Oprah medytuje, Anna Wintour gra w tenisa... Ale poranek zwykłych osób wygląda zupełnie inaczej
Godzina piąta rano to godzina najbardziej dramatycznych ludzkich dylematów. Pospać jeszcze te dziesięć minut, czy wstać i umyć włosy? Gdzie mi się zapodział suchy szampon? Zdążę napić się kawy czy kupię ją po drodze? Ciekawe, kto zrobi dzisiaj śniadanie dzieciakom? Czy to jest już "mandatogenna" strefa parkowania czy może jeszcze nie? Kiedy myślę o porankach Anny Wintour, która ma opinię osoby zrywającej się z łóżka o piątej i do 6:45 grającej w tenisa, by potem mieć całe mnóstwo czasu na układanie swojego idealnego boba, to zaczynam się zastanawiać, z jakiej planety pochodzi i czy nie zrobiłaby na niej trochę miejsca i dla mnie.
21.07.2017 | aktual.: 21.07.2017 12:16
Nazwijmy rzecz po imieniu - poranek to walka o przetrwanie. Dla kogoś przyzwyczajonego do pracy pod presją czasu – a praca dziennikarza właśnie tak wygląda – to bułka z masłem, prawda? Akurat. O piątej, szóstej rano najważniejsza jest kawa, woda z cytryną, koktajl, rzadziej – niestety – śniadanie. Bój z własnym ciałem o otwarcie powiek trwa przez kolejnych kilkanaście minut, aż do pierwszego kontaktu z inną ludzką istotą. Słynny syndrom "nie mów do mnie z rana" nabiera nowego znaczenia, kiedy trzeba reagować na obecność partnera, dzieci i innych osób spieszących o poranku do pracy.
Diabeł tkwi w szczegółach, o czym zawsze doskonale zdawała sobie sprawę Anna Wintour. Legenda "Vogue'a" nie tylko przez lata znajdowała rano czas na godzinkę na korcie tenisowym, ale na dodatek grała, dając z siebie wszystko. Chyba po prostu inaczej nie potrafi.
Mnie ledwie chce się rano zarzucić na siebie dres z napisem "Gwiezdne Wojny" (przypominający, że moc jest ze mną) i przebiec kilka kilometrów, a i to tylko wtedy, gdy akurat nie pada. A ponieważ lato mamy wyjątkowo deszczowe… W takich momentach lepiej nie myśleć o Michelle Gass, przez wiele lat noszącej tytuł królowej Starbucksa, która wbrew pozorom nie zaczyna dnia od filiżanki kawy, ale zrywa się codziennie o 4:30, żeby pobiegać.
Ale nic straconego, inspiracje do mądrego "porankowania" płyną od silnych, pewnych siebie kobiet sukcesu z całego świata. Moją idolką pod tym względem jest Oprah Winfrey. Jej w stu procentach doskonały poranek zamyka się w kilku krokach, które każdego dnia wykonuje w dokładnie tej samej kolejności.
Najpierw medytacja. Nie za długo, 20 minut, które pozwalają jej wyciszyć się, nim ponownie rzuci się w wir agresywnego showbiznesu. – Wiedząc na pewno, że nawet w codziennym szaleństwie, które bombarduje mnie z każdej strony, wciąż jest jakaś stałość i nieporuszoność… Tylko wychodząc z tego obszaru mogę działać najlepiej w pracy, żyć jak najlepiej – opowiada Oprah w swoim programie.
Po medytacji przychodzi czas na trochę ćwiczeń, które Oprah może wykonywać w swojej prywatnej siłowni. Potem już tylko chwila na "włączenie się" w wir codzienności. Dla jednych może to oznaczać wysłuchanie ulubionej piosenki, dla innych zabawę z kotem. Oprah włącza się, grając w scrabble na swoim iPadzie. Na koniec chwila na zdrowe śniadanie – dziennikarka też stawia na zielone koktajle i płatki zbożowe. Dopiero teraz jest gotowa, aby dać z siebie 100 procent w pracy.
Medytacja, joga, tai-chi o poranku to dobry sposób na znalezienie równowagi. Warto sprawdzić na własnej skórze, co najlepiej działa w naszym przypadku. Steve Jobs w jednym ze swoich słynnych przemówień opowiadał, że przez trzydzieści lat każdego ranka przyglądał się swojej twarzy w lustrze i zadawał sobie jedno, proste pytanie: "Co bym dzisiaj zrobił, gdyby to był ostatni dzień mojego życia?".
Indra Nooyi, od 2006 roku dzierżąca niepodzielną władzę w korporacji Pepsi, woli spędzić cenne poranne minuty na motywowaniu samej siebie. Jak to wygląda w praktyce? Czy milionerka staje przed lustrem i mówi sobie "Możesz to zrobić!", "Jesteś najlepsza!"? O czwartej rano – bo o tej właśnie godzinie codziennie wstaje kobieta dwukrotnie nazwana przez magazyn "Fortune" najpotężniejszą kobietą świata - musi brzmieć to naprawdę przekonująco. Nooyi zresztą nigdy nie była śpiochem. W pracy pojawia się nie później niż o 7 rano.
Kiedy opowiadam o tych porannych zwyczajach koleżankom, które mają dzieci, przecierają oczy ze zdumienia. Jaka medytacja, jakie "Jesteś silną, niezależną kobietą", wyśpiewywane do lustra! – Jeśli nie zaśpię, mam maksymalnie dziesięć, piętnaście minut dla siebie sam na sam w łazience, po czym za każdym razem stwierdzam, że jestem już spóźniona – opowiada Dominika, mama dwójki dzieci.
– Niekompletnie ubrana, z jednym pomalowanym okiem biegnę budzić dzieci. Starszy pięciolatek wstaje od razu, jest ciekawy świata, ale młodsza dwuipółlatka po przebudzeniu lubi poleżeć w łóżku. No więc, żeby nie zaczęła rzucać się w ataku histerii, muszę się do niej położyć na kolejne piętnaście minut, przytulić ją i dopiero wtedy się uspokaja – opowiada. Co dalej? Młoda mama zbiega do kuchni, zwykle niekompletnie ubrana, z jednym pomalowanym okiem – są rzeczy ważne i ważniejsze – i spieszy, by zrobić młodym kawę Inkę, bez której nie wyjdą z domu, i tosty z miodem albo z dżemem.
- Czasami wypiją Inkę w dwie sekundy przez słomkę, a czasami, zwykle wtedy, kiedy jestem spóźniona, lubią marudzić, że jest za mało słodka, że niedobra, "mamo zrób drugą", co trwa kolejne osiem minut – tłumaczy. Potem już tylko zakładanie butów… - To taka codzienna awantura z moim synkiem o to, które buty założyć. Zielone, niebieskie? Pewnego dnia jego buciki zjadł pies i musiał w słoneczny dzień iść do przedszkola w kaloszach. A tak, mam jeszcze psa – uśmiecha się Dominika.
Kobieta wyjeżdża z domu koło ósmej (zaczyna pracę o 9), ale musi liczyć się z tym, że dzieciaki w przedszkolu będą przyklejały się do jej nóg i błagały, żeby zabrała je ze sobą do pracy. Kiedy pytam o kawę, śniadanie, uśmiecha się wymownie. – Mam trzy termosy, na wypadek, gdybym nie miała czasu któregoś umyć. Piję w drodze. Jem… gdzieś tam pomiędzy – mówi. Poranne rytuały? Już nie pamięta, co to takiego.
A jak wyglądają wasze poranki?