Blisko ludziOpisała spotkanie z Chazanem na porodówce. Została rzeczniczką setek Polek skrzywdzonych przez "klauzulę sumienia"

Opisała spotkanie z Chazanem na porodówce. Została rzeczniczką setek Polek skrzywdzonych przez "klauzulę sumienia"

Anna Grzybowska od 27 lat pracuje jako dziennikarka. W Szpitalu im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego w Warszawie urodziła syna. W dniu jego dwunastych urodzin postanowiła podzielić się swoją historią. Na swoim profilu na Facebooku opublikowała post traktujący między innymi o profesorze Chazanie, ku przestrodze. - To wszystko jest niezgodne z prawdą, „wyssane z palca” - odpowiada profesor Bogdan Chazan.

Opisała spotkanie z Chazanem na porodówce. Została rzeczniczką setek Polek skrzywdzonych przez "klauzulę sumienia"
Źródło zdjęć: © PAP/Facebook
WP Kobieta

23.09.2016 | aktual.: 11.06.2018 14:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

„Dyrektorem Szpitala na Madalińskiego był 12 lat temu niejaki Chazan. Profesor. Nie trawiłam suk**na - tak Anna Grzybowska zaczęła swój post . - Od początku wiadomo było, że będę miała cesarkę, bo inaczej Wojtka nie urodzę.
Przyłazi Chazan:
- Co, pani redaktor? Myśli pani, że będzie miała pani jakieś specjalne traktowanie, tak? Poród siłami natury jest najlepszy i dla pani i dla dziecka. Dzieci rodzone przez cesarkę nie mają więzi z matką. Pani zdaje się jest po rozwodzie, a dziecko jest innego ojca, tak? Za swoje grzechy trzeba płacić!

Obraz
© Facebook.com

- Wzięło mnie na wspominki, nie spodziewałam się takiego odzewu! Wydawało mi się, że historia jest dość neutralna, okazało się, że wywołała burzę - opowiada autorka wpisu. - Nieuprawnienie zostałam samozwańczą rzeczniczką kobiet, skrzywdzonych przez "klauzulę sumienia". Nie wiem, jak to się stało, ale jestem z tego szalenie dumna.

Poniżej publikujemy tekst, który Anna Grzybowska napisała dla WP Kobieta. *
12 lat temu w szpitalu Św. Rodziny przy Madalińskiego w Warszawie urodziłam mojego syna, Wojtka. W rocznicę jego urodzin puściłam na Facebooku post, w sumie dość niewinny, opisujący moje przygody z ówczesnym dyrektorem szpitala na Madalińskiego w Warszawie, profesorem Bogdanem Chazanem.
Odzew był nieprawdopodobny - w ciągu trzech godzin post udostępniono ponad 1000 razy, dzisiaj ta liczba sięgnęła 7000. Z całej Polski przychodzą do mnie maile i prywatne wiadomości. Dzwonią do mnie kobiety, które płacząc w słuchawkę opowiadają o potwornych, drastycznych historiach, które miały miejsce w różnych szpitalach. Dostaję setki stron dokumentacji medycznej, ale także wyrazy wsparcia, otuchy i próśb o to, żeby nie odpuszczać. Wstrząsająca jest nie tylko skala problemu, ale także to, że jeden post może zdziałać tak wiele. Oto kilka z tych historii:
*
Małgorzata

