Wielu ojców walczy o prawa do dzieci (zdj. ilustracyjne)© Getty Images | SOL STOCK LTD

Ojcowie na skraju załamania. Najpierw "pakiet rozwodowy", potem seria pomówień

20 października 2024

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Córka wciąż ma pokój w moim mieszkaniu. Zresztą, co ja mówię, to nasze mieszkanie, przecież ono jest też córki… Wkładam tam tylko kartki na jej kolejne urodziny. Ale czas, który upłynął, jest już nie do odrobienia". Cezary jest jednym z armii polskich ojców, którym byłe żony lub partnerki odmawiają kontaktów z dziećmi. Mimo pozytywnych opinii psychologów i walki, za zgodą sądów, sprowadzani są do roli "płatnika alimentów" i – jak sami mówią – "wrzucani do jednego worka" z przemocowcami.

PIOTR. Pod galerią handlową czeka na cud

Przyjazd. Oczekiwanie. Telefon na policję. Notatka. Pożegnanie z funkcjonariuszami. Wysyłka notatki do sądu. Od października 2022 roku Piotr powtarza ten rytuał co miesiąc. Przyjeżdża z Wrocławia do Krakowa i pod galerią handlową czeka na spotkanie z córką. Ona nie przychodzi.

– Gdyby wreszcie się pojawiła, nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby nasze spotkanie. Ja nawet nie wiem, jak córka teraz wygląda – mówi ojciec. Opowiada historię, która doprowadziła go do punktu, w którym się znajduje.

***

Gdy jego partnerka zaszła w ciążę, nie przyjęła oświadczyn. - Rzuciła, że jak się urodzi dziewczynka, to nie będę mógł jej wychowywać, a jak chłopiec, to się zastanowi – wspomina Piotr. W roku 2014 urodziła się dziewczynka.

Po narodzinach związek zakończył się, a para ustaliła kwestie alimentów i kontaktów. To działało do czasu. Ostatecznie Piotr wniósł do sądu o uznanie ojcostwa i alimenty. Rozpraw, które trwały 3,5 roku, było ponad 20.

- Powtarzałem, że uznaję córkę i nie uciekam od alimentów, ale poprosiłem o badania DNA. Podczas sprawy rozpatrywano też kwestie władzy rodzicielskiej i wtedy zaczęło się pomawianie mnie. Osoby, które w ogóle mnie nie znały, zeznawały zgodnie z tym, co usłyszały od byłej partnerki. Sugerowano choćby, że jestem w sekcie. Miałem wrażenie, że sprawa ciągnie się tak długo, żeby mnie po prostu poniżyć - opisuje Piotr.

To jednak na sali sądowej usłyszał, że jedna z koleżanek z pracy byłej partnerki przyznała, że ta opowiadała o poszukiwaniach kogoś, "kto zrobi jej dziecko" i będzie płacił alimenty.

- W międzyczasie wyprowadziłem się z Krakowa, ale cały czas przyjeżdżałem, starałem się dogadać. Matka mojej córki mówiła mi w prywatnych rozmowach, że jak się zakończy sprawa o alimenty, to będę mógł widywać dziecko. A w sądzie słyszałem od niej, że się nie staram, a ona sama wychowuje córkę i oczekuje wyższych alimentów - wspomina Piotr, który w listopadzie 2017 roku sam założył sprawę o unormowanie kontaktów.

– Myślałem, że to formalność, ale w lutym 2018 roku znów zostałem zaskoczony. Przyszedłem na rozprawę i okazało się, że połączono ją z założoną przez partnerkę sprawą o odebranie mi praw rodzicielskich. Zabezpieczenia kontaktów nie dostałem. Wysłano nas na mediacje, które zaczęły się dopiero siedem miesięcy później i niczego do postępowania nie wniosły.

Ostatecznie sąd zdecydował o realizacji kontaktów z córką pod okiem kuratora. Poprosił też o opinię Opiniodawczego Zespołu Specjalistów Sądowych (OZSS). Jeśli chodzi o relacje z córką, opinia OZSS była dla Piotra pozytywna. Wydłużono mu godziny spotkań, a z czasem dano możliwość zabrania dziecka poza miasto.

***

Już pierwszy weekendowy wyjazd z Krakowa do Wrocławia zakończył się horrorem.

– Na dworcu okazało się, że matka opowiedziała córce, że pociągi są niebezpieczne i może w nich nawet zginąć. Córka miała zegarek z GPS-em i gdy matka zobaczyła, że oddalamy się z Krakowa, zadzwoniła na policję, że doszło do uprowadzenia. Córce powiedziała przez telefon, że zaraz ją odbiorą i przywiozą do domu - opisuje Piotr. - Też zadzwoniłem na policję. Powiedziałem, że nie ma mowy o porwaniu, bo mam sądowe zabezpieczenie, że co trzecie spotkanie może się odbyć poza miejscem zamieszkania dziecka.

