O kuchni i życiu z Robertem Makłowiczem
Czytając wywiady z Makłowiczem, odnoszę wrażenie, że życie i jedzenie przeplata się u niego przez cały czas. Tak jakby dobra kuchnia była podstawą dobrego życia. O tym co jada, kto u niego gotuje i o czym będzie jego następny program, Robert Makłowicz opowiada w "Pani".
24.07.2018 | aktual.: 24.07.2018 11:23
Rozmowa zaczyna się od tradycyjnego już pytania - kto gotuje? U Makłowicza oczywiście on, chociaż uważa, że podział na płeć przy gotowaniu jest zupełnie niepotrzebny. To zawód wymagający fizycznie, trzeba ciężko pracować, czasem przez wiele godzin. Fakt, znajdziemy więcej mężczyzn niż kobiet w profesjonalnych kuchniach, ale prędzej wynika to z dawnych uprzedzeń niż z faktycznie lepszych predyspozycji. Panie spędziły mnóstwo lat w kuchni i zaczęły już z niej wychodzić, ustępując pola panom.
Dzieciństwo Robert spędził w Krakowie, w kamienicy przy ulicy Dietla 86. Jak sam opowiada - "Mieszkanie było przepastne, pełne starych książek i oprawionych roczników gazet - nie tylko z czasów międzywojnnych, lecz także nieboszczki Austrii - z dawną zastawą i sztućcami. Do kuchni wiodło osobne wejście dla służby z podworca, po kręconych schodkach z barierami. Była też winda z początku lat 20. XX w., ale nie działała".
Oczywiście w domu państwa Makłowicz dobre jedzenie było nieodłącznym elementem życia. W czasach szarości i nijakości, dom był dla Roberta azylem. Wspomina też zawartość półek w kuchni, które wypełnione były przetworami. Wtedy była to konieczność. Jak sam mówi - "Zatem w spiżarni zawsze mieliśmy zielone pomidory w lekkiej octowej zalewie, śliwki w occie, gruszki, grzyby i taką pulkę pomidorową, coś jakby passata włoska".
Państwu Makłowicz w czasach PRLu dobrze się powodziło, ojciec Roberta był marynarzem. Niestety to właśnie ten zawód, sprawiający, że był gościem we własnym domu, doprowadził do rozwodu rodziców. Dlatego teraz, szef kuchni wraz z żoną Agnieszką, zawsze jeżdżą w podróże razem. Ponadto, to ona zarządza produkcją i realizacją.
Podróże od zawsze były związane z kucharzem. Gotowania uczył się m.in. w Tajlandii - bo tak bardzo chciał poznać tamtejsze smaki. I ogromnie je polubił, w zimie bardzo często korzysta ze starych przepisów. Tłumaczy, "To działa na endorfiny, na przysadkę mózgową, jak nie ma słońca przez dwa, trzy tygodnie, jest szaro, ponuro i ohydnie." Ceni sobie również kuchnię włoską, gdyż w tym kraju co 100 kilometrów wszystko się zmienia. Dla niego, to ogromna zaleta. Nie rozumie ludzi, którzy wszędzie jedzą to samo, rezgynując z innych doznań smakowych. "Dlatego też dziwię się niezwykle tym, którzy na wczasach w strefach polskich wcinają pod palmami bigos".
A jak w porównaniu do tego wypada nasza kuchnia polska? Chłopsko. "Bycie narodem chłopskim to oczywiście nic złego, tacy są przecież Słowacy czy Słoweńcy. Ale w przeciwieństwie do wymienionych nacji, my się tej chłopskości wstydzimy i udajemy, że jesteśmy kimś zupełnie innym". Niestety często wiele narodowych dań kojarzy się ludziom z biedą, zupełnie niepotrzebnie.
Następny program Roberta będzie opowiadał właśnie o tej naszej polskości. Robert będzie jeździł po regionach i szukał wyjątkowych ludzi - zajmujących się tradycyjnymi wyrobami, produkcjami na małą skalę. Skupi się na kuchniach regionalnych i odmienności, którą można w niej znaleźć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz również:
Jajo pod lupą. Sprawdzamy, w jakiej formie są najzdrowsze
Zrazy mielone z kapustą. Rodzina poprosi o dokładkę - Przepis