"Nie posłałam dziecka do komunii. Wzięłam je na manifestację"
Do pierwszej komunii wiele rodzin posyła dzieci tylko po to, żeby nie było im przykro. Jagoda zamiast do kościoła zabrała córkę na demonstrację. To "obywatelska inicjacja". Tak wychowuje dziecko wedle zasad, w które naprawdę wierzy: że wybrać można markę pieluch, ale nie wiarę.
Nie od dziś wiadomo, że nie wszyscy rodzice chcą posyłać swoje dziecko do komunii, wielu sceptyków tego sakramentu poddaje się jednak presji otoczenia. Na ogół w przededniu uroczystości pojawia się dookoła masa "życzliwych". Próbują im uświadomić, że odmawiając dziecku komunii osłabiają jego pozycję w grupie rówieśniczej, narażają na poczucie bycia "gorszym" i piętrzą problemy w przyszłości. Są jednak tacy, którzy sobie z tą presją poradzili.
Inauguracja dojrzałości
Zdaniem Jagody najgorszym, co można zrobić, jest posłanie dziecka do komunii tylko po to, "żeby mu nie było przykro, że koledzy mieli na swoją cześć prezenty i przyjęcie, a ono nie". Bo jak ma nie być mu przykro, skoro wszyscy w klasie rozmawiają tylko o tym?
- Znalazłam na to sposób i poszłam z dziewięcioletnią córką na protest pod sejm. Potem, z okazji tej inauguracji obywatelskiej dojrzałości, zorganizowaliśmy przyjęcie. Córka miała ładną sukienkę i dostała prezenty, podobnie jak to wygląda w przypadku komunii – opowiada Jagoda.
Protest pod sejmem to był pierwszy transparent dziewczynki, pierwsza aktywność społeczna w ważnej sprawie. Dla osób niewierzących w instytucje kościelne, ale zaangażowanych społecznie – doskonały wybór okazji do świętowania.
Nie wszystkim to się jednak spodoba, bo i nie każdego w takim samym stopniu interesuje tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. Zawsze można jednak znaleźć inny sposób na to, żeby pochodzące z niereligijnej rodziny dziecko nie czuło się brakiem komunii napiętnowane.
"Można wybrać markę pampersów, ale nie wiarę"
"Moje dziecko rozumie, że nie chodząc na religię, nie idzie do komunii. Wie również, czym jest sakrament komunii, oraz dlaczego w chrześcijaństwie jest to bardzo ważne. Również wie, że tego dnia dzieci dostają prezenty. Nie jest mu żal, że on nie dostanie. Wychodzi na to, że wykazuje mądrość, która wiele dla mnie znaczy i ułatwia mi ten czas. Nie tupie nogą, bo nie dostanie tego co oni, a nie dostanie 'przez nas'. Nie jest mu z tego powodu przykro. Wiem, bo dużo o tym rozmawiamy. Zrobiliśmy 'coś' dobrze i wiem, że możemy być dumni i z niego i z nas samych (…).Nasz syn nas nie ocenia. Jest szczęśliwy. Jak zapewne Wasze dzieci idące w tym roku i w każdym kolejnym do komunii świętej" – mądrze pisze na swoim blogu Matka Prezesa.
Początkowo chciała zabrać syna na majówkową - wynagradzającą brak komunijnego przyjęcia - wycieczkę do Disneylandu. Okazało się jednak, że nie ma takiej potrzeby - syn nie czuje potrzeby rekompensaty braku komunii.
W podobnej sytuacji znalazła się Marta, której antykościelna historia zaczęła się, kiedy miała 14 lat. Była wierzącym dzieckiem, ale kiedy jej tato zmarł, zaczęła wątpić w istnienie Boga. Do ostatecznego przełomu doszło, kiedy na zadanie domowe z polskiego miała przygotować własny apokryf. Za swoją historię o Judaszu dostała najwyższą ocenę i uświadomiła sobie, że "w sumie sama mogłaby napisać historię z Biblii".
Dzisiaj definiuje siebie jako agnostyczkę i uważa, że nikt nie ma prawa narzucać małemu dziecku "tak istotnych i rzutujących na jego życie kwestii jak wiara". - Można wybrać markę pampersów, kosmetyków, wybrać lekarza, bo małe dziecko samo decyzji nie podejmie, ale kwestie wiary to jest sprawa osobista każdego z nas – opowiada.
Z mężem ustaliła, że ich syn – Michał – nie tylko nie pójdzie do komunii, ale nawet nie zostanie ochrzczony. Słowo ciałem się stało, w tym roku większość dzieci z jego klasy tłumnie ruszyło do kościołów przyjmować pierwszy zrozumiały dla nich sakrament. On nie poszedł, rodzice wszak ustalili, że "najlepszym prezentem od nich będzie danie mu wyboru". - Mąż pochodzi z Lubelszczyzny, z rodziny bardzo wierzącej, która chodzi do kościoła co niedzielę. Dlatego jego bliscy mieli z naszą decyzją problem, zwłaszcza babcia, który przy każdym naszym przyjeździe brała mnie na rozmowę. Mówiła, że ona ma dla prawnuka medalik i jak to tak... Na szczęście mam wspaniałą teściową, która wytłumaczyła swojej mamie, że my niczego nie wykluczamy, po prostu dajemy dziecku wybór i jeśli tylko – gdy podrośnie - będzie tego chciało, przystąpi i do chrztu, i do komunii, i do bierzmowania – opowiada Marta.