Policja czekała na nich na dworcu w Katowicach. Musieli przerwać podróż. Funkcjonariusze sprawdzali wersję o porwaniu. Po 20 minutach stwierdzili, że to nieprawda.

- Wspomnieli jednak, że rozmawiali z córką, a ona miała przyznać policjantce, że przed każdym spotkaniem mama każe jej mówić, że jest chora - mówi Piotr.

Z opóźnieniem, ale ojciec z dzieckiem dotarli do Wrocławia. Tam do mieszkania Piotra znów przyszli funkcjonariusze. I choć również tę interwencję uznali za bezzasadną, to od tego momentu zaczęło się izolowanie córki od Piotra, a matka nie ponosi żadnych konsekwencji za utrudnianie kontaktów. Opinia psychologa z 2024 roku potwierdziła, że córka Piotra jest pod silnym wpływem matki, która w niewystarczającym stopniu dba o relację dziecka z ojcem.

- Znajomi pocieszają, że córka kiedyś zrozumie. Ale ja nie wiem, czy już w ogóle będzie się chciała ze mną zobaczyć. Jestem już bardzo zmęczony, ale nie odpuszczę - mówi Piotr.

Ostatnie spotkanie ojca i córki odbyło się w październiku 2022 roku. Od tego czasu Piotr stoi każdego miesiąca pod krakowską galerią i czeka na cud.

"Pakiet rozwodowy"

Tomasz Łazicki, prawnik współpracujący z rodzicami walczącymi o unormowanie kontaktów z dziećmi po rozstaniach, nie ma wątpliwości: w wielu sądach widać dyskryminację ojców.

Ojcowie podkreślają najczęściej, że sądy rodzinne są mocno sfeminizowane. Mówią też, że w pewnych regionach obowiązuje obraz "matki Polki", generujący przekonanie, że miejsce dziecka jest przy matce - mówi Łazicki. - Z drugiej strony, chyba jeszcze od czasów PRL, pokutuje wizerunek ojca-alimenciarza unikającego odpowiedzialności za dzieci.

Prawnik ocenia również, że kobiety potrafią przygotowywać się do rozstania dużo wcześniej.

- Są też bardziej cierpliwe i skrupulatne. Zaczynają zbierać dowody, doprowadzają do sytuacji konfliktowych, szybciej kontaktują się z adwokatami i tworzą, jak to opisujemy, cały "pakiet rozwodowy", z zabezpieczeniem majątku i Niebieską Kartą włącznie. Z kolei mężczyzna często zaczyna działać, dopiero gdy dostanie pozew – wylicza.

KRZYSZTOF. Wszystkie chwyty dozwolone

Czym jest "pakiet rozwodowy" przekonał się Krzysztof, ojciec czterech synów.

- O tym, że żona spotyka się z innym mężczyzną, dowiedziałem się dwa lata temu od żony tego człowieka. Chciałem walczyć o związek, ale zażądała rozwodu. Na początku ubiegłego roku, w ramach przygotowań do rozstania, postanowiła założyć mi Niebieską Kartę - mówi Krzysztof. - Dobrze wiedziała, jak to zrobić, bo pracuje w miejscowej opiece społecznej. Mój wniosek o przeniesienie procedury Niebieskiej Karty do innego miasta został odrzucony. Nikogo nie interesowało, że prowadzi go pracodawca żony.

Najgorsze dopiero miało jednak nadejść. Pewnego ranka, gdy jeszcze spał, przyszła policja.

- Usłyszałem, że jestem podejrzany o gwałt na żonie i zaczęli przeszukanie, zabezpieczanie rzekomych dowodów. Dwa dni byłem w izbie zatrzymań, a po wyjściu, dostałem nakaz opuszczenia własnego domu i zakaz zbliżania się do żony - wspomina mężczyzna.

Zastosował się do zaleceń, starając się udowodnić niewinność. Robił tak, mimo że sąd zdecydował, że będzie mógł w towarzystwie kuratora widywać synów co dwa tygodnie na dwie godziny.

- Od sędzi usłyszałem, że jak będę grzeczny, to dostanę więcej. Złożyłem zażalenie, powołując się na zasadę domniemania niewinności – podkreśla.

Trzy dni po zgłoszeniu gwałtu małżonkowie rozmawiali przez telefon.

- Chciałem, żebyśmy się dogadali, może nawet pogodzili. Nic z tego. Zażądała, że mam jej przepisać dom [stoi na działce, którą Krzysztof kupił przed ślubem - red.]. Powiedziałem, że obawiam się rozwodu po przepisaniu domu i zaproponowałem, żeby w takim razie ona przepisała na mnie połowę jej mieszkania [zostało podarowane żonie przez rodziców – red.]. Stwierdziła, że niczego nie rozumiem, a to oznacza, że nie chcę się pogodzić. To wtedy dotarło do mnie, że dzieci są dla niej tylko kartą przetargową w walce o majątek.

