Oblężenie sklepów monopolowych i zakłócanie porządku. Majówka czas start
Karolina była tak pijana, że nie pamięta ubiegłej majówki, choć wydała na nią 2 tys. złotych. Przemek chciałby zapomnieć, bo na każde wspomnienie robi mu się niedobrze. Nie tylko im majówka kojarzy się z litrami wypitego alkoholu.
Presja picia
Karolina spędziła zeszłoroczną majówkę w stołecznych klubach, gdzie bez opamiętania balowała niemal tydzień.
- Codziennie spotykałam się ze znajomymi z uczelni. W ciągu sześciu dniu imprezowania wydałam ponad 2 tysiące złotych. Kasa schodziła na alkohol, kluby, taksówki, pizzę i znów kluby... - wspomina dziewczyna i dodaje, że podczas majówki odpuściła wszelką kontrolę. - Ciągle panował klimat imprezy. Wszyscy piliśmy na umór, zamieniając się na te sześć dni w zwierzęta.
Przemek zeszłą majówkę spędził w rodzinnym domu pod Warszawą.
- Ojciec zorganizował zjazd rodzinny. Przyjechali wujkowie, dziadkowie, rodzeństwo i przez trzy dni grillowaliśmy. Zeszło ze trzydzieści butelek wina. Było przyjemnie, chociaż wujek ma takie tempo, że trzeciego dnia skończyłem leżąc w łóżku z miską pod pachą - opowiada. Tę majówkę również zamierza spędzić w rodzinnym gronie. - Wyjeżdżamy nad rzekę. Będzie picie i grillowanie, ale przynajmniej tym razem nie będziemy siedzieć w domu - podsumowuje.
Ewelina podczas ostatniego długiego weekendu podjęła ryzykowne wyzwanie rzucone przez kolegów z pracy. - Nazwaliśmy to "złotą dziesiątką". Każdy z nas przez dziesięć dni miał ostro pić. Dziewiątego dnia, gdy z nosa poleciała mi krew, a waga wskazała, że schudłam trzy kilo, odpuściłam - opowiada.
Ewelina w tym roku postanowiła spędzić czas ze swoim chłopakiem poza miastem, choć nie spotkało się to z uznaniem ze strony znajomych. - Przed każdą majówką panuje taka nieprawdopodobna presja: "pij, pij, pij!". Trochę jak przed Sylwestrem, "jak się nie schlasz, to nie będzie zaliczone". W tym roku nie mam zamiaru się w to bawić. Majówka jest po to, żeby odpocząć, a nie jeszcze bardziej się zmęczyć - kwituje.
Alkohol, alkohol i więcej alkoholu
Alicja jest właścicielką sklepu monopolowego w podwarszawskiej miejscowości. Każda majówka oznacza dla niej dwukrotnie więcej pracy.
- 30 kwietnia ludzie dostają szału, bo nazajutrz sklepy mają być zamknięte. Robią zapasy jak na wojnę - mówi. Właścicielka sklepu tłumaczy, że prócz alkoholu Polacy kupują ogromne ilości artykułów potrzebnych do grillowania. - Węgiel, rozpałka, tacki aluminiowe... Przed długim weekendem muszę robić naprawdę duże zamówienie u dostawcy, żeby nie zabrakło żadnych artykułów.
Alicja dodaje, że podczas majówki w jej sklepie pojawia się wielu pijanych klientów. - Ludzie ustawiają się w długich kolejkach, robi się chaos. Czasem trudno odróżnić, kto jest na tyle nietrzeźwy, że nie powinno się sprzedawać mu alkoholu - mówi. - Pamiętam, że w ubiegłym roku 3 maja pojawił się mężczyzna ledwo trzymający się na nogach. Odmówiłam mu sprzedaży, a on wpadł w panikę, ponieważ inne sklepy w okolicy były tego dnia zamknięte. Prosił mnie jeszcze długo, ale gdy zobaczył, że nic nie wskóra, dostał szału. Zwyzywał mnie, a później wykrzyczał, że napisze skargę do wójta gminy i za karę zamkną mój sklep.
Interwencje
Podczas majówki nie tylko właściciele sklepów monopolowych mają więcej pracy, ale także funkcjonariusze pilnujący porządku.
- W 2018 roku podczas weekendu majowego podejmowaliśmy bardzo dużo interwencji, dlatego w tym roku zwiększamy zasoby ludzkie - mówi rzecznik Straży Miejskiej w Serocku, czyli miejscowości nad Zegrzem, która jest jednym z głównych kierunków dla majówkowiczów.
- Ludzie rozpalają ogniska, grillują albo łowią ryby. Tym rozrywkom niemal zawsze towarzyszy piwo i wódka. Alkohol jest przyczyną niewłaściwego zachowania, dlatego większość naszych interwencji była związana właśnie z zakłócaniem porządku. W tym roku także nastawiamy się na intensywną pracę, choć liczba interwencji podczas majówek zazwyczaj zależy od pogody. Im bardziej słonecznie, tym więcej wykroczeń - mówi.
Więcej niż za PRL-u
Zgodnie ze statystykami na 275 mieszkańców Polski przypada jeden punkt sprzedaży alkoholu. Choć wydaje się, że kultura picia w czasach PRL-u osiągnęła swoje apogeum, to dziś "tankujemy" znacznie więcej. W 1980 roku przeciętny Polak wypijał 8 litrów czystego alkoholu na rok. Dziś według raportu Światowej Organizacji zdrowia wypija ich aż 11.
- To nieprawda, że producenci alkoholu gonią za polską tradycją "pijaństwa". Powszechna dostępność alkoholu i otaczające nas reklamy te tradycję tworzą i nieustannie napędzają - mówi socjolog i terapeuta uzależnień Ireneusz Kaczmarczyk. Specjalista dodaje, że reklamy alkoholu konstruowane są w taki sposób, by spożywanie go kojarzyło nam się z odpoczynkiem, budowaniem relacji i najlepszym sposobem na spędzenie wolnego czasu.
- Polacy bardzo dużo pracują, przeżywają stresy, pną się po szczeblach kariery, dźwigają na sobie mnóstwo odpowiedzialności i obowiązków. Perspektywa długiego weekendu daje im możliwość odreagowania i zredukowania poziomu napięcia - tłumaczy i dodaje, że picie to tylko pozorna forma relaksu - Tak naprawdę na nasz mózg działa chemia zawarta w alkoholu i to rozluźnienie jest jedynie chwilowe - mówi.
Kaczmarczyk nie ma wątpliwości, że spożycie alkoholu jest też rozluźniaczem podczas kontaktów rodzinnych. - Wiele rodzin ma problemy relacyjne. Alkohol sprawia, że łatwiej im ze sobą przebywać. Jednak zarówno poczucie zrelaksowania i zacieśniania więzi rodzinnych jest pozorne. Po alkoholowej majówce nie będziemy bardziej wypoczęci ani psychicznie, ani fizycznie. Nie spełnimy prawdziwych potrzeb związanych z bliskością czy rzeczywistym odprężeniem, a jedynie załatamy pozorne potrzeby - kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl