polecam. Mnóstwo osób jest nim zachwyconych, a można go zrobić za grosze. Kupując większe opakowanie sody oczyszczonej. Do tego w najprostszej wersji wystarczy dodać wodę – a jeśli chcemy uzyskać lepszą konsystencję, to możemy dodać płyn do mycia naczyń z lepszym składem. Ja używam szarego mydła płynnego; szare mydło w kostce wystarczy zetrzeć na tarce, rozpuścić w wodzie i dodać do pasty, żeby uzyskać piankową, mydlaną konsystencję.

Jest pani zadowolona ze skuteczności naturalnych środków czyszczących?

Tak. Ale warto pamiętać, że domowe środki czystości działają tylko na zanieczyszczenia. Przykładowo: ja do zrobienia środka czyszczącego używam 2–3 składników, podczas gdy w niektórych produktach składników jest 30. Odpowiadają za wygląd, zapach, za to, żeby produkt się nie rozwarstwiał i miał przyjemną konsystencję. Natomiast środki ekologiczne, domowe nie zawsze są w 100 proc. skuteczne, ale bardzo często wynika to z tego, że nie wiemy, jak ich używać. Popełniamy błędy, np. łącząc sodę oczyszczoną z octem. To przepis polecany w internecie, bardzo popularny, który z chemicznego punktu widzenia nie ma sensu.

Dlaczego?

Soda jest świetna i ocet jest świetny, z tym, że soda jest bardziej na zanieczyszczenia kuchenne – przypalenia, tłuszcz – natomiast ocet jest bardzo dobry na osad z kamienia, dlatego nazywam go produktem "łazienkowym". W momencie, kiedy łączymy te substancje, zachodzi między nimi reakcja: soda oczyszczona i ocet znikają, tworzą się natomiast trzy nowe substancje – octan sodu, który ma właściwości czyszczące dużo gorsze niż sama soda i sam ocet, woda i dwutlenek węgla, który sprawia, że wielu osobom to połączenie wydaje się fajne, bo mikstura zaczyna buzować.

Coś się dzieje.

Właśnie. Dlatego wydaje nam się, że to może być skuteczne. Ale w momencie, kiedy taką pastą chcemy usunąć osad z kamienia w łazience, to sam ocet byłby zdecydowanie skuteczniejszy. Z kolei jeśli chcemy usunąć przypalenie na garnku, to lepiej poradzi sobie sama soda. Natomiast my robimy środek czystości, który jest mniej skuteczny, ale bardziej widowiskowy.

Dostaje pani wiadomości w rodzaju: "Zrobiłam_em tak, ale to w ogóle nie działa"?

W przypadku pasty sodowej zdecydowanie częściej dostaję wiadomości, że jest cudowna i że ktoś już nigdy nie wróci do mleczek czyszczących, ale faktycznie zdarzyło mi się dostać wiadomość, że pasta sodowa się nie sprawdziła, bo np. całkowicie zastygła. Ja wtedy od razu wiem, że został popełniony błąd. W sprzedaży jest soda oczyszczoną oraz soda kalcynowana. Ta druga bardzo często na opakowaniach ma opis "soda czyszcząca". Myli się ludziom z sodą oczyszczoną. Tymczasem soda czyszcząca nam się nie sprawdzi, bo musi być używana z dużą ilością wody, w przeciwnym wypadku zastygnie na kamień. Nie zrobimy z niej pasty, która może sobie stać w słoiczku przez dłuższy czas.

Pani sama wymyśla nowe mikstury?

Bazuję na przepisach, które gdzieś już znalazłam. Mam kilka książek, przeszukałam też sporą część internetu, mam wiedzę chemiczną, dzięki której wiem, co i jak działa. Sprawdzam składy sklepowych produktów i wyciągam z nich to, co najlepsze. Wiem ponadto, czego nie można łączyć i na tej podstawie oceniam, co jest złym przepisem, a co może się sprawdzić. Gdy przepis wydaje się interesujący, to prowadzę własne testy, żeby przekonać się, czy można coś dodać, odjąć albo co się stanie, jeżeli użyję innej substancji.