Każdy wyjazd do rodziny męża wiązał się z pokazywaniem jej dziecku świętych obrazków i opowiadaniu o religii. Michał był też na komunii kuzynki i na święceniu jajek. Jego mama nie ma nic przeciwko temu, jest otwarta i cieszy się, że "syn właśnie w taki sposób poznaje temat".
- Oczywiście pytał moją mamę, dlaczego u nas jest inaczej niż u teściów. Zawsze słyszał, że to jest kwestia wiary w coś lub odrzucenia tej wiary. Że można też się zastanawiać i poszukiwać swojej prawdy. Że nie należy przyjmować czegoś tylko dlatego, że ktoś tak mówi. Zawsze można wysłuchać, ale wyciągać wnioski i poszukiwać dalej odpowiedzi – mówi Marta. Może właśnie dzięki tym rozmowom jej dziecko wybrało w szkole etykę zamiast religii. Było bowiem żywo zainteresowane "społecznymi tematami".
Marta twierdzi, że komunia całej klasy przeszła u nich w domu bez echa. Bała się, że Michał poczuje, że jest "inny" niż reszta dzieci, dlatego zamierzała w tym samym czasie zrobić spotkanie rodzinne w restauracji, a potem zabrać go do teatru. – Okazało się, że nie było takiej potrzeby. Nic nie wspominał o komunii, jedyne co mówił, to, że szkoda mu kolegów, bo nie mogą chodzić na zajęcia dodatkowe przez przygotowania do komunii. I tylko siedzą w kościele, zamiast na powietrzu – śmieje się Marta.
I zaznacza, że żaden rodzic dziecka z klasy syna nie dał im odczuć, że widzi coś złego w tym, że Michał nie chodzi na religię ani nie przystępuje do sakramentów. – Chcę, żeby mój syn miał czas na bajki, zabawę, bujną wyobraźnię. Żeby mógł być dzieckiem bez ingerowania w jego dziecięcą beztroskę. Przyjdzie czas na poszukiwania wiary i własne wnioski w tym zakresie – kwituje.
"Jakby co, to formalności załatwia się od ręki"
W przeciwieństwie do Marty, Beacie do agnostyczki daleko. - Jestem niewierząca, a przy tym niestety darzę pogardą instytucję Kościoła, ich hipokryzję. Nie wnoszą do mojego życia nic, nie chcę w tym uczestniczyć – mówi. I to był powód, dla którego swojej córki nie ochrzciła, a co za tym idzie – nie posłała do komunii.
Jej córka się nie buntuje. Powiedziała nawet, że dzieci idą do komunii, żeby dostać komputer, a ona przecież już ma. – I to jej indywidualna ocena – twierdzi Beata.
Naciski ze strony rodziny pojawiają się cały czas. - Moja siostra spiskowała kiedyś z mamą, że ochrzczą moje dziecko po kryjomu, co jest dla mnie śmieszne, bo same nie chodzą do kościoła. Byłam zła i stanowczo poprosiłam, żeby sobie odpuściły, bo zerwę z nimi kontakty. Ten temat do dziś co jakiś czas powraca – denerwuje się Beata, dodając, że ona zdania zmieniać nie zamierza, ale jeśli w przyszłości jej córka postanowi wziąć ślub kościelny, będzie ją wspierać. - Takie formalności się załatwia od ręki jak jest taka potrzeba. Myślę, że zgodzą się ze mną ludzie, którzy potrzebowali na szybko bierzmowania - ocenia.
"Jestem moim rodzicom bardzo wdzięczna"
Czy dorosłe dzieci mają żal do rodziców, którzy nie posłali ich do komunii? - Jako osoba dorosła, z ukształtowanymi poglądami, jestem moim rodzicom bardzo wdzięczna, zarówno za brak chrztu, jak i brak komunii. Bo oni zrobili mi RODO w Kościele, zanim to było modne – śmieje się dwudziestoletnia Oliwia, studiująca obecnie dziennikarstwo w Katowicach.
Przyznaje jednak, że w podstawówce było jej z tym trudniej. Nie chodziło jednak o wiarę w Boga, czy chęć uczestnictwa w ogólnoklasowych przygotowaniach, lecz o prezenty. To o tym grzmią psychologowie – w konsumpcyjnym świecie dzieci mogą poczuć się rozczarowane faktem, że na cześć ich kolegów wyprawia się imprezę, a o nich nikt nie pamięta.
- Moja babcia znalazła na to sposób, kupiła mi wtedy telewizor i cały smutek przepadł w mgnieniu oka – mówi dwudziestosiedmioletnia Anastazja, która kiedyś była jedyną nieprzystępującą do pierwszej komunii na swoim osiedlu. I przypomina sobie, że dzieci z klasy wytykały jej tylko brak potencjalnych prezentów, ale zazdrościły, że nie musi brać udziału w czasochłonnych przygotowaniach.
Kiedy zadzwoniłam do prywatnej szkoły "No Bell" w Warszawie, wicedyrektorka Mirka Słonecka poinformowała mnie, że w tej szkole proporcja dzieci przystępujących do komunii do tych, które do komunii nie idą, to mniej więcej "pół na pół".
– Z moich obserwacji wynika, że coraz więcej jest zarówno osób niewierzących i nie potrzebujących religii w żaden sposób, jak i tych bardzo wierzących i praktykujących. Ludzie coraz częściej odchodzą od modelu "trochę wierzący, ale niepraktykujący". Wciąż istnieje jednak presja społeczna i niektórzy podejmują decyzje dotyczące kościelnych uroczystości na podstawie tego, co pomyślą rodzice i czy nie wykluczą nas z rodziny. Ale na szczęście zdarza się to coraz rzadziej – kwituje psycholog Monika Dreger.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl