Blisko ludziOn na bezrobociu, ona utrzymuje dom. Jak to jest "być na garnuszku"?

On na bezrobociu, ona utrzymuje dom. Jak to jest "być na garnuszku"?

Stracił pracę, wiarę we własne możliwości, ucierpiało jego poczucie męskości. Uważa, że nie sprawdził się jako mężczyzna. Jego zdaniem to on jest odpowiedzialny za utrzymanie rodziny i tym bardziej trudno mu się pogodzić, że to ona przejęła pałeczkę i odpowiedzialność za nich dwoje.

Jacek załamał się po utracie pracy
Jacek załamał się po utracie pracy
Źródło zdjęć: © Getty Images

Marta i Jacek raz na dwa tygodnie jeżdżą do dużego supermarketu po zakupy, na które mogą wydać maksymalnie 350 zł. W ciągu tygodnia dokupują chleb, świeże warzywa i owoce, na które mogą dodatkowo przeznaczyć maksymalnie 100 zł w ciągu tych 14 dni. – Bez życia z ołówkiem w ręce zginęlibyśmy – mówi Marta, 38-letnia specjalistka od promocji kultury.

To ona po rewolucji, która miała miejsce w ich życiu, wzięła na siebie ciężar organizowania ich codzienności. – Najgorsze jest to, że oboje palimy papierosy, a życie z duszą na ramieniu, w permanentnym stresie i lęku przed tym, co przyniesie jutro, nie ułatwia pożegnania się z nałogiem. Nauczyliśmy się palić skręty z tytoniu kupowanego w paczkach. Tak jest taniej.

Niespodziewane trzęsienie ziemi

Marta mówi, że trzęsienie ziemi przyszło niespodziewanie. – Jacek jest projekt managerem, który z branży reklamowej dziesięć lat temu przeszedł do eventowej – opowiada kobieta. – Ani jednego dnia w swoim życiu nie spędził na bezrobociu, ponieważ jest świetny w tym, co robi. Regularnie dostawał oferty pracy, konkurencja chciała go podkupić, ale on w ostatniej firmie, w której pracował do 5 lat, czuł się jak ryba w wodzie. Nie chciał zmiany. Uważał, że wobec szefa i właściciela firmy powinien pozostać lojalny. Zmienił zdanie, gdy w kwietniu dostał wypowiedzenie. Z dnia na dzień. Nie było propozycji obniżki pensji, przejścia na pół etatu, nic. Do widzenia.

Jak twierdzi psycholożka Katarzyna Szymańska, stres spowodowany zwolnieniem z pracy przez niektórych specjalistów jest porównywany do tego, który towarzyszy śmierci partnera. Na dodatek ma on charakter przewlekły. Jego długie oddziaływanie na organizm może powodować zarówno choroby psychosomatyczne, jak i również zaburzenia natury psychicznej.

– Organizm w tym czasie jest w stanie ciągłej gotowości. Wystarczy drobne niepowodzenie, negatywna myśl, by poziom hormonu stresu, kortyzolu, gwałtownie rósł – mówi Szymańska. – Wzrasta też poziom adrenaliny, która podnosi ciśnienia krwi, przyspiesza bicie serca i może doprowadzić do arytmii. Organizm w tym czasie jest narażony na wiele negatywnych czynników. Trudno się dziwić, że to wyjątkowo trudny okres zarówno dla osoby, która utraciła pracę, jak i jej bliskich.

Jedyna pensja, której nie ma

Wypowiedzenie szef wręczył Jackowi cztery miesiące po wzięciu przez małżeństwo kredytu na ich pierwsze własne mieszkanie. Na jego urządzenie wydali wszystkie oszczędności. – Gdybym wtedy pracowała, może nie przejęłabym się tak tym bardzo – mówi Marta.

– Dwie pensje spokojnie wystarczą, a nawet jak jedno traci pracę, to zarobki drugiego wystarczą na skromne życie. Ale ja nie pracowałam. Za obopólną zgodą zajęłam się podreperowaniem zdrowia, miałam do skończenia kurs instruktorki jogi, ale z powodu pandemii wszystko się przesunęło: i naprawa zdrowia, i ta joga. Tymczasem straciliśmy jedyne źródło dochodu. Jacek natychmiast rozpuścił wici, wysyłał CV dziesiątkami. Zero odzewu. Nawet nikt do niego nie zadzwonił. Oczywiście drugi kanał poszukiwawczy to znajomi, byli klienci, współpracownicy. Też zero. Branża stała. I nawet nie zdążyła się rozkręcić na nowo, gdy ogłoszono kolejny lock down.