***

W listopadzie 2023 roku prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie gwałtu i przemocy. Uzasadniła, że czynu zabronionego nie popełniono. Postanowienie wydano m.in. na podstawie opinii biegłego ginekologa (do stosunku nie doszło) i psychologa (wskazał na zastrzeżenia co do prawdomówności żony). Kobieta złożyła jeszcze zażalenie na tę decyzję, ale w lipcu 2024 roku zostało ono odrzucone. W uzasadnieniu podkreślono, że wartość dowodowa Niebieskiej Karty jest nikła. Umorzenie śledztwa stało się prawomocne.

W grudniu mężczyzna wniósł o ustalenie kontaktów z dziećmi i opiekę naprzemienną. Wniosek został odrzucony - Krzysztof usłyszał, że powodem jest podejrzenie manipulacji dziećmi z jego strony. Dziś ironizuje: - Matka, która pomawia, kłamie i składa fałszywe zeznania, nie stanowiła najwyraźniej takiego zagrożenia.

Nie poddał się i w kwietniu 2024 r. Sąd Okręgowy zmienił postanowienie rejonowego i przywrócił mu normalne kontakty, ale żona się do nich nie zastosowała.

- Sąd Rejonowy nie wyciąga żadnych konsekwencji wobec żony, a tym samym pozwala na izolowanie dzieci od ojca. Proponowałem mediacje, ale ona pojawiła się tylko raz. Z kolei na mój wniosek o wakacje z dziećmi sąd przyznał "półkolonie": dwa tygodnie od godz. 9 do 15. W uzasadnieniu napisano, że co prawda psychologowie z OZSS nie wykluczają wspólnych wakacji, ale matka się na to nie zgadza. Ostatecznie nawet "półkolonie", mimo nakazu sądu, nie zostały zrealizowane, bo żona tłumaczyła to m.in. wizytami lekarskimi dzieci.

***

Dopiero po roku od nikłego, sporadycznego kontaktu ojca z synami, doszło do badania więzi rodzicielskich w OZSS. Podkreślono w nim, że oboje rodzice są zdolni do sprawowania opieki nad dziećmi, jednak problem pojawia się, gdyby miało dochodzić do współpracy między nimi.

Z badań wynika też, że mimo deklaracji matki o chęci współpracy, "obciąża ona dzieci konfliktem, wpływa na nie i manipuluje nimi, utrzymując w ich pamięci negatywne doświadczenia związane z ojcem". Dodano, że jej działania można rozpatrywać w kategoriach dążeń do wykluczenia ojca z życia dzieci.

Wskazano również, że ojciec deklaruje zdecydowanie większą chęć współpracy z matką, jednak poczucie skrzywdzenia może – zdaniem biegłych – prowadzić do chęci odwetu. Wspomniano też o siłowym wyciąganiu dzieci z samochodu. Tego Krzysztof się nie wypiera: - Mam świadomość, że nie powinienem już tak robić.

We wnioskach końcowych OZSS zasugerował pozostawienie władzy rodzicielskiej obojgu rodzicom i zalecono regularne kontakty dzieci z ojcem i ewentualne ich stopniowe rozszerzanie.

***

Mimo opinii psychologów, wszelkie działania ze strony Krzysztofa są przez żonę odrzucane.

- Ja już nawet nie jestem w stanie porozmawiać z synami przez telefon, bo ich numery zostały zmienione - mówi ojciec. - Mógłbym składać pisma o ukaranie żony grzywną za niestosowanie się do postanowień sądu, mógłbym oskarżyć o zniesławienie, bo przecież oskarżyła mnie o gwałt i przemoc, a takie coś ciągnie się za człowiekiem. Tylko co to da? Nie chcę się kłócić, chcę tylko regularnie być w życiu dzieci.

- Przyjmowana linia orzecznicza, interpretująca dobro dziecka jako dobro matki, sprawia jedynie, że synowie coraz mocniej się ode mnie oddalają. Mogę się tylko bezsilnie przyglądać, jak prawna machina niszczy więź rodzicielską, bo dla sądu ważniejsze są przypuszczenia i insynuacje, a nie fakty - ciagnie Krzysztof.

- I naprawdę się nie dziwię, że niektórzy ojcowie, po druzgocących ciosach w sądzie, kierowanych w ich stronę na podstawie fałszywych oskarżeń, nie wytrzymują i odbierają sobie życie.

Sytuacja się poprawia?

