Oszuka męża, weźmie kredyt. Na kosmetyki wyda ostatni grosz
Mój dług w banku wynosi 17 000 zł. Wszystko wydałam na kosmetyki. Maż nie wie o tym. Gdyby się dowiedział byłby rozczarowany i zły. A ja przecież robię to dla niego, żeby mu się podobać
22.01.2016 | aktual.: 23.01.2016 14:53
Snobizm, nobilitacja, uprzyjemnienie codziennej egzystencji i kompleksy - to zaledwie kilka powodów dla których konsumentki decydują się na kupno produktów luksusowych. Według badań CBOS 45 procent społeczeństwa polskiego uważa, że stała dbałość o cerę, makijaż i fryzurę decyduje o powodzeniu w życiu zarówno zawodowym jak i osobistym.
Według ankietowanych - zadbani myślą o sobie lepiej i inni myślą lepiej o nich. Poszukiwanie przez kobiety przyjemności w drogich kosmetykach przypomina licytację - z upływającym czasem, z chorobą i brakiem satysfakcji w życiu.
- Jestem sekretarką w przychodni specjalistycznej. Zarabiam najniższą krajową, niewiele ponad 1200 zł na rękę. Mój mąż zarabia 7 tysięcy. Trudno się do tego przyznać, ale dla kremu, serum, kremu pod oczy, jestem w stanie systematycznie okradać go od 500 do 1000 zł.
Beata (55 lat) przez kilkanaście lat nie pracowała. Mąż Adam zarabiał wystarczająco dużo żeby utrzymać rodzinę. Zadaniem żony było gotowanie, sprzątanie i wychowywanie dwóch synów.
- Zaszłam w ciążę na studiach, przerwałam je i nigdy nie wróciłam. Wyszłam za mąż, urodziłam drugiego syna. Zajęłam się domem - opowiada 55-latka. - Mąż nie zarabiał tak dobrze kilkanaście lat temu. Wtedy zajmowałam się „czym się dało”, uruchamiałam znajomości żeby dorobić. Sprzątałam, byłam pomocą dla księgowej itp. Kiedy mąż zaczął lepiej zarabiać nasze życie zmieniło się.
Musiałam przez ostatni rok kombinować
Kiedy synowie wyjechali na studia Beata nie miała co robić. Adam zaproponował jej pójście do jakiejś lekkiej pracy (Beata jest po zawale).
Powtarzał, żeby zrobiła coś dla siebie, żeby nie siedziała sama w domu. Beata czuła, że presja męża jest niesprawiedliwa. Bo to przecież ona przez wiele lat pracowała ciężko w domu. Teraz miała ochotę na to, żeby nic nie robić. Szczególnie, że dużo czasu zajmowała jej codzienna pielęgnacja urody.
- Kuracja przeciwzmarszczkowa, która kosztuje 1995 zł po zniżkach, do tego co dwa dni pielęgnacja okolic oczu, raz w tygodniu maska nawilżająca i delikatna maseczka na dekolt - rozpoczyna wyliczankę zadbana 55-latka. - Dodatkowo kuracja na dłonie. Bo przecież, po dłoniach widać wiek kobiety. Jestem przeczulona na punkcie dłoni, krem kosztuje 420 zł, a do tego stosuję maseczkę na dłonie za 335 zł.
Oszczędzam na manicure, bo robię sama. No i pedicure, również tanio, bo po latach patrzenia manicurzystkom, na ręce wiem jak to robić. Ale wiadomo peeling do stóp, odżywka do paznokci, pilniczek elektryczny. Łącznie około 200 - 300 zł. To nie są jednorazowe wydatki, drogie kosmetyki są wydajne. Żeby je sobie kupić, musiałam przez ostatni rok kombinować - przyznaje się Beata.
