Ona czuła się samotna. On żył na jej koszt
– O wspólnych rozliczeniach należy myśleć tak, jakby się planowało rozstanie – uważa adwokat Magdalena Łopatowska-Mikołajczyk z Kancelarii MŁM. Ta porada nabiera szczególnego znaczenia w przypadku związków, w których jedna ze stron czuje się wykorzystywana finansowo przez partnera.
Maja na własnej skórze przekonała się, jak to jest być wykorzystywaną finansowo. Swojego eks nazywa naciągaczem, darmozjadem i "Tulipanem" – to od pseudonimu Jerzego Kalibabki, który uwodził i okradał zakochane w nim kobiety. Piotrka (imiona bohaterów zmieniłam) poznała podczas wakacji w Grecji. Nie mogli uwierzyć, że w Polsce dzieli ich tylko 60 km. Uznali, że to przeznaczenie.
Na wczasach nawiązali romans, który nie skończył się po powrocie do kraju. Maja wynajmowała mieszkanie w Warszawie, dobrze zarabiała. Czuła się jednak samotna. – Nie lubiłam wracać do pustego domu – przyznaje. Przez dłuższy czas, głównie z powodu zaangażowania w obowiązki zawodowe była singielką, dlatego gdy poznała Piotrka, rzuciła się na głęboką wodę. Po trzech miesiącach mieszkali już razem. U niej.
On był od Mai sporo młodszy, kończył studia. Miał ogromny apetyt na życie i sto pomysłów na minutę. – Imponowało mi to. Oczywiście Piotrek bardzo mi się podobał, był seksowny i młody, a ja czułam się mocno zapracowana, ostatnie lata dały mi w kość – wspomina. Dodając, że trudno było się w Piotrku nie zakochać, skoro witał ją kolacją albo robił jej masaż po ciężkim dniu.
Bywało, że kłócili się o drobnostki, ale z początku Maja przymykała na nie oko. – Nie gniewałam się nawet za rozrzucone po mieszkaniu skarpetki – przyznaje. Gdy jednak stało się zwyczajem, że ona sprząta cały dom – również po Piotrku – a jest godzina 23, wszystko kupuje i finansuje, czar zaczął pryskać. Piotrek nie sprzątał, nie robił zakupów. W teorii wciąż się uczył, w praktyce zawalił rok. – Mojej siostrze od razu zapaliło się światełko ostrzegawcze, że Piotrek to nierób i żigolak, który się mnie uczepił, żeby nie musieć pracować ani niczym się martwić. Pokłóciłyśmy się o niego, jednak po paru miesiącach okazało się, że miała rację - mówi.
Pożyczał. Nie oddał
Maja przez długi czas nie dostrzegała, co jest grane, bo Piotrek wzmocnił jej samoocenę i poczucie kobiecości. Zapełnił nieznośną pustkę. "Jeśli z jakiegoś powodu kobieta czuje się niepewnie pod względem poczucia własnej wartości i atrakcyjności, a do tego źle znosi odrzucenie, to bardzo często przywiązuje do siebie mężczyznę ofiarnością i właśnie rozpieszczaniem. Mężczyzna w 'Rozpieszczalni Tulipanów' z upodobaniem wchodzi w rolę ofiary" – tłumaczy psycholog Wojciech Kruczyński w rozmowie z Krystyną Romanowską na łamach książki "Mężczyzna bez winy i wstydu" (Muza 2019).
Piotrek też lubił być przez Maję rozpieszczany. Kolacje, które dla niej szykował, szybko stały się historią. Coraz częściej natomiast prosił ją o "pożyczkę", bo "akurat był spłukany". Pieniędzy nigdy nie oddał.
Adwokat Magdalena Łopatowska-Mikołajczyk wyjaśnia, że rozliczenia pomiędzy osobami żyjącymi w związku partnerskim różnią się od tych w małżeństwie. – W świetle prawa partnerzy (konkubenci) są dla siebie obcymi osobami, których majątki się nie łączą. W codziennym życiu nie rodzi to zazwyczaj dużych problemów, jednakże przy rozstaniu może powodować trudności we wzajemnym rozliczeniu się. Dlatego warto już na początku uregulować zasady wspólnego prowadzenia finansów. O wspólnych rozliczeniach należy myśleć tak – zarówno w związku partnerskim, jak i w małżeństwie – jakby się planowało rozstanie i podział wspólnych środków – uważa.
