Udajemy orgazm, mówimy, że nasz ukochany jest najlepszym kochankiem na świecie, chociaż gra wstępna trwa kilka sekund, a on prawi komplementy na temat naszego ciała, a widzi przecież, że przybyło nam z 5 kilogramów. Któż z nas nie kłamie w łóżku? Okazuje się, że mężczyźni, choć rzadziej, również udają. Dlaczego to robimy?
Udajemy orgazm, mówimy, że nasz ukochany jest najlepszym kochankiem na świecie, chociaż gra wstępna trwa kilka sekund, a on prawi komplementy na temat naszego ciała, a widzi przecież, że przybyło nam z 5 kilogramów. Któż z nas nie kłamie w łóżku? Okazuje się, że mężczyźni, choć rzadziej, również udają. Dlaczego to robimy?
Kobiety potrafią symulować orgazm z dużym talentem. Chyba co do tego nikt nie ma wątpliwości po obejrzeniu kultowej sceny z filmu "Kiedy Harry poznał Sally". Grana przez Meg Ryan bohaterka w restauracji postanowiła pokazać swojemu przyjacielowi, że kobiety mogą bardzo wiarygodnie udawać szczytowanie. W naszych sypialniach odbywają się tysiące podobnych scen. A Polki nie są żadnym wyjątkiem.
Monika Doroszkiewicz
(mos/pho)
Do Casanovy mu daleko
Potwierdzają to badania. "Raport seksualności Polek 2005” Zbigniewa Lwa-Starowicza pokazuje, że kłamstwem numer jeden jest właśnie udawanie orgazmu. Przy czym kłamią nie tylko te kobiety, które w ogóle nie mają orgazmów, ale też panie, które są zdolne do przeżywania rozkoszy, ale raz na jakiś czas mają nieco mniejszy temperament seksualny albo partnera, któremu do umiejętności Casanovy daleko.
Na drugim miejscu plasuje się liczba kochanków. Polki najchętniej zaniżają statystykę do 1-2 partnerów, a 40 proc. w ogóle odmawia odpowiedzi.
Seks dopiero po ślubie
Trzecie miejsce zajmuje seks przedmałżeński. Tylko 40 proc. kobiet przyznaje się do tego, podczas gdy w rzeczywistości 9 na 10 nie jest dziewicami w dniu ślubu.
Natomiast z badań specjalistów z Uniwersytetu w Kansas wynika, że odgrywanie rozkoszy to proceder, który dotyczy aż 65 procent kobiet. Czas jednak skończyć z przekonaniem, że panowie są w tym temacie zupełnie szczerzy, choćby dlatego, że fizjologia nie pozwala im inaczej. Naukowcy wykazali, że 30 proc. mężczyzn również okłamuje swoje kochanki na temat satysfakcji w łóżku.
Jak było kochanie?
Orgazm to temat tabu. Nie rozmawiamy o nieudanych nocach z partnerem. Nie potrafimy powiedzieć, co nam w seksie pasuje, a co byśmy zmieniły, gdzie lubimy być dotykane i że gra wstępna jest za krótka. I w efekcie, kiedy on pyta: „Jak było Kochanie?”, kłamiemy jak z nut, że cudownie. Na nic się jednak zdadzą zapewnienia, że nasz ukochany jest świetny w łóżku, jeśli nie mamy orgazmu, co trudno przeoczyć, ale dość łatwo zagrać.
Z pewnością mężczyznom trudniej niełatwo udawać, że odczuwają maksymalną rozkosz. Mimo to panowie również mają pewne pole do popisu. Partner, który jęczy z rozkoszy to z pewnością dla każdej kobiety potwierdzeniem umiejętności seksualnych.
Udaję dla świętego spokoju
Twórcy portalu Edenfantasys.com starali się dociec, co jest powodem, że nie przeżywamy, a tylko udajemy orgazm. To pytanie zadali użytkownikom swojego forum. Internauci tłumaczyli to zmęczeniem i stresem, problemami w pracy i rodzinnymi. W takich chwilach jedyne, na co mają siłę, to odpoczynek. Co jednak, kiedy partner lub partnerka wręcz przeciwnie – mają wielką ochotę na miłosne igraszki? Wtedy zostaje udawanie orgazmu dla świętego spokoju.
Kobiety i mężczyźni udają rozkosz, bo nie chcą też urazić ukochanej osoby, wpędzić w kompleksy, nawet jeśli nie są zbyt dobrzy w łóżku. Liczą, że z czasem może się dograją i będzie nieco więcej satysfakcji. Po drugie w ten sposób kobieta chce uniknąć opinii, że jest oziębła, a mężczyzna stracić wizerunku super faceta. Dla niego brak możliwości seksualnych jest szczególnie drażliwym tematem.
I w końcu oboje często tak bardzo wstydzą się porozmawiać z kimkolwiek, w tym również z seksuologiem, o braku satysfakcji, że biorą winę na siebie. Za wszelką cenę chcą pokazać, że są zdolni do odczuwania satysfakcji, choćby tej odegranej.
Porozmawiaj z nim
Jeśli udawany orgazm zdarza nam się raz na jakiś czas, jeszcze nic złego się nie dzieje. Gorzej kiedy staje się to normą. Niewypowiedziane, kumulujące się problemy łóżkowe powodują ciche dni, napięcie między partnerami. Okazuje się, że kobiety nie mówią o swoich potrzebach, choć jedna trzecia chce dłuższego seksu i gry wstępnej, natomiast 17 proc. marzy, aby seks przytrafiał im się w związku częściej, ale ukrywa ten fakt – wynika ze wspominanych już badan prof. Lwa - Starowicza.
Jedyną szansą na zmianę tej sytuacji jest otwarta rozmowa z partnerem o swoich odczuciach i potrzebach. Czasami wystarczy jeśli dyskretnie zasugerujemy, kiedy jest nam dobrze, jak lubimy być dotykani. Przejąć w łóżku inicjatywę. A w razie poważniejszych problemów, wybrać się do seksuologa.
Tekst: Monika Doroszkiewicz
(mos/pho)