Co jest pani hitem?

Najbardziej lubię proste rozwiązania. Ponieważ mam dwójkę dzieci, środki czyszczące tworzę w kilka minut, w zależności od potrzeb. Bardzo chętnie używam sody oczyszczonej do przypalonego garnka. Gdy bawię się z dziećmi, zdarza mi się zapomnieć o gotujących się ziemniakach. Wtedy najpierw należy oczyścić garnek, na ile się da. Później wlewam ciepłą wodę, wsypuję sodę oczyszczoną – tak, żeby zasypać dno – i gotuję przez ok. 20 minut, po czym zmiękczony osad usuwam drewnianą łopatką. Jeżeli przypalenie jest duże, można to powtórzyć – raz czy nawet dwa razy. I garnek uratowany.

Zmieniła pani nazwę konta z "Mama Chemik" na "W zdrowym domu". Dlaczego?

Ponieważ głównym celem moich działań w internecie jest zachęcanie ludzi do zdrowego życia i tworzenia zdrowego domu. Za mało mówimy o tym, że chemia może być szkodliwa. Wielu osobom wydaje się, że jeśli coś zostało dopuszczone do sprzedaży, to jest bezpieczne – a to nieprawda. Środki czystości rzadko są badane pod kątem tego, jak wpływają na nasze zdrowie. W przypadku kosmetyków wygląda to trochę lepiej, choć wciąż jest w nich sporo substancji, których warto unikać.

Zimą chowamy się przed smogiem, a zanieczyszczamy powietrze w swoim domu, rozpylając środki czystości. Często reagują one ze sobą i mogą powstawać nowe substancje, tzw. wtórne zanieczyszczenia powietrza. Szczególnie groźny jest rakotwórczy formaldehyd. Warto mieć świadomość, że gdy spojrzymy na etykietę środków czystości, nie widzimy pełnego składu – producenci nie muszą podawać wszystkich składników, a jedynie wymienione w rozporządzeniu grupy związków plus kilka substancji, np. konserwanty. Pułapek naprawdę jest wiele. Np. badania pokazują, że nabłyszczacze do zmywarek zostają na naczyniach i wpływają na działanie jelit.

"Byłam ostatnio w Rossmannie i jak spojrzałam na ceny sklepowych środków czystości, to byłam w szoku. Ja nie kupuję ich od kilku lat, więc zaoszczędziłam już porządną sumkę" – napisała pani ostatnio na Instagramie. Oszczędności to też argument za tym, żeby przejść na domowe środki czystości.

Chciałabym uczulić, że za wszystkim stoi reklama, marketing. Wrócę do odświeżaczy powietrza. Kiedy powstał pierwszy odświeżacz, miał być sprzedawany jako neutralizator brzydkich zapachów, ale firmie, która go wyprodukowała, nie sprzedawał się. Ludzie nie byli nim zainteresowani. Bo to jest tak, że my przyzwyczajamy się do zapachów wokół nas. Zespół marketingowy to zauważył i wymyślił, że rozpylenie zapachu ma być czymś, co kończy sprzątanie. Nagle sprzedały się ogromne ilości odświeżaczy, bo ludzi namówiła do tego reklama. Przez to czystość kojarzy nam się z pięknym zapachem. Ale czy nasz dom musi pachnieć tak intensywnie?

Podobnie nie potrzebujemy kostek do WC, które działają chwilowo. A niektóre mogą być wręcz niebezpieczne. Chodzi mi o kostki–żelki w kształcie gwiazdek przyczepianych do muszli, które dla dzieci wyglądają jak cukierki. Mój syn, gdy zobaczył to u mojej koleżanki, włożył do sedesu rękę, żeby… wyciągnąć cukiereczka. Gdy się nad tym wszystkim zastanowimy, może dojdziemy do wniosku, że my tych wszystkich produktów tak naprawdę nie potrzebujemy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)