- Osobiście uważam, a potwierdza to moja praktyka, że mężczyznom brakuje cierpliwości, dlatego kobiety wygrywają sprawy związane z opieką nad dziećmi - mówi Marek Gola, radca prawny specjalizujący się w sprawach rodzinnych. - Dodatkowo nie zawsze wydanie dziecka matce, nawet jeśli ono tego nie chce, będzie naruszaniem praw tego dziecka.

- Z mojego kilkunastoletniego doświadczenia wynika, że o ile kiedyś ustanowienie miejsca zamieszkania przy ojcu było ewenementem i były to pojedyncze przypadki, tak dzisiaj coraz częściej sąd podejmuje takie decyzje – stwierdza radca.

- Widzę też ogólną zmianę podejścia sądów do ojców i ich roli. Coraz częściej dostrzega się w nich czynnych, zaangażowanych rodziców - mówi Marek Gola. - Sądy wnikliwiej badają też naganne zachowania, próbujących izolować dziecko rodziców pierwszoplanowych, czyli zwykle matek. Zaznaczam, że odnoszę się do sytuacji z apelacji katowickiej, wrocławskiej, warszawskiej czy krakowskiej, gdzie najczęściej pracuję.

Marek Gola - radca prawny ds. spraw rodzinnych
Marek Gola - radca prawny ds. spraw rodzinnych© Archiwum prywatne | Tomasz Janta

CEZARY. Cztery lata izolacji od dziecka

- Już w czasie ciąży matka mojej córki mówiła, że nie będziemy razem. Uszanowałem jej decyzję. Chciałem jednak być ojcem, a ona deklarowała, że nie będzie robiła problemów - mówi Cezary. - Rzeczywiście, przez pierwsze trzy lata życia córki, kontakty były w miarę regularne, choć krótkie. Pozwalała mi zabierać małą co drugi weekend na dwa dni do siebie.

Dziewczynka urodziła się w 2012 roku, im była starsza, tym kontaktów było mniej, a obiecane rozszerzanie ich o wakacje w ogóle nie dochodziło do skutku. Prośby Cezarego nie przynosiły efektu, a policja rozkładała ręce. Wtedy mężczyzna zdecydował się wystąpić do sądu o uregulowanie kontaktów z córką.

***

- Mimo pozytywnej decyzji sądu, dziś nie widuję już swojego dziecka. Bez dobrej woli matki nie jestem w stanie tego wyegzekwować, bo ewentualne kary finansowe działały tylko chwilowo, a teraz… - Cezary zawiesza głos. - Teraz w ogóle nie ma o czym mówić.

Opowiada, że wcześniej, gdy partnerka jeszcze dopuszczała go do dziecka zgodnie z postanowieniem sądu, podchodziła do dziewczynki, przytulała i pytała: "To co, chcesz iść z tatą, czy może wolisz zostać z mamą?". Analogicznie, gdy córka była u niego, potrafiła przyjechać, wypić kawę i zapytać, czy mała chce zostać z Cezarym, czy jednak woli wrócić z mamą.

- Co dziecko ma wtedy odpowiedzieć? – pyta ojciec. - Prosiłem: "Nie rób tego, nie musimy rywalizować. Dziecko to dziecko. Ma i ciebie, i mnie". Nie pomogło.

- Ostatni raz swobodnie spędziłem z córką czas na początku 2020 roku. Potem nie mogłem jej odbierać ze szkoły, wizyty w domu zaczęły być skutecznie utrudniane, a finalnie stały się niemożliwe - mówi.

Kuratorzy pisali notatki: przyjechał, wszedł, dziecko nie chciało wyjść, widzenie zakończone. Była partnerka kontrolowała też rozmowy telefoniczne.

- Stałem się bezsilny. Matka twierdzi, że ona nie robi problemów, ale córka nie chce mieć kontaktu ze mną. No jak ma chcieć, skoro nie widziała mnie od czterech lat? Co ona mogła usłyszeć na mój temat? Może się tego dowiem, jak córka dorośnie i sama będzie mogła podjąć decyzję, czy chce kontaktów. Ale i na to liczę coraz mniej, bo czego można się spodziewać, gdy dziecko pozostaje pod silnym wpływem jednego rodzica? – zastanawia się Cezary.

***

Mężczyzna wylicza, że przez lata odbyło się kilkadziesiąt rozpraw, powoływano biegłych, kuratorów, wyznaczano kolejne opinie psychologiczne, na które czeka się od pół do półtora roku. Sprawy zostały przeniesione z sądu w Poznaniu do Gniezna. To nic nie pomogło.

- Dzisiaj pozostało mi płacenie alimentów i śledzenie szkolnego Librusa córki. Po latach walki, meldowania się na komisariatach, w prokuraturze, wygranej sprawie o nękanie, bo udowodniłem, że starałem się tylko egzekwować postanowienia sądu, przestałem wierzyć w polski system sprawiedliwości - mówi Cezary. - Do mnie o szóstej rano wpadła policja, bo była partnerka oskarżyła mnie o kradzież ręcznika kąpielowego i klapek córki.

