"Palimy się!" – krzyknęła babcia. Sześcioosobowa rodzina wybiegła z domu tak, jak stała
16.10.2020 07:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka dni temu w Jabłówku w gminie Łabiszyn doszło do pożaru. Patryk Chróśniak i jego rodzina wybiegli z płonącego domu, zostawiając w nim cały swój dobytek. – Pierwsze, co zrobiłem, to zbiegłem szybko z łóżka, poszedłem na dół i zobaczyłem, że w kuchni jest duży ogień – relacjonuje 23-latek w rozmowie z WP Kobieta.
Wielopokoleniowa, sześcioosobowa rodzina z Jabłówka w województwie kujawsko-pomorskim na zawsze zapamięta dzień 10 października 2020. To wtedy doszło do pożaru domu, który należy do nich od blisko stu lat. Ogień zabrał im wszystko i dzisiaj liczą na pomoc ludzi dobrej woli.
Patryk Chróśniak w rozmowie z WP Kobieta opowiedział, jak doszło do tragicznego zdarzenia.
– Na piętrze dzielę pokój ze swoim bratem. Rano zostałem obudzony krzykiem babci: "Palimy się". Pierwsze, co zrobiłem, to zbiegłem szybko z łóżka, poszedłem na dół i zobaczyłem, że w kuchni jest duży ogień, wydobywało się mnóstwo dymu. Szybko pobiegłem do łazienki, gdzie namoczyłem ręcznik z myślą, żeby odciąć gaz. W tym samym momencie krzyknąłem, żeby wszyscy uciekali z domu.
Rodzina nie zastanawiała się – wszyscy wybiegli na podwórko tak, jak stali. Nie szukali cennych rzeczy, nie próbowali ratować rodzinnych pamiątek.
– Siostra miała pokój obok kuchni, mama z babcią były blisko drzwi wejściowych. Ja próbowałem wejść do kuchni, ale nie się nie dało. Też wybiegłem i zapytałem brata, czy dzwoni na straż pożarną. Czas się liczył. Wybiegliśmy tak, jak staliśmy. Nikt nie myślał o tym, żeby założyć na siebie coś ciepłego, nawet butów nie włożyliśmy – relacjonuje Patryk.
Spłonął ich cały dobytek
Kiedy rodzina wybiegła na zewnątrz, nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Widok płonącego domu ich przeraził. Dym był wszędzie.
– Było tak dużo dymu, że nic nie było widać. Od strony pola można było zobaczyć, jak dym wylatuje dachem. Byliśmy zdruzgotani, bo każdy miał świadomość, co się stało. Sąsiedzi przybyli w ciągu dwóch minut. Każdy myślał, że paliły się budynki, gdzie przebywają zwierzęta. Prawda okazała się inna. Bardzo starali nam się pomóc.
23-latek podkreślił, że nie pojawili się jeszcze eksperci, którzy określą konkretną przyczynę pożaru. Najprawdopodobniej butla z gazem była nieszczelna.
– Z tego, co mówiła mi babcia, to z butli szedł ogień. Gotował się obiad, babcia weszła do pomieszczenia i mówiła, że butla stała w ogniu.
Zniszczenia są ogromne. Na miejscu pojawili się specjaliści, którzy ocenili, że budynek najprawdopodobniej trzeba będzie zburzyć.
– Cała dolna kondygnacja budynku jest spalona. Na piętrze udało się uratować meble dębowe z pokoju mojego i brata. Najważniejsze, że dzięki strażakom udało się też ocalić w pokoju rodziców szafkę ze wszystkimi istotnymi dokumentami.
Wielopokoleniowa rodzina straciła dom
W domu mieszkało 6 osób: Patryk i jego dwójka rodzeństwa, rodzice i 70-letnia babcia. Obecnie większość z nich mieszka oddzielnie u osób z rodziny, które zaoferowały pomoc.
– Ja przeprowadziłem się do mojej dziewczyny, brat i siostra mieszkają u siostry mamy. Babcia też przebywa u rodziny. Mama z tatą mieszkają na miejscu, w garażu, w którym trzymaliśmy samochody. Zaczęliśmy składować tam rzeczy, żeby mieli na czym spać. Jedna osoba musi cały czas zajmować się gospodarstwem, a oni nie chcieli mieszkać osobno.