„Bardzo długo nie mogłam zajść w ciążę. Jak się w końcu udało, byliśmy tacy szczęśliwi!!! Poprzednio dwa razy poroniłam i musiałam leżeć na patologii ciąży. Moim lekarzem był miedzy innymi Chazan. Cały czas mówił mi, że moje dziecko jest zdrowe. Dopiero w piątym miesiącu, kiedy już było za późno na aborcję okazało się, że dziecko ma nieodwracalne wady genetyczne i poza organizmem matki nie przeżyje. On wiedział o tym wcześniej! Powiedział mi, że gdybym wiedziała, to zrobiłabym skrobankę dlatego lepiej, że dowiedziałam się później! Moja córka żyła dwa dni. Jak przeczytałam pani post to się popłakałam. Nie wiem, czy moje dziecko cierpiało przed śmiercią, ale sobie myślę, że może jednak nie. Chazan napisał mi w karcie, że odmawia aborcji, bo jest na nią za późno. Ale przecież on o tym wiedział! (...) W jednym miał rację, gdybym wiedziała, co urodzę, usunęłabym ciążę, chociaż jestem wierząca. Boże, jak tak można?" - pisze Małgorzata, która do dzisiaj, po kilku latach nie może otrząsnąć się z szoku.
"Rozmawiam z jedną moich przyjaciółek, lekarką z ogromnym stażem. Chciałam się dowiedzieć, w imię czego to dziecko przyszło na świat.
- Nie wiem, nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie - mówi ona. To jest kompletny brak etyki i zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. To jest szokujące. Z punktu widzenia medycznego nie ma żadnych wskazań do utrzymywania takiej ciąży. Nie wiem, co musiała przeżyć ta matka... Najgorsze jest to, że od obrońców moralności dowiesz się, że nie było żadnego błędu, bo lekarz zgodnie z przysięgą ratował do końca życie dziecka. Tylko pytanie, czy to faktycznie jest życie i co z matką?”
Stanisław
„Moja żona rodziła na Madalińskiego w 2003 roku. Od początku było wiadomo, że musi mieć cesarkę. Mieliśmy zaklepany termin na Inflanckiej, ale bóle porodowe zaczęły się na trzy tygodnie przed terminem. Pogotowie zabrało ją na Madalińskiego. Miała przy sobie komplet dokumentacji medycznej, z której wynikało, ze nie urodzi bez cesarskiego cięcia. Chazan uznał, że będzie rodzić "siłami natury". To była makabra. Rodziła 18 godzin zwijając się z bólu. Nie dostała żadnych leków przeciwbólowych, bo on coś mówił o grzechu pierworodnym. Dziś tego nie powtórzę, bo byłem strasznie zdenerwowany. W końcu na szczęście pojawił się inny doktor i natychmiast zrobił cesarkę. Bogu za niego dziękuję, bo moja córka żyje! Gdyby nie on, to strach pomyśleć, co by się stało” - opisuje Stanisław.
Klaudia
„Też miałam tę nieprzyjemność rodzenia u Chazana w 2004. Byłam indukowana (wywoływano poród – red.) przez prawie 3 tygodnie. Urodziłam przez cesarkę w 43. tygodniu ciąży. Usłyszałam od niego, że gdyby Pan Bóg chciał żebym rodziła przez cesarskie cięcie, to by mi suwak zamontował”- opisuje pani Klaudia.
Wioletta
„11 lat temu urodziłam naturalnie po 38 godzinnym porodzie. Chazan tak się zaparł, że ma być naturalnie... Znieczulenie dał po około 34 godzinach, gdy mdlałam i wymiotowałam z wycieńczenia. Wprost powiedział, że dostanę pomoc jeśli wpłacę "cegiełkę". Dzięki Bogu wszystko skończyło się dobrze - relacjonuje spotkanie z doktorem Chazanem Wioletta.