- Ja do polskiego sądu już nie dotrę i nie pomoże w tym nadzór Ministerstwa Sprawiedliwości czy Rzecznika Praw Dziecka. Kolejne propozycje rozwiązań nie wpływają na postawę matki. Bo co mi z tego wszystkiego, skoro od czterech lat nie widzę córki? Nie chcę też niszczyć córki psychicznie, rysować kredą pod jej oknami kolejnych serc, a potem odpowiadać karnie za niszczenie mienia, bo taką sprawę też miałem.

- Córka wciąż ma pokój w moim mieszkaniu. Zresztą, co ja mówię, to nasze mieszkanie, przecież ono jest też córki… Wkładam tam tylko kartki na kolejne urodziny. Ale czas, który upłynął, jest już nie do odrobienia.

***

Cezary przygotowuje się do pozwania Skarbu Państwa do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Tłumaczy: - Polski sąd rodzinny pozwolił tak zdywersyfikować moją rolę rodzicielską, że sprowadził ją jedynie do płacenia alimentów.

- Nigdy nie powiem dobrego słowa o mężczyźnie, który zostawia rodzinę i ucieka od odpowiedzialności. Jednak tak jak państwo coraz skuteczniej ściga "alimenciarzy", tak niestety wrzuca do przysłowiowego "jednego worka" także tych ojców, którzy chcą być w życiu dziecka, a przez negatywne nastawienie drugiej strony po prostu nie mogą, z czasem pozostając już tylko "alimenciarzami".

- Nie dziwię się koledze, ojcu z Przemyśla, który po latach takiej walki nie wytrzymał i odebrał sobie życie przed budynkiem Sądu Rejonowego.

WOJCIECH MIGA. "Strajk Ojców Online"

- Zdarza mi się konsultować w ramach koleżeńskiej pomocy opinie biegłych w sprawach o normowanie kontaktów i widzę, czego doświadczają na salach sądowych wykluczeni rodzice – mówi Wojciech Miga, założyciel Ogólnopolskiej Akcji Protestacyjnej "Strajk Ojców Online"

Przyznaje, że mimo zauważalnej zmiany modelu rodziny, wciąż rodziców wykluczanych z opieki, szczególnie mężczyzn, traktuje się często na równi z przemocowcami lub tymi, którzy unikają płacenia alimentów.

Choć Miga wskazuje, że nie ma oficjalnych badań i statystyk dotyczących kwestii związanych z dyskryminacją mężczyzn w sądach rodzinnych, to - patrząc na sprawy, z jakimi zgłaszają się do jego organizacji wykluczeni rodzice - widać pewne tendencje, stawiające ojców w roli rodziców "drugoplanowych".

– Sam byłem odcięty od syna przez trzy miesiące, później przez kolejne trzy postanowienie o zabezpieczeniu kontaktów nie było realizowane, a skala nieprawidłowości, jakich doświadczyłem, była ogromna. Widzę to zresztą nie tylko ja, ale i osoby regularnie towarzyszące wykluczonym rodzicom podczas rozpraw – mówi.
Wielu ojców nie może dojść swoich praw
Wielu ojców nie może dojść swoich praw© Archiwum prywatne

– W wielu przypadkach działania sądów były podobne, można dostrzec te same błędy i bez modyfikacji systemowych nic się nie zmieni - sprawy o zabezpieczenie kontaktów wciąż będą trwały miesiącami, egzekucja postanowień będzie nikła, a w konsekwencji więzi z dziećmi będą tracone. Mam też wrażenie, że niektórzy sędziowie nie czytają akt. Nieraz było tak, że sędzia w czasie rozprawy otwierał akta, mówiąc "co my tam mamy" – przyznaje Wojciech Miga.

Założyciel organizacji podkreśla też, że wielu ojców, mimo pieczy naprzemiennej, dalej płaci alimenty.

- Wielu z nich staje się też "zakładnikami alimentacyjnymi", którzy czują, że jeśli się zbuntują lub podwinie im się noga, bo stracą pracę i nie zapłacą w terminie, to kontakt z dziećmi szybko zostanie im zabrany – komentuje założyciel "Strajku Ojców Online".

Problematyczna terminologia i niewydolność sądów rodzinnych

Miga wspomina też o zaleceniach wydanych przez Grevio (Grupa Ekspertów ds. Przeciwdziałania Przemocy wobec Kobiet i Przemocy Domowej – red.), ONZ i WHO, apelujących o to, by nie używać w sprawach dotyczących rodzin określenia "alienacja rodzicielska". To dlatego, że zdaniem wspomnianych organizacji, krzywdzi ono grupę matek doświadczających przemocy domowej.