I zaznacza, że to założenie, choć może wydawać się drastyczne osobom zakochanym, pozwoli zachować pełne bezpieczeństwo obu stron i komfort, że nikt nie zostanie wykorzystany.
Bo problem pojawia się zawsze, gdy relacja zaczyna się sypać. A zwłaszcza po rozstaniu. – Jeśli partner żyje wyłącznie na nasz koszt, to przyjmuje się, że czynimy te wydatki świadomie i dobrowolnie, a zatem tak zainwestowanych środków zazwyczaj nie da się odzyskać – nie kryje adwokat.
Pijawka z niskim poczuciem własnej wartości
Takie związki zazwyczaj skazane są na porażkę, choć mogą trwać latami. - Dawanie jest bardzo ciekawym procesem – mówi Wojciech Kruczyński Krystynie Romanowskiej. – Kiedy ktoś bierze, sugeruje: to jest dobre/ja, dawacz jestem dobry, bo mam do zaoferowania coś dobrego. Jeżeli z jednej strony jest pijawka z niskim poczuciem własnej wartości, a z drugiej ktoś z sercem na dłoni (ale nieczujący się pewnie na rynku męsko-damskim), to związek bardzo szybko się skleja. Ona oferuje, on bierze. Ona czuje się z tym dobrze. On wie, że nic nie musi robić. Czasem bywa odwrotnie. Jeśli jest to w miarę subtelne, będzie działać długo. Jeśli natomiast jest za silne – skończy się wyładowaniem.
Dlatego adwokat Magdalena Łopatowska-Mikołajczyk na pytanie, jak się zabezpieczyć przed naciągaczem (i naciągaczką!), odpowiada, że najlepiej zachować pełną odrębność majątków i wszystkie większe wydatki ponosić wspólnie, po połowie. – Warto wszelkie płatności dokonywać kartą ze swojego rachunku bankowego lub uzyskać od sprzedawcy fakturę imienną. Oszczędności warto prowadzić w ramach własnych rachunków bankowych – radzi.
Zobacz też: Kuse komunijne stylizacje? "Mojej siostrze ciotecznej cały czas podwijała się mini w kościele"
– W zakresie kosztów codziennych dobrze jest mieć jeden wspólny rachunek, na który partnerzy będą przelewali ustaloną kwotę na wydatki takie jak jedzenie, koszty bieżących napraw itd. Jeżeli jednak postanowią połączyć swoje majątki, warto zadbać o to, aby wszystkie rachunki bankowe, lokaty, inwestycje zawsze były na nazwisko obojga partnerów. Nie należy dopuszczać do takich sytuacji, że rachunki bankowe, gromadzone środki, a także wszelkie inwestycje domowe, np. zakup samochodu, mebli, AGD, są na nazwisko jednej osoby, ogranicza to bowiem szanse na odzyskanie swoich pieniędzy w przyszłości - dodaje adwokat.
Musiały upłynąć prawie dwa lata, zanim Maja ocknęła się i postanowiła wyrzucić Piotrka z domu. Wracał dwukrotnie. Wybaczała. Za trzecim razem już się nie ugięła, ale po wszystkim musiała zwrócić się po pomoc do terapeuty. Dziś wychodzi na prostą.
Adwokat przypomina, że jeśli partner nie zarabia i nie dokłada się do wspólnego gospodarstwa domowego, to (odmiennie niż w małżeństwie) nie mamy obowiązku go utrzymywać – między partnerami nie powstaje obowiązek alimentacyjny ani obowiązek przyczyniania się do zaspokojenia potrzeb rodziny (nie dotyczy to oczywiście wspólnych dzieci). – Z drugiej strony nie ma żadnych środków prawnych, aby zmusić partnera do partycypowania w kosztach wspólnego życia, nie mówiąc już o zmuszeniu go do osobistego zaangażowania - mówi ekspertka.
Często refleksja pojawia się z czasem. W ramach Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadny (badania dla Wirtualnej Polski na grupie 1126 kobiet od 18 lat wzwyż, kwiecień 2021) zapytano Polki, czy zawierając dziś związek małżeński, byłyby skłonne podpisać intercyzę, aby zabezpieczyć się na wypadek rozwodu. "Zdecydowanie tak" odpowiedziało 20 proc. respondentek, "raczej tak" – 27 proc., "raczej nie" – 19 proc. i "zdecydowanie nie" – 9 proc. Co czwarta kobieta wskazała odpowiedź "trudno powiedzieć".