Poród siłami natury to obsesja Chazana. Kiedy ja rodziłam syna, koronnym argumentem na poród siłami natury było dość dziwne oświadczenie, że w przypadku cesarki „ syn nie będzie mieć z panią więzi”. Co ma poród przez cesarskie cięcie do więzi dziecka z matką, tego nie wie nikt. Pytany przeze mnie neonatolog z jednego z warszawskich szpitali warknął: „A daj ty mi święty spokój z jakimiś zabobonami! A jak dzieciakowi po porodzie nie założysz różowej czapeczki, to też nie będzie miał z tobą więzi?!”
W internecie - zwłaszcza na prawicowych portalach - roi się od przestróg przed cesarskim cięciem. Na szczęście za moich czasów nie było jeszcze takiego dostępu do sieci, bo pewnie umarłabym z przerażenia. Dowiedziałam się między innymi o dzieciach „przeciętych na pół” podczas cesarki, o okaleczeniach, o tym, że matki odrzucają swoje dzieci tuż po porodzie, nie mają pokarmu, a urodzone tak dziecko ma skłonności do agresji i choroby psychiczne... Brakuje tylko diabła z rogami.
Trauma matek wydaje się w przypadku „klauzulowców” kompletnie nieistotna. Psychiczne okaleczenie na całe życie wydaje się w ogóle ich nie interesować.
Makabryczne relacje kobiet, które musiały urodzić martwy płód siłami natury, często czekając na poród kilkanaście godzin z martwym dzieckiem w brzuchu, są trudne do przeczytania. Takie posty przychodzą z dziesiątek miejsc w Polsce, ale zawsze gdzieś przewija się osoba profesora Chazana.
„Rodziłam 40 godzin siłami natury! 40 godzin! Nie dostałam znieczulenia, a lekarz powiedział mi, że kobiety tysiące lat tak rodziły, to i ja mogę. Dodajmy, że ten lekarz był uczniem Chazana!”, „Nikt mnie nie słuchał, nikogo nie interesowało, co czuję. Chazan nie odpowiadał na żadne pytania, a na koniec warknął „pacjentka bredzi”. Trudno jest zadawać logiczne pytania po dobie naturalnego porodu, kiedy się z bólu połyka własny język!”, „Miałam to samo - kazano mi rodzić siłami natury. To był koszmar, przez kilka dni nie mogłam patrzeć na własne dziecko. No, ale jeśli coś takiego zaleca główny specjalista do spraw położnictwa, to co się dziwić, że lekarze z takiej dziury jak moja do tego się stosują?”.
Zofia
„Witam panią, mam prawie 80 lat, jestem lekarzem. Na emeryturze, ale lekarzem jest się do końca życia. Czytam to wszystko i cieszę się, ze za moich czasów tego nie było, a przynajmniej nie w takiej skali. To nie wynika tylko z tego, że Chazan jest wierzący, a raczej jak wiem - nawrócony. Większość lekarzy jest wierząca, ale nieudzielenie pomocy pacjentce, zmuszanie do „porodu siłami natury” czy do donoszenia ciąży, nie ma nic wspólnego z religią! Ja nie wiem, co to jest ta „klauzula sumienia”, bo dla mnie najwyższą wartością jest przysięga Hipokratesa. Jeśli ten człowiek chce leczyć zgodnie z jakimiś ubrdanymi „klauzulami” to może niech otworzy gabinet przy klasztorze Wizytek? - proponuje pani Zofia.
Kamila
„8 lat temu zostałam przez Chazana wydalona z oddziału, na który zostałam przyjęta kilka godzin wcześniej na zabieg usunięcia ciąży ektopowej (pozamacicznej – red.) w 10 tyg. Powód: "ciąża zdrowa niezagrażająca życiu matki. 3 procent tego typu ciąż ma szanse na przeżycie". To już nie chodzi o światopogląd czy religię. To jest szarlataneria! Wtedy nie było mowy o deklaracji sumienia, a mimo to nic nie wskóraliśmy. Skazanie pacjentki na dalsze cierpienie oraz realne zagrożenie życia nie zostało zakwalifikowane jako błąd w sztuce lekarskiej. Może komuś się w końcu uda - pisze Kamila.