- To posunięcie zamknęło nam drogę do dalszego zwalczania dyskryminacji ojców. My, jako "Strajk Ojców Online", mówimy jasno: gdy ktoś stosuje przemoc, ma potwierdzoną Niebieską Kartę, nie ma mowy o alienacji i nie powinien mieć kontaktów z rodziną. Jeśli ktoś nie płaci alimentów, nie ma co liczyć na zabezpieczenie takich kontaktów.

- Nie sprzeciwiamy się też temu, że dzieci zwykle zostają przy matkach, bo to jest w pewnym sensie naturalne. Chcemy jednak pokazać, że po drugiej stronie są też ojcowie, którym mimo rozstania także na dzieciach zależy. Pojawiają się przecież absurdy, że matka nie spełnia wymogów opiekuńczych, a sąd zamiast do ojca, daje dzieci do pieczy zastępczej, co także może znormalizować kontakty, ale jednak negatywnie wpływa na te dzieci.

- Nam chodzi o obronę ojców, ale i również matek, które mimo pozytywnych opinii biegłych psychologów czy psychiatrów, wypełnianiu obowiązków alimentacyjnych, wciąż nie mają kontaktów z dziećmi i cierpią - mówi Miga.

Ojcowie wychodzą na ulice, by dojść swoich praw
Ojcowie wychodzą na ulice, by dojść swoich praw© Archiwum prywatne

- Jako osoba zaangażowana w działania "Strajku Ojców Online", daję sobie czas do przyszłego roku. Jeśli nikt nie podejmie z nami sensownych rozmów, zorganizujemy kampanię skierowaną do młodych ludzi, aby zastanowili się, zanim podejmą decyzję o dziecku. Bo jeśli dojdzie do rozstania, pojawią się problemy, bardzo szybko mogą zostać sprowadzeni do bycia "płatnikami alimentów" i nie będą nawet mogli nazwać swojego cierpienia alienacją.

- Nie chcę tego robić, bo to nie służy krajowi, ale być może w ten sposób jasno pokażemy, jak wyglądają sprawy w polskich sądach rodzinnych, gdzie w przypadku jakichkolwiek problemów, można dziecko stracić i już nie odzyskać z nim kontaktu – podsumowuje Wojciech Miga.

PAWEŁ. "Syn pokazywał drzwi i mówił: wyjdź"

Syn Pawła urodził się, gdy on i jego partnerka byli po 30. Mimo ciąży nie zamieszkali razem, a wspólne dziecko urodziło się tuż przed pierwszym pandemicznym lockdownem. W 2020 roku, po oddzielnie spędzonych świętach, Paweł zaproponował terapię.

– Powiedziałem: "Może nie jesteśmy razem, ale jesteśmy rodzicami, więc chodźmy, dogadajmy się, unormujmy nasze stosunki". Terapia zakończyła się we wrześniu, wtedy zawnioskowałem o sądowne unormowanie kontaktów z synem. W listopadzie zakończyło się postępowanie alimentacyjne, w grudniu zabezpieczono jego kontakty. I wtedy zaczęły się problemy.

Była partnerka godziła się jedynie na widzenia w domu. Zażądała również sądowej regulacji kontaktu od babci, matki Pawła. W lutym 2021 roku mężczyzna na pół roku został całkowicie odcięty od dziecka.

- Zawsze była jakaś wymówka. A to choroba, a to zmiana godzin pracy. Pierwszy kontakt z synkiem nastąpił dopiero w sierpniu 2021 r. Był dramatyczny. Syn nie chciał mnie widzieć, co rusz pokazywał na drzwi i mówił: "Wyjdź". Bał się mnie, uciekał. Trwało to przynajmniej dwa miesiące. Nie wiedziałem, co zrobić. Nikt nie jest gotowy na taką sytuację. Syn był na mnie obrażony, a ja nie potrafiłem mu wytłumaczyć, że tato chciał przy nim być, ale nie mógł. Serce mi się krajało i łzy przez wszystkie spotkania cisnęły się do oczu. Byłem bezsilny – wspomina Paweł.

***

Mimo przywrócenia kontaktów te wciąż odbywały się w kratkę. Jak policzył Paweł, do 2022 roku, w czasie postępowania o nakaz zapłaty za nierealizowanie postanowień sądu, o który zdecydował się wystąpić, była partnerka wykonała zaledwie ok. 30 proc. zasądzonych wizyt, a do połowy 2023 roku niespełna 50 proc.

Paweł nie ukrywa, że kontakty z dzieckiem były i są trudne. Zdecydował się na terapię, chodził na szkolenia dla rodziców, korzystał z pomocy Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej (PPP).

– Rozmawiałem, jak w ogóle dotrzeć do dziecka. Moje więzi były naderwane, dlatego że ja po prostu nie istniałem w życiu syna. Była tylko mama i babcia, jej matka – wspomina.