Nie mówi zbyt wiele o działaniu kremów. Od tak dawna używa kosmetyków luksusowych, że nie pamięta jak to jest używać tych drogeryjnych, jak sama twierdzi, wygląda o 10 lat młodziej niż jej rówieśniczki i zawdzięcza to kosmetykom, a nie dobrym genom .
Nie ma poczucia winy, że okrada systematycznie męża. Twierdzi, że upokorzył ją zmuszając do pójścia do pracy, po tym, jak synowie wyjechali na studia. Jest to dla niej dowód, że nie pamięta jej ciężkiej pracy z początków małżeństwa. Teraz za zarobione pieniądze Beata kupuje jedzenie. Ale i na tym stara się oszczędzać.
- Kupuję w barze mlecznym zupę pomidorową, akurat na dwie osoby. Na drugie danie dwa cienkie kotlety i kartofle. Wyrabiam się w 15 zł. Od czasu do czasu kupuję coś lepszego np.: wołowinę w sosie. Ale też w mlecznym. Mąż myśli, że ja gotuję. Ale jak miałabym to robić po pracy? Mam 55 lat, nie widzę powodu, żeby gotować do końca moich dni. To co zaoszczędzę na jedzeniu, odkładam na kosmetyki albo ubrania.
Najdroższy krem jaki Beata kupiła to eliksir młodości. 250 ml specyfiku kosztowało 3840 zł.
- Do tej pory kupowałam próbki, 5 - 7 ml, ale kiedy mąż postawił mnie przed faktem dokonanym, że mam iść pracować jako sekretarka, to postanowiłam zainwestować w siebie. Chciałam wyglądać jak człowiek. Kupiłam ubrania, eleganckie bluzki, spódnice. No i krem, pomyślałam sobie, że nie będę kupować próbek i małych opakowań, kupię największe, za niecałe 4000 zł. Mąż dał mi 2000 zł na ubrania, wyjęłam z jego konta 3000 zł, dołożyłam oszczędności z jedzenia i po prostu spełniłam swoje marzenie.
Oprócz pokaźnej liczby kremów, Beata ma również imponującą kolekcję markowych perfum.
- Mąż lubi perfumy, więc dostaję je na każdą okazję, używam tylko jednych. Tych najdroższych. To limitowana wersja. Mała buteleczka kosztuje 653 zł. Niektóre flakony są nierozpakowane. Ostatnio pomyślałam sobie, że może zacznę je sprzedawać przez internet. Mąż ma też pokaźną kolekcję, przynajmniej 1/3 jest zafoliowana. Po przeliczeniu wyszło mi, że mogłabym zarobić na peeling do ust, gęsty balsam i samoopalacz -bo zbliża się lato, i piankę do mycia twarzy z peelingującymi drobinkami. Kosztowałoby to około 2000 zł.
Beata mówi, że dzięki kosmetykom czuje się lepiej. Życie wydaje się milsze i lżejsze, dzięki „drobnym” przyjemnościom. Przyznaje, że wpływają na jej poczucie własnej wartości. Mąż od lat nie zwraca na nią uwagi, ogląda się za młodymi dziewczynami. W czasie ich małżeństwa, Beata kilkakrotnie podejrzewała męża o zdradę. Zdarzało się, że znajdowała w telefonie męża smsy od obcych kobiet. Na pytanie dlaczego nie odeszła, odpowiada szczerze, że nie jest gotowa na zmianę poziomu życia.
Ciągle wymyślam jakieś masaże
- Odkąd pamiętam mam problemy z kręgosłupem. To nic wielkiego, wrodzona wada postawy i wypadł mi dysk kiedy miałam 19 lat, od tamtej pory leczę się nieustannie - rozpoczyna swoją opowieść Ilona (35 lat). - Czasem, zamiast na rehabilitację wolę wydać pieniądze na drogi kosmetyk. Ciągle wymyślam jakieś masaże, rehabilitacje, żeby męża nie dziwiły wydane przeze mnie pieniądze. Gdybym mu powiedziała, że chcę sobie kupić serum do twarzy za 400 zł i krem pod oczy za 350 zł padłby trupem.
