Blisko ludzi"Nie lubię świąt. Zostałabym w domu, zjadła jajko i poszła na mszę". Nie ona jedna tak czuje

"Nie lubię świąt. Zostałabym w domu, zjadła jajko i poszła na mszę". Nie ona jedna tak czuje

Machina ruszyła. Zamrażarki z każdym dniem zapełniają się mięsem, w lodówce widać już tylko jajka, a cała kuchnia wypełnia się powoli warzywami na sałatkę z majonezem. Tak mogłaby wyglądać powszechna mobilizacja przed wojną, ale to tylko zbliżające się święta.

"Nie lubię świąt. Zostałabym w domu, zjadła jajko i poszła na mszę". Nie ona jedna tak czuje
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Magdalena Drozdek

13.04.2017 | aktual.: 13.04.2017 17:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pierwszy front otwarto jakieś dwa tygodnie temu. Ktoś przypomniał sobie, że przed świętami trzeba posprzątać i tak ruszyła po ścierki i spryskiwacze do okien fala Polaków. Tradycje trzeba przecież uszanować. Króliczek do brudnego nie przyjdzie.

Drugi front otwarto w tym tygodniu. To wtedy hasłem przewodnim w każdym gospodarstwie domowym stało się: "Mój Boże, co my na te święta ugotujemy". Z pomocą przyszły gazetki z Lidla i Biedronki, reklamy i sąsiadki, które siatami zwoziły do domu mięso z karkówki i ser na ciasto. Ci z większą wyobraźnią zaczęli łowy w supermarketach na początku tygodnia. Ci, którzy lubią wyzwania, dopiero zaczną swoje pełne wrażeń Tour de Supermarket.

Punkt krytyczny polskie sklepy osiągną w sobotę, kiedy ze święconkami ruszymy po ostatnie możliwe przed świętami zakupy – bo jajka zabrakło, bo ziemniaków w sałatce za mało. A potem? Narzekanie nad święconką, męczące spotkania z rodziną, ciągłe rozmowy o wyczekiwanych przez lata ślubach i chorobach każdej ciotki z osobna. Świąteczny klasyk.

Takie święta to nie święta

- Pani droga, ja za świętami nie przepadam. Najpierw się narobię, nagotuję tego wszystkiego, a potem oni mi nic nie zjedzą i będzie trzeba wywalać. Albo sama będę musiała wszystko wykończyć, bo szkoda tak jedzenie wyrzucać. I co to za święta? Siedzisz objedzona i zastanawiasz się, kiedy to wszystko minie – słyszę od pani pod sklepem.

- No i pada. I padać ma podobno do poniedziałku, słyszała sąsiadka? – zastanawia się jedna z kobiet. – I co to za święta? Takie święta to nie święta. Ładnie by było, to można by chociaż coś zrobić, gdzieś pójść, a tak? – wtóruje jej inna.

- I co oni w tej telewizji proponują na święta? E tam, same starocie. Nic. Do dupy takie święta – kto tego nie słyszał?

Przeglądam fora kobiece, by przekonać się, czy narzekanie przeniosło się już do sieci. Daleko nie trzeba szukać.

- Znów Wielkanoc. Zacznie się znęcanie. Przesadzać będzie moja teściowa i siedzieć i godzinami na córkę, patrzeć na nią, mówić, jaka to ona śliczna. Aż mnie trzęsie, jak to słyszę. Nie powiem, dopóki dziecka nie miałam, to nawet lubiłam teściową, a teraz jak to słyszę, to aż żyć mi się nie chce. Jak mała zaczyna ryczeć, to wtedy idź do mamy, bo przecież co najgorsze to matka musi odwalić. Nie wiem jak to przetrwać, wolałabym chyba zachorować, by nie jechać na te święta – pisze jedna z internautek.

- Nie lubię, źle mi się kojarzą. Nie lubię jeździć do domu, a muszę, bo mama by zawału dostała. Nie lubię mojej rodziny, nie lubię ludzi w kościele - bo każdy się patrzy, jak kto jest ubrany, jak wygląda, z kim jest. Gdyby to zależało ode mnie, zostałabym w domu, zjadła jajko i poszła na mszę. Ale nie jestem jeszcze na tyle silna psychicznie, by przeciwstawić się mamie – opisuje inna.

- U mnie święta kojarzą się z wymuszoną "atmosferą świąteczną" gdzie nikt nie ma ochoty ze sobą siedzieć, wszystko jest szykowane jak na "prawdziwe, rodzinne święta", a każdy tylko czeka, żeby te dni się skończyły – wtóruje jej inna kobieta.

Takich komentarzy jest mnóstwo. Dlaczego tak chętnie narzekamy na święta? Czy jeszcze kogokolwiek obchodzi to, o co tak naprawdę w świętach chodzi, czy tylko skupiamy się na tym, żeby dobrze wypaść przed rodziną? Żeby kurczaczek w koszyczku miał czyste piórka, no bo wstyd tak wsadzić brudnego? Sąsiedzi co roku kurczaczka mają nowego.

Jak pokazują różne badania, większą uwagę przykładamy do Bożego Narodzenia. Dlaczego? Wydaje się, że Boże Narodzenie łatwiej dało się skomercjalizować. Wesołe bałwanki i renifery, kolorowe lampki na ulicy, choinki obłożone prezentami – aż trudno się nie uśmiechnąć na taki obrazek. Wielkanoc to przecież czas zadumy, a w tej zadumie łatwiej o depresję niż radość życia.

Jak wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej, tylko 46 proc. Polaków traktuje Wielkanoc jako przeżycie religijne. 70 proc. ankietowanych uznało, że to święto rodzinne, 46 proc. – przeżycie religijne, a 42 proc. twierdzi, że to po prostu miła tradycja. Ale zanim wszyscy usiądą do świątecznego śniadania, swoje trzeba przejść.

Komentarze (54)