- Sytuacja nieco poprawiła się, gdy w końcu moja mama otrzymała po blisko trzech latach zabezpieczenie kontaktów i mogła zobaczyć wnuka. To trochę syna otworzyło, a w 2024 roku zaczęliśmy w końcu wychodzić na zewnątrz. Wcześniej nie mogłem.

Od czasu urodzenia syna Paweł i jego była partnerka uczestniczyli w 16 rozprawach (posiedzeń było 53). Wiele rozpraw przekładano, bo partnerka się nie stawiała. Pojawiła się też próba oskarżenia Pawła o nękanie, która po zbadaniu została umorzona.

– To daje trochę ponad jedną sprawę na miesiąc, a zapewniam, że nie jest to jakiś wysoki wynik. Znam przypadki, gdy sprawy ciągną się latami – mówi mężczyzna. Powtarza to, co mówili już inni: "Największy żal mam do polskiego wymiaru sprawiedliwości".

Regionalność orzecznictwa

Radca prawny Marek Gola zauważa odmienność orzecznictwa w zależności od regionu: - Niestety, trzeba jasno powiedzieć, że widać różnicę pomiędzy np. południem a wschodem Polski. Ściana wschodnia to taki bastion klasycznego postrzegania rodziców. Kobiety są od wychowania, a mężczyźni od zarabiania. I nie jest ważne, jak bardzo chcieliby się angażować w życie dzieci. Interpretacja dowodów sprzyja tam kobietom.

Mecenas zauważa, że coraz częściej sądy wysyłają obydwoje rodziców na terapię, by uzyskać specjalistyczną informację o ich nastawieniu. - Po kilkumiesięcznej terapii zwykle wszystko wychodzi, a jeśli ktoś odmawia, otwiera się droga jednej ze stron do wykonania kolejnych kroków.

Radca prawny przyznaje, że czasem sam sugeruje klientom ograniczenie władzy rodzicielskiej i poddanie się nadzorowi kuratora. – Szczególnie, jeśli walczącemu o dziecko rodzicowi przedstawiane są zarzuty o alkoholizm czy narkomanię, a badanie laboratoryjne to wykluczają. Sugeruję kuratora, który widząc, że nic złego się w domu nie dzieje, sam wystąpi do sądu rodzinnego o zmianę postanowienia w tym zakresie – dodaje.

Przewlekłość postępowań

Z kolei prawnik Tomasz Łazicki zwraca uwagę na fakt, że sankcje karne za niewywiązywanie się z postanowień sądu dotyczących kontaktów z dzieckiem są niewielkie i zupełnie nie wpływają na stronę, która tych postanowień nie realizuje.

– Wystarczy tłumaczenie, że dziecko było chore. Z drugiej strony widoczny bywa też brak zrozumienia dla kogoś, kto np. czasowo nie jest w stanie zapłacić alimentów. Nie mówię tu o osobach celowo unikających płatności, co trzeba piętnować, ale np. o niespodziewanej utracie pracy - podkreśla Łazicki. - Już po trzech miesiącach braku alimentów może skończyć się nawet więzieniem. Oczywiście sądy stosują pośrednie środki, ale dzieje się to zdecydowanie szybciej i skuteczniej niż w przypadku utrudniania kontaktów.

Trudności w egzekwowaniu postanowień sądu dotyczących kontaktów z dziećmi dostrzega także Marek Gola.

- O ile przepisy Kodeksu postępowania cywilnego, określające zapłatę pewnej sumy za nierealizowanie kontaktów, są restrykcyjnie przestrzegane i zmienia się podejście sądów w tej kwestii, tak nadal niestety brakuje regulacji kontaktów zastępczych, co - w mojej ocenie - niekorzystnie przekłada się na sytuację rodzica drugoplanowego, którym najczęściej jest ojciec. To sprawia, że rodzic pierwszoplanowy, który nie chce wydać dziecka, ma różne możliwości, by legalnie tego nie robić, szczególnie jeśli dziecko jest małe.

Marek Gola zwraca również uwagę na przewlekłość postępowań i długi czas oczekiwania na badania psychologiczne.

– W opolskim, najmniejszym województwie, na badania czeka się od sześciu do ośmiu miesięcy. Co do zasady, opinia jest ważna przez około 12 miesięcy, więc w przypadku długotrwałego procesu, strony mogą powoływać się na jej nieaktualność. Jaki jest sens powoływać się na wydaną w ostatnim etapie postępowania rozwodowego opinię, przedstawioną przed Sądem Okręgowym w Opolu, podczas apelacji rozpatrywanej od 10 do 14 miesięcy przez sąd we Wrocławiu? - pyta retorycznie.

– Oczywiście wiele zależy od tego, do jakiego sądu się trafi. Rozwód bez orzekania o winie może być przeprowadzony w cztery miesiące, a w tym samym referacie może też trwać dwa i pół roku. To przerażające.