Ilona i Kuba są małżeństwem od 5 lat. Kuba zajmuje się sprzedażą w dużej korporacji. Ilona jest anglistką. Kiedyś uczyła w szkole. Od kiedy bóle kręgosłupa stały się uciążliwe zajęła się tłumaczeniami i udzielaniem korepetycji.
Jej miłość do kosmetyków zaczęła się, kiedy zmuszona do leżenia przez kilka tygodni z powodu bólu, zaczęła szukać próbek kremów przeciwzmarszczkowych. Presja posiadania młodej skóry, bez zmarszczek i przebarwień, atakowała ją z telewizora, gazet i internetu.
- Kiedy zobaczyłam w lustrze okropną bruzdę na policzku, zdałam sobie sprawę, że już po mnie. To znaczy jestem stara, że będzie coraz gorzej. Mąż jest młodszy ode mnie o 3 lata. Od razu pomyślałam, że znajdzie sobie młodszą kobietę. Taką, która jest zdrowa, nic jej nie boli i ma skórę gładką i młodą. Zaczęłam wydawać pieniądze na kremy, kupowałam głównie przez internet. Ale z natury jestem niecierpliwa. Każdemu kremowi dawałam miesiąc czasu, jak po miesiącu nie było zmian, wykorzystywałam go jako balsam do rąk.
Po serii nieskutecznych kuracji drogimi kremami kosztujących od 300 do 600 zł, Ilona sięgnęła po jedną z najdroższych na polskim rynku, kompleksową kurację przeciwzmarszczkową, która kosztowała 9500 zł. Wzięła w banku pożyczkę.
- Piękne buteleczki, cudowna konsystencja. Działanie jest widoczne. Nawet mąż mówi, że wyglądam lepiej niż przed ślubem. Mówię mu, że to zasługa siemienia lnianego i maseczek z płatków owsianych. Chyba wierzy. Kosmetyki trzymam w skrytce, za podręcznikami do angielskiego.
Rosnąca nadwaga z powodu siedzącego trybu życia i zajadania nudy zaczęła dołować Ilonę. W ciągu roku przytyła 15 kg. Unikała luster, chodziła w dresach, próbowała diet, ale w żadnej nie potrafiła wytrwać. Kuba próbował podbudowywać żonę. Ale Ilona wiedziała swoje, że jest gruba stara i chora.
- Antycellulitowe kremy pochłaniały wszystkie pieniądze. Powiększyłam kredyt w banku. Tłumaczyłam sobie, że muszę przecież coś zrobić dla siebie. Nie miałam jak ćwiczyć, diety były trudne i dawały mały efekt. Nie mogłam się ładnie ubrać, bo w rozmiarze 44 trudno wyglądać ładnie. Poszłam w kosmetyki. Mam trzy różne kremy pod oczy, 4 rodzaje peelingów do twarzy i ciała, kremy i żele ujędrniające, szczotki z dobrego włosia poprawiające ukrwienie skóry, maseczki, wypełniacze zmarszczek. Wyszło około 4000 zł.
Na półce Ilony w łazience, stoi tylko jeden balsam do ciała, krem do twarzy i jeden pod oczy. Białe pudełeczko na szafce nocnej, kryje 14 próbek różnych kremów kupionych przez internet. Na szafce męża, stoi jeden krem w plastikowej buteleczce no-name. - To mieszkanka kremów, które mnie zawiodły. Mąż ma suche dłonie. A ja smaruję nim stopy i łokcie. Wiem, że jestem uzależniona od kremów. Mój dług w banku wynosi 17 000 zł. Wszystko wydałam na kosmetyki. Maż nie wie o tym. Gdyby się dowiedział byłby rozczarowany i zły. A ja przecież robię to dla niego, żeby mu się podobać.
Ewa Kaleta/WP Kobieta