Z pomocą przyszedł też burmistrz gminy, który pomógł przekształcić garaż w małą kawalerkę.
– Na ten moment rodzice dają radę, bo porozkładaliśmy tam koce, które stanowią izolację. Przywieziono nam też taką dużą dmuchawę, która daje bardzo dużo ciepła. Burmistrz i gmina Łabisze pomogli nam zrobić w garażu malutką kawalerkę, miejsce, żeby się umyć, coś ugotować. Przyjechała firma i bardzo szybko działają. Doprowadzili wodę i szambo do garażu – opowiada Patryk.
Patryk podkreśla, że rodzina straciła praktycznie wszystko. To dla nich ogromny cios.
– Na razie jesteśmy na lodzie. Wszystko, co najważniejsze: pieniądze, ubrania, nasze rzeczy spłonęły. To jest bardzo ciężka sytuacja. Jesteśmy zszokowani, ale pomoc ludzi daje nam nadzieję.
W sieci trwa obecnie zbiórka, którą założyła Maja Gadzińska, kuzynka Patryka.
– Próbowaliśmy się dowiedzieć od naszych najbliższych, czego potrzebują. Oni byli w szoku, rozmiar tej straty ich przytłoczył. Mogę pomagać im jedynie na odległość, bo mieszkam gdzieś indziej, ale zależało mi na tym, aby tę pomoc jak najlepiej skoordynować, żeby była skuteczna – powiedziała organizatorka zbiórki w rozmowie z WP Kobieta.
Pierwotny cel zbiórki to 100 tys. zł. Najprawdopodobniej rodzina będzie potrzebowała znacznie więcej pieniędzy na odbudowę domu i wyposażenie go na nowo.
– Początkowo utworzyłam zbiórkę na 100 tys. zł, żeby nie przestraszyć ludzi. Wtedy nie miałam też informacji, jak duże są straty. Ale przyda się każdy grosz. Oni będą musieli odbudować wszystko, całe swoje życie – dodaje.
Pożar domu to wydarzenie traumatyczne
Psychoterapeutka dr Ewa Pragłowska, specjalistka z Kliniki Terapii Poznawczo-Behawioralnej Uniwersytetu SWPS nie ma wątpliwości, że pożar domu jest wydarzeniem traumatycznym.
– Pożar domu stanowi wydarzenie traumatyczne. To specjalny rodzaj stresora, który oznacza, że osoby doświadczają bezpośredniego zagrożenia własnego życia lub są świadkami zagrożenia życia innych osób. Po przeżyciu takiego doświadczenia osoby mogą prezentować bardzo silne emocje takie jak lęk, czasem złość. Obserwujemy również reakcje takie jak płacz, krzyk, zaburzenia snu, zaburzenia funkcjonowania w większości obszarów życiowych. Taka reakcja wymaga wsparcia najbliższych osób – mówi ekspertka w rozmowie z WP Kobieta.
Specjalistka podkreśla, że może okazać się, że w miarę upływu czasu objawy mogą narastać – ostrą reakcję na wydarzenia traumatyczne obserwujemy przez 3 miesiące.
– U większości osób ona maleje, ale jest około 10-15 proc. osób, u których te objawy nie ustępują, a czasem narastają, przyjmując formę zaburzenia stresowo-pourazowego, znanego w skrócie jako PTSD. Wtedy pojawiają się objawy takie jak unikanie brania udziału w aktywnym życiu, powroty do wydarzeń traumatycznych we śnie. Mogą pojawić się zmiany w myśleniu o sobie, o świecie, postrzeganie siebie jako osoby bezradnej, objawy depresji, lęku, problemy z koncentracją i przewlekłego zmęczenia.
Jeśli takie objawy są zauważalne, należy skontaktować się ze specjalistą
– Nieleczenie zaburzeń może sprawić, że do końca życia ta osoba będzie miała problemy z "normalnym" funkcjonowaniem, nawet jeśli bliscy będą mówić: "Nie martw się, dom już odbudowany. Ciesz się życiem" – mówi Pragłowska.
Rodzinę możecie wesprzeć TUTAJ.