Ile znaczy rok w życiu dziecka?

Barbara Wesołowska-Budka, psycholog, psychoterapeuta, właścicielka Poradni Zdrowia Psychicznego "Psychoklinika" przyznaje, że jeśli w relacji rodziców dziecka nie było przemocy, nagłe rozdzielenie może być ogromnym ciosem zarówno dla dziecka, jak i dla tracącego codzienny kontakt z dzieckiem rodzica.

- Uczucia takie jak smutek, tęsknota, złość czy poczucie straty są naturalne. Niektórzy rodzice obawiają się, że dziecko może o nich zapomnieć lub że ich relacja nigdy już nie będzie taka sama, co jest uzasadnione, ponieważ pół roku czy rok to spory kawałek życia dziecka – mówi Barbara Wesołowska-Budka.

– Szczególnie w pierwszych latach, kiedy maluch rośnie i rozwija się w zawrotnym tempie. Z dnia na dzień może nauczyć się nowych słów, zacząć stawiać pierwsze kroki albo bardziej świadomie wyrażać emocje. W takim okresie każda zmiana, jak np. nieobecność jednego z rodziców, może wpłynąć na jego poczucie bezpieczeństwa, szczególnie jeśli to zniknięcie nagłe i niespodziewane. Dzieci są bardzo wrażliwe na to, co się dzieje wokół nich – tłumaczy.

Jak dodaje - w tym trudnym czasie ważne, by zadbać zarówno o swoje emocje, ale też o wartościowy kontakt z dzieckiem, jeśli jest on możliwy.

- Nawet jeśli nie możemy spędzać z dzieckiem każdego dnia, ważne jest, by te momenty, które mamy, były pełne zaangażowania i obecności. Warto pomyśleć o psychoterapii, która będzie nie tylko wsparciem, ale pozwoli zrozumieć swoje emocje i lepiej radzić sobie z tym trudnym procesem – dodaje.

Dbałość o emocje

Wesołowska-Budka podkreśla, że choć rozstanie często wiąże się z wyjątkowo trudnymi emocjami, to dzieci nie powinny być tego częścią:

- Nawet jeśli dorosłym jest ciężko, warto zadbać o to, żeby nie przenosić tych emocji na relację z dzieckiem. Wszelkie rozmowy między byłymi partnerami, choćby to była tylko wymiana informacji o dziecku, muszą być prowadzone z szacunkiem, ponieważ dzieci są doskonałymi obserwatorami i chłoną nasze emocje. Dlatego tak ważne jest, żeby nie mówić negatywnie o drugim rodzicu w obecności dziecka i rozmawiać z pociechą, by przy bujnej wyobraźni nie wyciągnęło mylnych wniosków np. że rozstanie rodziców to jego wina – dodaje.

- Pomocne mogą być mediacje, gdzie z pomocą osoby trzeciej można nauczyć się rozmawiać bez nadmiernych emocji. To pozwala stworzyć bezpieczną przestrzeń, w której dziecko nie czuje się zmuszone do wybierania jednej strony. Oczywiście stanowczo podkreślam, że mówię tu o rozstaniu, które odbyło się bez traumatycznych wydarzeń związanych np. z przemocą – komentuje.

Barbara Wesołowska-Budka przyznaje też, że odbudowanie relacji po długiej rozłące jest możliwe, jednak wymaga czasu, cierpliwości i zaangażowania.

- Dziecko, które nie widziało rodzica przez dłuższy czas, może być początkowo niepewne, a nawet odrzucające. Najważniejsze jest, by nie wywierać presji na szybki powrót do bliskości, a stawiać na małe kroki - rozmowy, spędzanie czasu razem, pokazanie dziecku, że jesteśmy dla niego dostępni. Dzieci mają zdolność do odbudowy relacji, jeśli czują, że są ważne i że relacja z rodzicem jest autentyczna – mówi.

- Ważne jednak, żeby rodzic był gotowy na trudne emocje, które mogą pojawić się ze strony dziecka i nie brać tego do siebie - to naturalna część procesu odbudowy – podsumowuje.

***

Liczba pozwów rozwodowych, które trafiają do polskich sądów, systematycznie rośnie. W roku 2023 było ich blisko 81 tysięcy, o 3 procent więcej niż w roku poprzednim. 26 września 2024 roku ulicami Warszawy przeszedł marsz "Stop alienacji rodzicielskiej". Jego uczestnicy, w tym także bohaterowie reportażu, chcieli zaprotestować m.in. przeciwko opieszałości i stronniczości sądów, która doprowadza do niszczenia więzi rodzinnych.

Imiona ojców występujących w tekście zostały zmienione

Dla Wirtualnej Polski tekst napisała Joanna Bercal-Lorenc.

Komentarze (249)