Marta na początku wspierała męża w poszukiwaniach, oszczędnie gospodarowała zaskórniakami oraz wsparciem finansowym od rodziców i czekała. – Na początku byłam pewna, że to kwestia tygodnia, dwóch, by znowu Jacek zaangażował się w nowy projekt, nową firmę – wspomina. - Ale gdy widziałam jego coraz bardziej szkliste oczy, smutek i poczucie beznadziei wypisane na twarzy, wiedziałam, że nasze życie zmienia się bezpowrotnie.

Za kulturę nikt nie chce płacić

Z ratunkiem Marcie przyszła znajoma, która zaproponowała jej pracę w ośrodku kultury w jednej z podwarszawskich miejscowości. – Robota na 1/2 etatu za niewiele ponad 2 tys. złotych – mówi kobieta. – Wzięłam z pocałowaniem ręki, bo dzięki temu mamy co jeść. Pieniądze nędzne, ale przecież teraz nikt za kulturę nie chce płacić. Niestety zmuszeni byliśmy wynająć nasze nowe mieszkanie, bo nie stać nas było na kredyt. Mieszkamy w domu moich rodziców. Co prawda to osobne mieszkanie nad garażem, z oddzielnym wejściem, kuchnią i łazienką, ale czuję się jak w latach studenckich. Ogromna zaleta tego rozwiązania jest taka, że nic za to mieszkanie nie musimy płacić.

Marta nie ukrywa, że bardzo martwi się o Jacka. – Najpierw próbował znaleźć jakieś zlecenia, ale też nic nie udało mu się złapać – opowiada kobieta. – Chciał zostać kierowcą Ubera, ale wtedy zmieniły się przepisy. Okazało się, że Jacek musi założyć firmę i nasze auto włączyć w jej majątek. A nie chciał tego robić. Po miesiącach apatii w końcu za moją namową zapisał się na psychoterapię. Online. Trudno powiedzieć, czy przynosi ona jakieś efekty, bo dopiero zaczął. Przyjaciółka, która skończyła terapię, powiedziała mi, że na początku zazwyczaj jest lepiej, ale potem robi się gorzej niż przed jej rozpoczęciem. To podobno bywa trudne dla wszystkich. Ale jakoś przetrwamy. Byle tylko Jacek psychicznie stanął na nogi.

Marta przyznaje, że nigdy nie spodziewała się, że jej mąż okaże się osobą o tak kruchej konstrukcji psychicznej. – Widzę, jak go zżera to, że ja pracuję, zarabiam te grosze, a on siedzi w domu – mówi kobieta. – Zawsze wydawało mi się, że jest człowiekiem nowoczesnym, który deklarował równość płci, równość partnerów w związku. Tymczasem okazuje się, że ta utrata pracy i niemożność znalezienia nowej bardzo poturbowały jego poczucie męskości, kogoś, kto dba o dom, utrzymuje go i daje oparcie.

Kryzys to szansa

Jak podkreśla Katarzyna Szymańska, utrata pracy w sytuacji kryzysu spowodowanego pandemią jest podwójnym obciążeniem psychicznym. – Nie dość, że żyjemy w ciągłym poczuciu zagrożenia spowodowanym koronawirusem, nieustająco boimy się o zdrowie i życie swoje i bliskich, to dodatkowym stresorem jest strach o sprawy bytowe. Utrata pracy jest ciosem trudnym do zniesienia.

– Dla wielu mężczyzn, zwłaszcza tych wychowanych wedle tradycyjnych wartości, fakt, że utrzymuje ich żona, która przed kryzysem nie pracowała, dotyka do żywego ich poczucie własnej wartości i męskości – tłumaczy specjalistka.

– Paradoksalnie terapia w tym trudnym okresie może pomóc zmierzyć się z tymi wzorcami zachowań, które mężczyzna sobie narzuca. Mam tu na myśli poczucie obowiązku utrzymania rodziny, bycia zawsze na najwyższych obrotach, radzenia sobie z każdą sytuacją. To także okazja do tego, żeby zrozumieć, czym jest partnerstwo. Jest szansa, iż Jacek zobaczy, że to normalne, że gdy jedno z małżonków znajduje się w kryzysie, to drugie się nim opiekuje, przejmuje część jego obowiązków i dba o wspólne sprawy – podsumowuje.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (566)