Takich opowieści są setki: duszące się dzieci, wyjące z bólu matki zmuszane do porodu siłami natury bez znieczulenia, kobiety walczące - często bezskutecznie - o swoje prawa, traktowane jak zło konieczne. Przychodzą z całego kraju, bo musimy zrozumieć, że Chazan to jedynie wierzchołek góry lodowej - on jest pewnym symbolem, ale takich „Chazanów” są tysiące. W tle cały czas przewija się nieprawdopodobny dramat rodziców, którzy najczęściej są zupełnie bezradni.
Mariusz
Równie dramatyczną historię opisuje Mariusz, którego żona w 2013 roku urodziła córkę w szpitalu przy Inflanckiej w Warszawie: „13.10.2010 rok. Lekarz prowadzący powiedział, że powinniśmy mieć poród przez cesarskie cięcie (wskazania: po dwóch poronieniach, kobieta 34- letnia, pierwsze żywe dziecko, wąski kanał rodny). Szpital zdecydował inaczej. Poród trwał kilka godzin. Okazało się, że są problemy z porodem naturalnym, a już jest za późno na cesarskie cięcie. Na sali było nagle kilkanaście osób, które na siebie krzyczały. Pani doktor, którą widzieliśmy po raz pierwszy, wypchnęła nasze dziecko łokciem. Mała urodziła się bez oddechu. Reanimowano ją, stosując masaż serca na przemian z uderzaniem w plecy. W dokumentacji nie ma śladu po reanimacji (a jest na to miejsce). Dziecko musieliśmy rehabilitować, bo po niedotlenieniu miało problem z napięciem mięśniowym. Miała też krwiaka pod czaszką (całe szczęście się wchłonął). W czasie porodu zażyczyliśmy sobie znieczulenie zewnątrzoponowe. Dowiedzieliśmy się od pielęgniarki, że chcemy zabić dziecko, skoro wzięliśmy znieczulenie. Że ból jest czymś naturalnym i idziemy na łatwiznę. Córka po porodzie dość szybko się zrehabilitowała. Rozwija się dobrze i jest zdrowa. Natomiast wspomnienie jest koszmarem na tyle dużym, że nie zdecydowaliśmy się na drugie dziecko.”
Większość osób, z którymi rozmawiałam - wliczając w to lekarzy - chce zachować anonimowość. Nie zgadzam się z tym, ale z pełnym szacunkiem podeszłam do ich decyzji. Na pytanie, czego się boją, lekarze odpowiadali krótko - Chazana. Kobiety bały się ostracyzmu, wyśmiania, potraktowania ich jak histeryczne wariatki. To jest przerażające. Przerażające jest to, ze w XXI wieku, w Europie, kobieta boi się opowiedzieć o tym, co przeżyła.

Redakcja poprosiła o komentarz profesora Bogdana Chazana. Oto jego treść:
„Z tego, co napisała pani Grzybowska wypływa skrajna nienawiść. To wszystko jest niezgodne z prawdą, „wyssane z palca”. Moim zdaniem – to kolejna próba zniszczenia mnie. To oczernianie nie tylko mojej osoby, ale także zawodu, który wykonuję. Nie można bezkarnie nastawać na czyjeś dobre imię. Organizacja Ordo Iuris już podjęła kroki prawne w mojej obronie.
Można powiedzieć, że jestem już „kombatantem” w tego rodzaju zmaganiach. Podobnie ociekające nienawiścią historie publikował w 2007 roku „Dziennik”. Panie redaktorki Zuzanna Dąbrowska i Renata Kim oskarżały mnie o to, że zmuszałem pacjentki, które powinny mieć cesarskie cięcie do porodów naturalnych. Teraz – w momencie, gdy do Sejmu trafia projekt ustawy, który znosi istniejącą dotychczas dyskryminację nienarodzonych dzieci ze względu na stopień rozwoju, niepełnosprawność, okoliczności poczęcia oraz gwarantuje opiekę matkom- rozpoczyna się kolejna nagonka. To na pewno nie jest zbieg okoliczności.
Dodam też, że w czasie, gdy przejmowałem zarządzanie szpitalem im. Św. Rodziny w 2004 roku, była tam wysoka śmiertelność noworodków. Gdy odchodziłem, wyrzucony dwa lata temu za odmowę aborcji przez p. Hannę Gronkiewicz Waltz wskaźnik śmiertelności wynosił zaledwie 3 promile ( w Polsce było w tym czasie 6 promili). Częstość cięć cesarskich była mniejsza, niż w innych szpitalach. Przez 10 lat, gdy byłem tam dyrektorem trzykrotnie zwiększyła się liczba porodów. Mieszkanki Warszawy chciały tam rodzić. Wcale im się nie dziwię. Nadal zachęcam matki do urodzenia dziecka w tym szpitalu.
Osobiste ataki przeciwko mnie były również dwa lata temu. Skończyły się przeprosinami pana Leszka Millera i wyrokiem skazującym w pierwszej instancji pana Piotra Ikonowicza na karę więzienia w zawieszeniu i grzywnę. Będzie się odwoływał.
Do tego, co pisze pani Grzybowska można odnieść słowa: „Będziecie w nienawiści z powodu mego imienia” Mt 10: 16 – 23.”

Źródło artykułu:WP Kobieta
ciążaaborcjaporód
Komentarze (1188)