Opisała, co usłyszała od księdza na spowiedzi. Podzieliliście się z nami swoimi historiami
"Przed świętami postanowiłam pójść do spowiedzi. Powiedziałam, że czasem nie panuję nad emocjami i krzyknę na dzieciaki. A tu nagle jakby mi ktoś dał w twarz" - opisuje jedna z naszych czytelniczek.
Kiedy wczoraj publikowaliśmy list od rozczarowanej spowiedzią katoliczki, nie spodziewaliśmy się, że zaleje nas fala maili od czytelniczek, które – mimo że są wierzące – całkowicie zrezygnowały z sakramentu spowiedzi. Nie dlatego, że popełniają straszliwe grzechy, o których istnieniu wolą nie pamiętać i nie dlatego, że "nie mają czasu". Dlatego, że sparzyły się i przestały wierzyć w to, że duchowny może być pośrednikiem między katolikiem a Bogiem.
"Powinnam skarżyć się w piekle"
Jeden z listów nadszedł od (pół)samotnej matki dwójki dzieci. Pół, bo kobieta ma pracującego za granicą męża. W domu nie ma go często nawet pół roku, więc nasza czytelniczka wychowuje dzieci, mając wsparcie jedynie telefoniczne. Czasem puszczają jej nerwy, bo życie z 2- i 6-latkiem do najłatwiejszych nie należy. Kocha swoje dzieci szalenie, niemniej stoikiem nie jest. Zdarza się, że krzyczy.
"Przed świętami postanowiłam pójść do spowiedzi. Powiedziałam, że czasem nie panuję nad emocjami i krzyknę na dzieciaki. A tu nagle jakby mi ktoś dał w twarz. Usłyszałam, że jestem wyrodną matką i powinnam skarżyć się w piekle. Ot właśnie, ocena księdza, który nic o mnie nie wie. Od spowiedzi pierwszy raz w swoim 34-letnim życiu odchodziłam ze łzami w oczach" – pisze kobieta. I zastanawia się, jakim prawem ocenia ją tak negatywnie ktoś, "kto nie ma pojęcia o zmęczeniu, o nieprzespanych nocach, w ogóle o życiu w szeroko pojętym znaczeniu".
Twierdzi, że księża powinni raczej wiernych podtrzymywać na duchu i dawać im siłę. Tymczasem jej ta siła została odebrana.
Koniec życia seksualnego
Napisała do nas również wdowa z Częstochowy. Kiedy miała lat 40, a męża nie było już wśród żywych, poszła do łóżka z rozwodnikiem. "Spowiednik w białym habicie powiedział mi, że jak mam takie potrzeby, to mam iść do burdelu i będzie mi lepiej" – pisze czytelniczka. Od tego dnia nie pojawiła się przy konfesjonale. Nie wierzy duchownym, wierzy natomiast w Boga, do którego kieruje swoje modlitwy i żale za grzechy.
Spośród wiadomości, którymi zostaliśmy zalani, wyłuskaliśmy bardzo podobną. "Nietaktownej" spowiedzi doświadczyła inna wdowa, której mąż zmarł, kiedy ta miała lat 55. Jakiś czas później na cmentarzu poznała wdowca, z którym połączyła ją nić sympatii. "Kiedy się spowiadałam, ksiądz bardzo dociekał, czy oprócz wypicia wspólnej herbatki łączy nas coś więcej. Był tak nachalny w tym temacie, że moja cierpliwość się skończyła. Odeszłam od konfesjonału. Byłam zrozpaczona nietaktownym zachowaniem księdza" – pisze. To był jej ostatni raz. Chodzi do kościoła, lecz nie do spowiedzi.
Skoro jednak Kościół nie zezwala na seks pozamałżeński, to w tym przypadku być może pytanie to było stosowne – jego celem prawdopodobnie było ustalenie, czy doszło do cudzołóstwa. Nie jest to, mimo wszystko, polecenie pójścia do burdelu, które jest jednoznaczne z obrażeniem i co najmniej niezrozumieniem drugiego człowieka.
Seks według Kościoła służy głównie prokreacji i ewentualnie sprawiania sobie przyjemności przez współmałżonków, w jasno wytyczonych normach, w których chociażby seks oralny się nie mieści. I choć stanowisko Kościoła w kwestii współżycia jest stałe i żadnego wierzącego człowieka dziwić nie powinno, to jest całkowicie niezrozumiałym, że osoby, które nie podołają życiu w czystości, mogą nie otrzymać rozgrzeszenia. "Nie dostałam rozgrzeszenia z powodu współżycia z chłopakiem. Miałam 24 lata. W dodatku ksiądz nakazał mi rozstać się z nim, bo sprowadza mnie na złą drogę. Gdybym go posłuchała, to nie byłabym dziś szczęśliwą mężatką z dwójką cudownych dzieci. Małżeństwem jesteśmy już 12 lat" – pisze jedna z czytelniczek.
Nie chodzi do spowiedzi, bo księżom zdarza się wypytywać o seks. Chcą wiedzieć ile, jak i gdzie.
"Bóg go rozliczy"
"Ksiądz mi powiedział, że jakby mnie spotkał na ulicy, to by mi dał w ryj. I zaznaczył, że ja nie mógłbym mu oddać" – napisał nam czytający nas mężczyzna. "Bóg go rozliczy" – dodał.
Jezuicki zakonnik, Krzysztof Madel, tłumaczy, że takie zachowania mogą wynikać z natłoku wiernych przed konfesjonałami w okresach przedświątecznych. Wszak dwa z pięciu przykazań kościelnych traktują o tym, że należy "przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty i przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą". Kościółkowi minimaliści czekają zatem ze spowiedzią do ostatniej chwili, a całodzienne kolejki nie sprawią, że ksiądz będzie im bardziej życzliwy.
Żaden autorytet nie ma prawa kogokolwiek obrazić i doprowadzić do łez. Zadaniem księdza ponoć jest służenie ludziom, nie zaś kopanie pod nimi dołków. Jeśli kiedykolwiek będziesz w takiej sytuacji, poinformuj zwierzchnika spowiednika o nieodpowiednim zachowaniu jego podwładnego. Może nie zawsze zamiecie problem pod dywan.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl